Konserwatyści twierdzą, że ich „wirtualna” kampania wyborcza się opłaca
Konserwatyści twierdzą, że ich „wirtualna” kampania wyborcza się opłaca
Kiedy Justin Trudeau zdecydował się na rozpisanie wcześniejszych wyborów do parlamentu federalnego sztab Konserwatystów z ich liderem Erinem O’Toole byli do kampanii wyborczej przygotowani. Jego partia zbudowała nawet dla niego własne studio TV.
Fred Delorey, szef sztabu kampanii konserwatywnej, powiedział, że uruchomienie studia było podyktowane przezornością, aby być „przygotowanym na pełną wirtualną kampanię i pandemiczne wybory”.
Jak oceniają obserwatorzy kanadyjskiej sceny politycznej, zespół Konserwatystów ma zupełnie inne podejście do obecnych wyborów niż do poprzednich. Podczas gdy inne partie szanują protokoły pandemiczne i utrzymują w gotowości własne studia, to ich przywódcy jednak mniej lub bardziej trzymają się tradycyjnego modelu wyborczego – długich dni w drodze, przemierzania kraju, osobistych postojów na gwizdek i wieców.
– To przestarzały sposób prowadzenia kampanii – twierdzi Delorey.
Tymczasem O’Toole spędza co najmniej dwa do trzech dni w tygodniu w hotelowym studiu nadawczym w centrum Ottawy.
Studio — dzieło Deloreya i jego zespołu — to miejsce, w którym O’Toole prowadzi wirtualne spotkania z wyborcami od wybrzeża do wybrzeża.
Gdy O’Toole jest w studio i jest gotowy, do rozmowy z ludźmi z określonego regionu kraju wysyłana jest automatyczna wiadomość telefoniczna: „Cześć, tu Erin O’Toole, przywódca kanadyjskich Konserwatystów.
Każdy, kto otrzyma połączenie, otrzyma wcześniej nagraną wiadomość z pytaniem, czy chce uczestniczyć w spotkaniu z O’Toole: „Proszę pozostać na linii, aby natychmiast dołączyć do naszego spotkania”.
Od początku kampanii ponad 192 000 Kanadyjczyków wzięło udział w dziesięciu takich konferencjach z O’Toolem. Delorey twierdzi, że ten sposób prowadzenia kampanii rozszerza jej zasięg daleko poza twardy elektorat Konserwatystów.
– Docieramy do ludzi, którzy nie są zdecydowanymi wyborcami. Nie staramy się mówić tylko do zwolenników – mówi.
Najcenniejszą korzyścią dla partyjnego sztabu z tych wirtualnych spotkań są dane uczestników — nazwiska i numery telefonów, z którymi można będzie skontaktować się w dniu wyborów.
– Przeprowadzamy ankiety, w których pytamy, czy Konserwatyści Erina O’Toole’a mogą liczyć na ich wsparcie – mówi Delorey – Jeśli potwierdzą, że tak, to absolutnie, będziemy z tego korzystać. To są ludzie, dzięki którym chcemy uzyskać przewagę w wyborach.
Nawet niektórzy liberałowie patrzą na działania konkurencyjnej partii z zazdrością widząc, że konserwatyści są dość innowacyjni w tej kampanii wyborczej.
– Kiedy masz wirtualne studio, możesz dotrzeć do większej liczby osób – mówi Jeremy Ghio, były dyrektor ds. komunikacji w ministerstwie Mélanie Joly – Spotkania bezpośrednie są tworzone dla członków partii, dla wolontariuszy. Wirtualne zgromadzenia dają możliwość dotarcia do większej liczby osób w całym kraju, a nie tylko w jednym konkretnym regionie.
Ghio dodaje, że jedną z głównych wad wirtualnej kampanii jest trudność w nawiązywaniu osobistych kontaktów z wyborcami.
– Nie jesteś blisko z wyborcami, oni to czują, że jesteś daleko, jeśli jesteś w Ottawie i próbujesz rozmawiać z ludźmi w St. John’s lub Gander… Jak w ten sposób możesz nawiązać z nimi bezpośrednią łączność i porozumienie? – zastanawia się Ghio – Na to nie ma lepszego sposobu niż bycie bezpośrednio tam, aby zrozumieć, na jakie trudności w życiu napotykają się ludzie.
Zespół O’Toole’a przyznaje, że nowy przywódca Konserwatystów może wydawać się nieco sztywny przed kamerą w pustym studiu — ale mówią, że kiedy ma publicznie wystąpienia przed ludźmi, żywi się energią tłumu.
– Wspaniale jest spotkać się bezpośrednio po bardzo trudnym dla naszego kraju półtora roku. Słyszę prawdziwy aplauz, a nie emotikony na ekranie komputera – powiedział O’Toole osobom, które uczestniczyły w jego niedawnym wiecu w Saskatoon.
– Jest coraz bardziej przekonujący w przekazywaniu swojego przesłania i rozmowach z Kanadyjczykami – mówi Delorey – Nie ma więc wątpliwości, że warto również wyruszyć w drogę.
Doświadczony strateg kampanii wyborczych Zain Velji uważa wirtualną strategię konserwatystów za „swojego rodzaju genialną”.
Velji, który zarządzał kampanią wyborczą burmistrza Calgary Naheeda Nenshi w 2017 roku powiedział, że chociaż kampania wirtualna pozbawia kandydata części osobistych kontaktów kluczowych dla większości kampanii wyborczych, to generuje również cenne dane.
– To, co napędza sondaże, co napędza narrację wśród docelowych wyborców, do których starają się dotrzeć jest cyfrowe – mówi – A posiadanie studia i możliwość kontrolowania klikalności i przekazywanie informacji ludziom, do których chcesz dotrzeć, jest wyjątkowym atutem, który moim zdaniem wykonali całkiem nieźle.
Velji zaznaczył, że taka kampania jest też o wiele tańsza. Latanie samolotem przez cały kraj przez pięć tygodni generuje spore koszty. Zasugerował również, że jeśli liczba spraw związanych z COVID wzrośnie na tyle, że ponownie wymagać będzie lokalnych blokad, O’Toole i jego zespół będą mieli przewagę.
Delorey mówi, że zdaje sobie sprawę, że jest to przewaga jednorazowa, na te wybory. Konserwatyści nie będą cieszyć się nią w przyszłych wyborach. Inne partie pójdą za ich przykładem.
– Jestem przekonany, że tego typu kampania stanie się standardem w kanadyjskiej polityce, w kampaniach krajowych – mówi.

Bezpośrednie spotkania z wyborcami niosą też pewne ryzyko. Na zdjęciu protestujący czekają w piątek aż przywódca liberałów Justin Trudeau przybędzie na kampanijną imprezę w Bolton w Ontario. Impreza została w końcu odwołana ze względów bezpieczeństwa.