Przeżył, ale stracił palce u nóg
Przeżył, ale stracił palce u nóg
Mieszkaniec Edmonton spędził 10 miesięcy w szpitalu z powodu powikłań COVID-19. Skutkiem tych powikłań była amputacja większości palców u nóg.
62-letni mężczyzna, który poprosił o opublikowanie tylko jego imienia z lęku przed sprzeciwem ze strony osób zaprzeczających COVID-19 i antyszczepionkowców powiedział CTV News Edmonton, że nie pamięta kiedy jego żona zawiozła go do szpitala University of Alberta.
To było 30 grudnia 2020 roku.
Trzy miesiące później Eric obudził się ze śpiączki, ale jego problemy jeszcze się nie skończyły.
Spędził pięć tygodni na urządzeniu do pozaustrojowego natleniania błonowego (ECMO), które utrzymywało go przy życiu. Ta terapia miała też uboczne skutki.
– Miałem 10 procent szans na przeżycie – mówi Eric – Jestem upartym Holendrem. Udało mi się, ale kosztowało mnie to: czubek palca i osiem palców u nóg.
Musiały one zostać usunięte, ponieważ stały się nekrotyczne, co oznaczało, że były czarne i martwe.
– Przez kilka miesięcy po tym byłem na respiratorze – opowiada – Nie mogłem mówić… Na początku nie mogłem nawet poruszyć rękami. Nie muszę cię przekonywać, jak trudno było tam leżeć, nie mogąc mówić, nie być w stanie się poruszać. Moja żona przeszła niesamowitą próbę. Kilka razy lekarze dzwonili do niej i mówili: „Nie sądzę, żeby mu się udało” (przeżyć).
Ale Ericowi się udało.
Gdy opuścił oddział intensywnej terapii, personel szpitala dał mu specjalną odprawę.
– Bez ich wiedzy, uporu mojej żony mojej woli życia, wszystkich ludzi, którzy mieli ze mną coś wspólnego – lekarzy, pielęgniarek, terapeutów nie przeżyłbym – mówi – Kiedy opuszczałem szpital przez całą drogę ustawili się w szeregu. A kiedy przechodziłem, klaskali. To było bardzo miłe. W tamtym momencie byłem tam pacjentem najdłużej leczonym na COVID.
Po 10 miesiącach przykucia do łóżka Eric mówi, że jego mięśnie są sprawne w 40 procentach w stosunku do stanu, w jakim były przed COVID-19.
Powrócił do domu ze szpitala w środę i rozpoczął rehabilitację w szpitalu Glenrose, ale wciąż ma długą drogę do wyzdrowienia.
Nadal potrzebuje pomocy maszyny, aby utrzymać wysoki poziom tlenu. Nadal nie jest w stanie samodzielnie chodzić. Teraz koncentruje się na wyzdrowieniu, ale też na przekazaniu swojego przesłania.
– Chcę, aby ludzie zdali sobie sprawę, że to prawdziwy wirus. Nie jest wymyślony. To nie spisek – mówi – Nie miałem żadnych problemów ze zdrowiem, zanim to się stało. Jeśli zdrowa osoba może to dostać, to każdy może to dostać.