Trochę o tenisie
Trochę o tenisie
Zakończył się najbardziej tradycyjny etap Wielkiego Szlema – turniej w Wimbledonie.
W tym turnieju bardzo dobrze spisała się śmietanka tenisowa Polski.
Najlepiej wypadł Hubert Hurkacz. Zadziwił on nie tylko nas ale i cały świat tenisowy.
Hurkacz nie jest nowicjuszem, ale za takiego go w dalszym ciągu obserwatorzy uważają.
Ma skończone 24 lata, ale podobnie do rosyjskiego 27-letniego „nowicjusza” Asłana Karacewa – zaczął być coraz bardziej sławny na przełomie bieżącego roku.
Hubert Hurkacz pokonał legendę świata tenisowego i Wimbledonu Rogera Federera w ćwierćfinale w trzech setach, a w ostatnim – gładko – do zera!
Takiej porażki Federer nigdy w życiu w turniejach wielkoszlemowych nie poniósł.
Odważę się nawet powiedzieć, że Hurkacz był ostatnim zawodnikiem, z którym mistrz z Bazylei walczył na wimbledońskiej trawie.
Federer skończy wkrótce 40 lat, co było widać na korcie.
Wprawdzie technika jest, jednak szybkości brak.
Co tu dużo mówić – czas się nie zatrzymuje i trzeba ustąpić miejsca młodszym.
Kontynuując o Hubercie Hurkaczu – polski tenisista znacząco awansował w rankingu ATP i sklasyfikowany jest obecnie na 11-tym miejscu na świecie. Wielkie brawa!
Mistrzem Wimbledonu po raz szósty został Novak Djokovic.
Novak ma 34 lata, niby wiekowo zaawansowany w tenisie, jednak, jak z wypowiedzi pomeczowych wynika, nie zamierza zwalniać ani na chwile.
Kolejnym etapem w jego karierze są Igrzyska Olimpijskie w Tokio.
Wielu czołowych tenisistów wystraszyło się tych trudnych igrzysk ze względu na ograniczenia swobody przez politykę pandemiczną Japonii, jednak ten mistrz nad mistrze brnie dalej. To jednak może się zmienić w zależności od polityki Japonii.
Celem tegorocznym jest z pewnością wygranie Wielkiego Szlema, czyli czterech najważniejszych turniejów roku.
Trzy już „załatwił” (Australia, Roland Garros, Wimbledon). Został US Open, który odbędzie się w Nowym Jorku na przełomie sierpnia i września.
Jak dotychczas, w nowej erze tenisa, jedynym zdobywcą wspomnianego „Grand Slamu” był Australijczyk Rod Laver w 1969 roku. Co tu dużo mówić – trudno porównywać obecne czasy z miniona erą.
Osobiście – trzymam kciuki za Serba.
Mistrzynią Wimbledonu pań została Australijka Ashleigh Bartty.
Pokonała ona czeszkę Karolinę Pliskową w trzech setach.
Po raz pierwszy od 1977 roku w Wimbledonie spotkały się dwie zawodniczki debiutujące w finale. Dotychczas najlepszym wynikiem dla tych zawodniczek w tym turnieju była tylko IV runda. Do decydującego meczu obie tenisistki straciły zaledwie jednego seta i w sumie zaserwowały aż 100 asów (54 Karolina Pliskova i 46 Ashleigh Barty).
Wśród polskich reprezentantek Magda Linette przeszła najśmielsze oczekiwania. Zameldowała się w 1/16 finału, co jest jej najlepszym życiowym osiągnięciem.
Jeszcze lepiej spisała się Iga Światek, która dotarła do 1/8 finału.
Iga, podobnie jak i jej trener Piotr Sierzputowski, od samego początku sezonu na trawie otwarcie mówili, że sama zawodniczka takiej nawierzchni nie lubi.
Oglądając ją podczas tego turnieju odniosłem wrażenie, że to typowa sportowa „dymna zasłona”.
Zresztą przypomnę, że Iga wygrała Wimbledon w kategorii juniorek w 2018 roku.
Skoro już mieszkamy tu, w Kanadzie, to należy podkreślić dobre osiągniecia kanadyjskich tenisistów.
Najlepiej spisał się Denis Szapowałow.
Grał na wimbledońskiej trawie doskonale i dotarł aż do półfinału, w którym spotkał się z Novakiem Djokovicem. Po bardzo zaciętym i wyrównany pojedynku musiał zakończyć ten swój najlepszy jak dotychczas tenisowy „show”.
Denis jest uważany za jednego z najlepiej zapowiadających się tenisistów nowego pokolenia.
Równie dobrze spisał się Felix Auger-Alliasime.
Ten z kolei dotarł do ćwierćfinałów, w którym przegrał z Włochem Matteo Berrattinim.
Obaj awansowali po tym turnieju znacząco w międzynarodowym rankingu ATP.
Szapowałow zajmuje obecnie 10 miejsce, a Auger-Alliasime – 15-te.