Przypadek czy podpalenie?
Przypadek czy podpalenie?
Policyjni śledczy z regionu Durham i strażacy podejrzewają, że gigantyczny pożar, jaki wybuchł w niedzielę rano w popularnym jabłoniowym sadzie Algoma Orchards w Newcastle nie był przypadkowy
– To było piekło. Widziałem je (płomienie) z autostrady 401, a niebo było całe pomarańczowe. Płomienie miały przeszło 75 stóp wysokości – powiedział właściciel sadu Kirk Kemp.
Kemp i niektórzy z jego pracowników robili opryski w pobliskim sadzie, kiedy otrzymał telefon, że na zapleczu zabudowań gospodarczych wybuchł pożar. Przechowywano na nim dziesiątki tysięcy pustych pojemników do przechowywania jabłek.
Jeden z kierowców ciężarówek należących do Kempa wrócił właśnie z dostawy i kończył papierkową robotę, gdy zauważył płomienie i dym kłębiące się na podwórku.
– Kiedy wjechał na plac, niczego nie widział. Dziesięć minut później, gdy wyszedł z budynku, zobaczył, jak płomienie wybuchają nad pojemnikami. Zadzwonił pod 911 i zaczął wyprowadzać ciężarówki – powiedział Kemp.
Pożar gasiło około 45 strażaków.
Kemp i niektórzy z jego pracowników pojawili się na miejscu wkrótce po nich i zaczęli działać. Z pomocą wózków widłowych, zabierali ocalałe stosy pojemników sąsiadujące z ogniem, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się pożaru do głównego budynku.
– Oni (strażacy) wylewali na te kosze wodę, aby uodpornić je na ogień, a my po prostu wyciągaliśmy kolejny ich rząd za rzędem… No i zatrzymaliśmy go (pożar) 75 stóp od budynku. W przeciwnym razie ogień zająłby budynek – powiedział Kemp.
Stłumienie pożaru zajęło strażakom około czterech godzin.
Gord Weir, szef straży pożarnej w Clarington, twierdzi, że zniszczone jest ponad 30 tysięcy plastikowych i drewnianych pojemników. Uszkodzone są także dwa wózki widłowe, kilka ciężarówek i przyczep.
Śledczy z Clarington Fire i regionalna policja w Durham współpracują w celu ustalenia przyczyny pożaru. Będą przeglądać wideo z monitoringu z obiektu, mając nadzieję, że może ono da odpowiedź na pytanie – dlaczego wybuchł pożar.
– W tym momencie jest to uważane za podejrzane, nie jesteśmy w stanie wskazać, co go spowodowało – powiedział Weir.
Na szczęście nikt nie został ranny. Na razie nie ma też oszacowania poniesionych szkód.
Kemp jest wdzięczny strażakom, że udało się ocalić główny budynek. Jego pracownicy będą mogli wrócić do pracy w poniedziałek.
– Nikt nie jest ranny, pojemniki można wymienić. To boli, ale jutro będziemy działać – podsumował właściciel Algoma Orchards.