Niepewna przyszłość szkoły i mieszkańców White Head Island
Niepewna przyszłość szkoły i mieszkańców White Head Island

Barry Russell stoi przed White Head Elementary, najmniejszą szkołą w Nowym Brunszwiku.
Kiedy w latach pięćdziesiątych Barry Russell był uczniem White Head Elementary School miał około 20 kolegów do zabawy na boisku.
– Podczas przerwy wychodziłem na zewnątrz i bawiłem się, kiedy była dobra pogoda – opowiada – Najczęściej pod szkołą graliśmy w piłkę.
Dzisiaj, przy zaledwie trzech uczniach malutka wyspiarska szkoła ma więcej ustawionych huśtawek niż studentów. Plac zabaw jest cichy. To dla mieszkańców White Head Island znak czasów.
Wyspa położona przy południowo-wschodnim krańcu Grand Manan w Zatoce Fundy ma około sześciu kilometrów kwadratowych i jest jednym z najtrudniej dostępnych miejsc w Nowym Brunszwiku., Na wyspę można dotrzeć promami, które kursują dwa razy dziennie.
Wyspę zamieszkuje społeczność rybacka licząca nieco ponad sto osób. W tej maleńkiej społeczności rybackiej znajduje się maleńka szkoła, do której uczęszcza coraz mniej uczniów. W tym roku jest ich troje. Tak mała liczba powoduje, że przyszłość szkoły stoi pod znakiem zapytania.
Niektórzy mieszkańcy przypominają sobie czasy, kiedy na wyspie mieszkało blisko 500 osób.
Duane Banks reprezentuje trzecią generację mieszkańców White Head. Jego dziadkowie przenieśli się z Nowej Szkocji na początku XX wieku, aby znaleźć się w pobliżu dobrze prosperujących łowisk.
W tamtym czasie w wodach roiło się od przegrzebków, homarów, mintaja, dorsza, śledzia i halibuta.
– Tutejsze łowiska były bardzo bogate – opowiada – Wtedy ryby wyskakiwały prosto z wody – to było niewiarygodne.

Duane Banks to mieszkaniec trzeciego pokolenia White Head Island.
Brzegi White Head były otoczone przez rybne rośliny, siedliska homarów i owoców morza. Rybołówstwo jest nadal głównym sposobem zarabiania na życie, ale ogranicza się głównie do homarów.
Banks, liczący sobie obecnie 50lat mówi, że wyspa to było wyjątkowe miejsce do dorastania, z dużą ilością pracy, wieloma dziećmi w pobliżu gdzie „nie brakowało” rzeczy do zrobienia.
– Było miło. To była zżyta społeczność, prawie jak jedna duża rodzina – wspomina.
Tak zimno, że wracalismy do domu
73-letni Russell jest emerytowanym łowcą homarów, a także wyspiarzem w trzecim pokoleniu. Jego babcia przeprowadziła się z okolic Fredericton, aby pracować jako nauczycielka, wyszła za mąż i nigdy z wyspy nie wyjechała.
Kiedy Russell uczęszczał do szkoły podstawowej, był to drewniany, dwukondygnacyjny budynek, ogrzewany za pomocą grzejnika olejowego.
W tych latach nie było izolacji ani kanalizacji w pomieszczeniach.
– Siedzieliśmy w szkole w ławkach ubrani w kurtki, spodnie narciarskie, buty i rękawiczki – opowiada – A potem, kiedy robiło się tak zimno, że już trudno było wytrzymać szliśmy do domu.

Osada rybacka White Head Island położona jest w pobliżu południowo-wschodniego krańca Grand Manan.
Po ukończeniu klasy 6 Russell i jego koledzy z klasy przeszli do liceum na Grand Manan. W tamtych latach nie było promu samochodowego, więc dzieci płynęły do szkoły łodzią z homarami, której kapitanem był jego dziadek.
– Chodziliśmy do szkoły prawie przy każdej pogodzie – mówi Russell – Budziłem się rano, nasłuchiwałem, miałem nadzieję, że wieje zbyt mocno, więc nie muszę iść do szkoły.
Za każdym razem, gdy nadciągała burza, liceum zwalniało wcześniej uczniów z White Head dając im czas na dotarcie do domu, zanim morze stanie się zbyt wzburzone.
Rejsy łodzią nie zawsze były przyjemne. W wietrzne dni strasznie bujało i woda przelatywała nad pokładem.
Banks mieszkał na tyle blisko nabrzeża, że mógł patrzeć, jak łódź wpływa do portu. Wtedy zrywał się i biegł, by ją złapać w ostatniej chwili.

Wyspa White Head jest połączona z Grand Manan promem.
– Jeśli nie nauczyłeś się dużo w szkole, nauczyłeś się na promie – opowiada – To było również świetne miejsce do odrabiania lekcji, ponieważ rejs trwał co najmniej pół godziny.
Wszystkie stopnie w jednym pomieszczeniu
Obecna szkoła podstawowa White Head to położony na wzgórzu mały budynek z widokiem na ocean.
Jest podobny do nowoczesnej wersji jednopokojowego budynku szkolnego, z dwiema salami lekcyjnymi podzielonymi na środku przestrzenią biblioteczną.
Wesley Silliker jest dyrektorem zarówno Grand Manan Community School, jak i White Head Elementary. Mówi, że mała szkoła oferuje szczególne doświadczenie, które obecnie trudno znaleźć.
– Dorastasz z kolegami z klasy, myślę, że jest to coś, co mógłbyś przegapić w większej szkole – mówi Silliker – Jest w tym pewne piękno, którego nie doświadczysz w innych miejscach.

