Bałagan Paolo Sousy
Bałagan Paolo Sousy
Trener polskiej reprezentacji piłki nożnej podał się nagle do dymisji.
„Nagle” – to z pewnością w odniesieniu do strony polskiej: reprezentacji, zawodników i pracodawcy: PZPN.
Z opowiadań szefa PZPN, prezesa Cezarego Kuleszy wynuika, że jeszcze w połowie grudnia obie strony spotkały się w Warszawie, w siedzibie związku. Podczas rozmowy nawet nie wspominano o ewentualnym odejściu trenera. Dyskutowano, jak najlepiej przygotować się przed pierwszym meczem barażowym z Rosją w marcu i o tym, jakie trener ma plany przed tym spotkaniem.
Wszystko zaczęło się szybko zmieniać po tym spotkaniu.
A oto słowa Cezarego Kuleszy:
„Trener próbował się ze mną skontaktować wcześniej niż drugiego dnia świąt. “Dobijał” się do mnie już w Boże Narodzenie, ale przekazałem mu, że porozmawiamy po świętach. Gdy jednak Sousa zaczął naciskać jeszcze bardziej i wysłał sms-a, że chodzi o “bardzo ważną sprawę”, zgodziłem się na wideo-spotkanie 26 grudnia.”
Na tym spotkaniu Paolo Sousa poinformował prezesa o swojej decyzji opuszczenia stanowiska trenera kadry. Dla prezesa był top szok … ale też niebyt szokujący.
Sam z doświadczenia wie, że zawsze były, są i będą jakieś zagrożenia na froncie zatrudnieni i jakości pracy zatrudnionych na trenerskich posadach w piłce nożnej.
Sam też wie, że bez względu na to, jakie wprowadzi się zapisy w kontrakcie, jeżeli zdarzy się przypadek, że trener będzie chciał zrezygnować z prowadzenia drużyny, to nie zatrzyma się go siłą.
Ale oczywiście można się odpowiednio zabezpieczyć na takie sytuacje.
Były przez PZPN. Zbigniew Boniek zapewniał, że podpisał korzystny kontrakt z Paolo Sousą.
Okazało się w praktyce, że było inaczej.
A oto więcej informacji zakulisowych:
Prezes związku, Cezary Kulesza oraz jego sztab pracował nad zerwaniem kontraktu przez Portugalczyka na możliwie najbardziej korzystnych warunkach dla PZPN.
Jak informuje Sport.pl, Sousa miał zapłacić PZPN-owi dwa miliony złotych odszkodowania plus zrzec się wszystkich pensji do końca marca przez cały sztab. Łącznie dawałoby to kwotę 3.8 miliona złotych.
Początkowo Portugalczyk chciał zapłacić mniejszą kwotę. Ze strony jego agenta padła propozycja zapłacenia 200 tys. euro odszkodowania, na co Kulesza kategorycznie nie przystał.
Końcowych szczegółów na dziś nie znamy, domniemywać można, że były selekcjoner reprezentacji Polski ostatecznie musiał przelać na konto związku większą kwotę, co spotkało się z dużą aprobatą kibiców.
Co tu dużo mówić – kibice nie mogą wybaczyć trenerowi porzucenia drużyny narodowej w tak ważnym momencie, tuż przed meczami decydującymi o awansie do mistrzostw świata w Katarze.
Negocjacje, według Cezarego Kuleszy szły i szybko, i wolno. Nie wszystko poszło gładko, ale można powiedzieć – zakończyły się korzystnie. Pewnie dla obu stron, bo Sousa miał już podpisana umowę z brazylijskim klubem Flamenco, co w efekcie wywarło nacisk na jego obóz.
Przez PZPN dodał, że o konkretach nie może jednak mówić, ponieważ obowiązuje stronę polską tajemnica handlowa.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi zawsze o szmal.
Potwierdzają to słowa obrońcy reprezentacji – Kamila Glika:
„W wielkim procencie przeważyły kwestie finansowe, bo to poważne cyfry. Poza tym po przyjściu nowego prezesa może nie czuł się do końca komfortowo, bo był wyborem Zbigniewa Bońka. Jednak aspekt finansowy był bardzo mocny”.
Na sam koniec Kamil Glik przekonywał, że odejście Sousy będzie dodatkową motywacją dla reprezentacji Polski w czasie baraży MŚ i meczu z Rosją. Oprócz tego wypowiedział się na temat potencjalnego następcy Paulo Sousy. Jego zdaniem Polak z pewnością ułatwi współpracę prezesowi Kuleszy, ale ostatecznie decyzję podejmie prezes PZPN.
Symptomatyczna jest wypowiedź Cezarego Kuleszy na temat traktowania strony polskiej przez trenera Sousę.
„Jak wcześniej pisał przynajmniej sms-y, tak teraz odszedł bez słowa. Z tego co wiem, to do chłopaków, do drużyny, też się nie odezwał.”
www.bogdanpoprawski.com