Mistrzostwa Świata w sztafetach
Mistrzostwa Świata w sztafetach
W ubiegły weekend rozegrano na Stadionie Śląskim w Chorzowie Mistrzostwa Świata w sztafetach.
Impreza ta jest w miarę nowym tworem na arenie światowej, lecz jest zarazem bardzo ciekawym pomysłem. Od razu dodam – nie jest zupełnie nowym pomysłem.
Zawody te są wzorowane na słynnych zawodach sztafetowych „Penn Relays”.
Te z kolei rozgrywane są corocznie w Filadelfii i należą do największych lekkoatletycznych zawodów na świecie.
W okresie przed-pandemicznym w tym sprinterskim festynie brały udział tysiące zawodników i zawodniczek reprezentujących różne poziomie zaawansowania sportowego, zaczynając od szkół podstawowych, a kończąc na najlepszych reprezentacjach narodowych globu.
„The Penn Relays” albo także znany po inną nazwą „Penn Relays Carnival” – to najstarszy miting lekkoatletyczny na świecie.
Jest corocznie przeprowadzany na boisku Franklin Field, a jego pierwsze wydanie przypadło na 21 kwietnia 1895 roku.
Dodam, że Penn Relays nie zostały rozegrane tylko dwa razy w ciągu swoje ponad 125 letniej historii: w ubiegły i bieżącym roku. Nawet obie wojny światowe wspomnianej ciągłości nie przerwały!
Ta niezwykła ich popularność wywołała chęć rozpowszechnienia podobnych imprez na całym świecie.
Pierwsze takie zawody zorganizowano w 2014 roku. Przyjęły się od razu i od 2015 roku są rozgrywane co dwa lata. Ubiegłotygodniowe – były ich piątym wydaniem.
Oczywiście – ze względów pandemicznych liczba krajów biorących w nich udział była okrojona, jednak sam miting był emocjonujący.
Polska jako gospodarz oraz uczestnik zawodów spisała się na piątkę z plusem.
Organizacja lekkoatletycznych imprez w Polsce od dawna jest powodem zazdrości wielu krajów.
Do tego doszły dobre wyniki na bieżni.
Na początek: wielki sukces polskich sprinterek!
Najpierw sztafeta 4×100 metrów wywalczyła srebro, a ten wynik został przebity przez złoto sztafety 4×200 metrów.
Ciekawostka: w obu biegach startowała Klaudia Adamek, która wywalczyła dwa medale w zaledwie 15 minut! Jeszcze w sobotę nikt jej nie znał. I jak to w sportowych bajkach bywa – skoro jej nikt nie znał, to się przedstawiła. Pod nieobecność Ewy Swobody przejęła rolę gwiazdy polskiego sprintu i w efekcie niespodziewanie okazała się najbardziej utytułowaną reprezentantką polskiej kadry w tej imprezie.
Polska zdobyła kolejne złoto w rywalizacji mieszanej 2x2x400 m. Obie te konkurencje, tak 4x200m jak i 2x2x400m są nieolimpijskie i, jak dotychczas, rzadko rozgrywane.
W tej ostatniej – wicemistrzyni Europy i mistrz Europy Joanna Jóźwiak i Patryk Dobek połączyli siły i wygrali tą niezwykle widowiskową sztafetę.
Polscy zwycięzcy mają powody do radości. Byli oglądani na całym świecie, stali na najwyższym podium i słuchali Mazurka Dąbrowskiego.
Pierwszy srebrny krążek Polacy wywalczyli w mieszanej sztafecie płotkarskiej.
Ostatni – w zupełnie odmłodzonej kobiecej sztafecie 4x400m.
Jedyną negatywną stroną zawodów był fakt, że rywalizacji nie ukończyła męska sztafeta 4 x 200 metrów.
Panowie pogubili się w takcie przekazywania pałeczki na ostatniej zmianie.
Polska zwyciężyła w zestawieniu punktowym mistrzostw gromadząc 37 punktów. Drugie miejsce wywalczyli Włosi (32 punkty), a trzecie Kenia (24 punkty).
Z innych ciekawostek polskiej kobiecej lekkiej atletyki należy wspomnieć o pierwszym starcie Anity Włodarczyk.
Po 685 dniach przerwy dwukrotna mistrzyni olimpijska i wielokrotna rekordzistka świata w rzucie młotem wróciła do rywalizacji. Na koniec zgrupowania w tureckim Belek uzyskała w trakcie miejscowego mityngu wynik 73,87. “Jestem szczęśliwa, dziękuję” – napisała w mediach społecznościowych.
Dodam, że zajmuje ona obecnie w rankingu światowym 5 miejsce, ale miejmy nadzieje, że powróci na tron bardzo szybko.
www.bogdanpoprawski.com