Z zaledwie trójką dzieci zapisanych tej jesieni, White Head Elementary School ma więcej huśtawek niż uczniów.
Na początku lat 90-tych szkoła zaczęła oferować przedszkole w ten sposób dodatkowo rozszerzając przedział wiekowy szkoły.
Banks opowiada, że kiedy był uczniem, przebywanie w tym samym pokoju z kolegami z klasy od 1 do 6 było „trochę onieśmielające”.
– Trzeba było doświadczyć wszystkiego po trochu, nie tylko z kolegami w twoim wieku. Byłem tam również z ludźmi o sześć lat starszymi.
Do szkoły uczęszczało również dwoje dzieci Banksa. Jego córka przeniosła się do Saint John, gdzie pracuje jako pielęgniarka, a jego 19-letni syn nadal mieszka na wyspie i łowi z nim ryby.
Unikalne wyzwanie w nauczaniu
Melanie Colwell była nauczycielką Banksa. Od 1973 roku uczyła w każdej klasie, a później pracowała jako nauczycielka wspomagająca i asystentka ds. edukacji.
– W końcu, kiedy grupa uczniów stała się wystarczająco mała, wszyscy byli w jednej klasie, a ja po prostu krążyłam po sali i uczyłam poszczególnych uczniów – opowiada.
W czasie, gdy Colwell pracowała w szkole, do szkoły uczęszczało aż 21 uczniów. Ale w ostatnim roku miała tylko siedmiu uczniów i żadnego ucznia w pierwszej klasie.
67-letnia Colwell mówi, że połączone zajęcia pozwoliły uczniom szybko się uczyć i osiągnąć sukces. Kiedy młodsi uczniowie kończyli zadania, słuchali lekcji dla starszych klas.
Kiedy Stephanie Fitzsimmons pracowała w szkole w latach 2003-2010, była jednym z dwojga nauczycieli wraz z asystentem edukacyjnym dla 8 do 10 uczniów.
Fitzsimmons mieszkała na Grand Manan i każdego dnia płynęła promem do pracy. Kiedy prom przestał działać z powodu problemu mechanicznego, mieszkańcy podwozili ją do domu na łodzi rybackiej.
– Społeczność była naprawdę pomocna – opowiada – Jeśli było coś, czego kiedykolwiek potrzebowaliśmy, włączali się i zbierali na to fundusze.
Posiadanie tych samych uczniów przez wiele lat powodowało nawiązywanie silnych więzów między ludźmi.
– W pewnym sensie musiałam być z nimi rodziną – mówi.
Nie widzę przyszłości
Sklep J.F. Morse and Son był miejscem spotkań społeczności. Sprzedawał wszystko, od gazu i artykułów spożywczych po świeże mięso i narzędzia. Zamknięto go kilka lat temu.
Od zniknięcia sklepu szkoła podstawowa stała się jedynym centrum społeczności, gdzie odbywają się koncerty bożonarodzeniowe i coroczne pikniki.

To była wielka strata dla mieszkańców White Head Island, kiedy kilka lat temu jedyny sklep wielobranżowy i stacja benzynowa zostały zamknięte.
To nie jest najwygodniejsze życie. Kupowanie artykułów spożywczych, wizyta u lekarza lub nawet kupno benzyny wymaga przeprawy promem do Grand Manan. Ale dla wyspiarzy – to norma.
– Tu jest spokojnie, tu jest pięknie – mówi Colwell – Możesz wędrować, pływać lodzią, kajakiem , obserwować wieloryby. Robić wiele różnych rzeczy, których normalnie nie robisz na kontynencie.
White Head nadal ma mały urząd pocztowy, ale istnieją obawy, że zostanie przekształcony w skrzynki pocztowe. Niektórzy obawiają się, że szkoła może być następna do likwidacji – druzgocący cios dla przyszłości wyspy.
– Nie widzę dla niej żadnej przyszłości, ponieważ nie zapiszą się do niej żadne nowe dzieci ani nowe rodziny – mówi Banks – To naprawdę smutne, bo to część naszej kultury.
Chroniony geograficznie
W obliczu malejącej liczby zapisów, Anglophone South School District przeniósł starsze klasy w ostatnich latach po otrzymaniu zgody rodziców do Grand Manan.
Obecnie szkoła oferuje przedszkole tylko do klasy 4. Ale geografia wyspy może jeszcze chronić szkołę na krótką metę.
Rob Fowler, przewodniczący Okręgowej Rady Edukacji, powiedział, że trudno jest spekulować, co może się stać, jeśli liczba uczniów spadnie lub nie będzie więcej dzieci.

Barry Russell trzyma kciuki, by szkoła na wyspie pozostała otwarta.
W związku z przełożeniem wyborów samorządowych rada jest w fazie przejściowej i nie ma bezpośrednich planów, które mogłyby zdecydować o losie szkoły.
– Gdyby dzieci znajdowały się na tej samej ulicy w pobliżu innej szkoły, nie było by nic dziwnego w zamknięciu tej placówki – mówi Fowler – Ale musimy wziąć pod uwagę ten rejs promem i wiek dzieci. To nie jest coś, co chcielibyśmy by doświadczały tak małe dzieci.
Banks siedząc przy kuchennym stole spogląda na przystań promu i zamknięty sklepik. Styl życia, który kiedyś znał, może już nigdy nie być taki sam.
– Boję się, że będzie tak, jak na Wood Island. W końcu rząd wkroczył i wszystkich wyprowadził – mówi -Kiedy się nad tym zastanowić, jest tu tylko sto osób. Rząd kosztuje dużo pieniędzy, żeby utrzymać drogi i tym podobne. Nasz styl życia i my możemy zniknąć z wyspy.