F1 na półmetku
F1 na półmetku
Trzynasta edycja tegorocznego Grand Prix F1 odbyła się na Węgrzech.
Teraz przed zawodnikami, konstruktorami, technikami 4 tygodnie wakacji, które, jak znam życie, żadnymi wakacjami nie są.
Oczywiście – kierowcy wykorzystają część tego czasu na odpoczynek, ale wielkie pieniądze związane z tym sportem nie pozwalają nawet na zmrużenie oka całej obsadzie F1.
Obecny sezon rozpoczął się od dominacji Ferrari.
Było to miłym zaskoczeniem, gdyż wieloletnia pierwszoplanowa rywalizacja Mercedesa i Red Bulla zaczynała była trochę nużąca. Już ostatni sezon przyniósł zmiany, kiedy to Max Verstappen w końcówce wyprzedził Lewisa Hamiltona i został mistrzem po raz pierwszy.
Tym razem znów mieliśmy do czynienia z tym „po raz pierwszy” przypadkiem.
George Russell zdobył sensacyjne „pole position” przed niedzielnym wyścigiem o Grand Prix Węgier! Brytyjczyk pokonał dwóch faworyzowanych kierowców Ferrari i Maxa Verstappena z Red Bulla.
Jak wspomniałem – stajnia Ferrari jest mocna i w piątkowych sesjach treningowych obyło się bez niespodzianek. Najszybsi byli właśnie kierowcy Ferrari — Carlos Sainz oraz Charles Leclerc.
Pogoda była niesprzyjająca i dlatego do sensacji doszło za to tuż przed sobotnią czasówką. Wtedy to Kanadyjczyk Nicholas Latifi uzyskał najlepszy czas trzeciego, mocno deszczowego treningu. Wykorzystał on poprawiającą się w końcówce sesji przyczepność toru i nieoczekiwanie wyprzedził resztę stawki, wskakując na czoło klasyfikacji.
W sobotniej czasówce finałowa odsłona zawodów rozpoczęła się od dobrego przejazdu Carlosa Sainza (Ferrari), który pokonał pętlę toru w czasie 1.17,505. Za Hiszpanem znalazł się George Russell (Mercedes) (+0,463) i Charles Leclerc (Ferrari) (+0,480).
Pech spotkał Maxa Verstappena, który zgłosił, że nie ma mocy w silniku. W tej sytuacji Holender nie był w stanie liczyć się w walce tryumf w kwalifikacjach.
Wszystko wskazywało na to, że losy zwycięstwa rozstrzygnęli między sobą kierowcy Ferrari. Nieoczekiwanie jednak duet Scuderii pogodził George Russell zdobywając swoje pierwsze „pole position” w karierze! To było właśnie to jego pierwsze w życiu zwycięstwo w kwalifikacjach. Wielka niespodzianka, ba, sensacja!
W niedzielę, w wyścigu głównym zanosiło się na kolejną sensację.
Już na samym początku wyścigu George Russell zdołał podtrzymać swoją przewagę dzięki udanemu startowi i utrzymywał ją dzięki nieudanej strategii wykorzystania pit-stopów przez Ferrari. Początkowo rywalizował z nim Carlos Sainz, jednak pomimo powolnej wymiany opon przez ekipę Mercedesa nie udało mu się wyprzedzić Brytyjczyka. Przypomnę, że kierowcy Red Bulla rozpoczęli wyścig z dalszych pozycji (Verstappen z 10-tej, a Perez z 11-tej) z powodu wymiany jednostek mocy.
Rezultaty wyścigu zależą nie tylko od znakomitej jazdy kierowców, ale także od sprawności obsługi technicznej podczas pit-stopów.
I to właśnie następne pit-stopy przyniosły kolejne zmiany w klasyfikacji wyścigu. Choć Max Verstappen zaliczył doskonałą zmianę opon, to nagły podmuch wiatru spowodował obrócenie bolidu o 360 stopni i, w efekcie, uniemożliwił obronienie pozycji ponad Charlesem Leclerciem.
Holender zaliczył kolejny świetny pit-stop i szybko zdołał nadrobić stratę! Na prowadzeniu pozostawał Carlos Sainz, którego gonił Lewis Hamilton. I tu zaczęła się wirtuozeria Maxa Verstappena.
Doskonałymi manewrami wyprzedził wszystkich swoich przeciwników i nie wypuścił prowadzenia do samego końca i wygrał Grand Prix Węgier na torze Hungaroring.
Po wyścigu sam przyznał, że nie spodziewał takiego obrotu sprawy.
Pasjonująco przebiegała obrona miejsca podium w wykonaniu Carlosa Sainza, jednak ostatecznie Lewis Hamilton zdołał go wyprzedzić. Ferrari zaczęło w tym momencie wyrastać do miana jednego z największych rozczarowań wyścigu, bo Sainz i Leclerc byli odpowiednio na czwartym i szóstym miejscu.
Kolejny wyścig – za 4 tygodnie.
Jak wspomniałem wcześnie – sezon zaczął się od dominacji Ferrari. Red Bull miał sporo problemów technicznych, jednak je przezwyciężył i prowadzi obecnie tak w klasyfikacji indywidualnej jak i zespołowej.
Obudził się Mercedes i należy spodziewać się zaciętej walki trzech zespołów do końca tego sezonu.