Marketability
Marketability
Iga Świątek znów wygrała! Tym razem w San Diego w turnieju z serii „500”.
Od wielu miesięcy jest najlepsza na świecie. Niby proste, wydawać by się mogło.
Spójrzmy trochę wstecz.
Rok 2021 w wykonaniu Igi Świątek spokojnie mógłby być wykorzystany jako materiał do filmu. Wszyscy pamiętamy bolesne porażki Igi podczas Roland Garros, igrzysk olimpijskich czy kończącego sezon WTA Finals. Niby wszystko układało się dobrze, ale tego, co stało się po nowym roku, nie przypuszczał chyba nikt. Iga po prostu zawładnęła kobiecym tenisem, bo jak inaczej nazwać osiem wygranych turniejów na 16 startów w tym sezonie?
Raszynianka triumfowała w 63 meczach (nie licząc dwóch wygranych w Billie Jean King Cup). Pokonana z kortu schodziła zaledwie osiem razy.
Jej przewaga punktowa w klasyfikacji WTA jest miażdżąca. Zgromadziła ich na swym koncie ponad dwa razy więcej niż druga – Tunezyjka Ons Jabour.
Nie dość tego – ma ich prawie 11 tysięcy w ciągu roku, co jest drugim wynikiem w historii po Serenie Williams z okresu jej dominacji w kobiecym tenisie.
Takie wyniki jednak nie wszystkich przekonują.
Zauważyłem jeszcze stosunkowo niedawno sporo polskich komentarzy na temat poziomu sportowego Igi.
Wprawdzie nie kwestionowano wyników, jednak w okresie wimbledońskim i trochę po nim pewna grupa kibiców stwierdziła, że brakuje jej jeszcze sporo do kunsztu Agnieszki Radwańskiej. Niby o finezję techniczną w tym przypadku chodzi.
Ja patrzę na osiągnięcia.
Agnieszka wygrała 20 turniejów WTA w całej swojej karierze w grze pojedynczej, a dwa – w grze podwójnej. Chyba największym jej osiągnięciem jest zwycięstwo w finałach WTA 2015.
Nigdy nie wygrała turnieju „Wielkiego Szlema”, a najwyższą jej lokatą w rankingu WTA było drugie miejsce w 2012 roku.
Podobnie przedstawia się aktualna międzynarodowa sytuacja medialna. Iga jest po prostu niedowartościowana.
Dla osób postronnych, budujących swe opinie na informacjach medialnych wydawać by się mogło, że najlepszą tenisistką na świecie jest Emma Raducanu.
Przypomnę, że Emma Raducano jako 18-latka wygrała US open w ubiegłym roku i jest to jej jeden, jedyny tytuł w rozgrywkach WTA. Dla porównania – Iga ma ich już 11. Jedenaście razy więcej!
Przytoczę tu ciekawy tytuł jednej ze sportowych gazet w USA: „Cisza medialna wokół osiągnięć Igi Świątek jest ogłuszająca”. Super tytuł i super spostrzeżenie.
Porównajmy Igę z dwoma bardzo popularnymi tenisistkami.
Naomi Osaka wygrała 4 turnieje „Grand Slam’, czyli o jeden więcej niż Iga, natomiast ma mniej zwycięstw w WTA – zaledwie 7.
Urodziła się w Japonii. Ojciec jest z Haiti, matka – Japonka.
Od dziecka mieszka w USA i reprezentowanie Japonii jest praktycznie genialnym chwytem marketingowym. Jest pierwszą Azjatką tak wysoko sklasyfikowaną, jest też zaliczana do czarnoskórych i dodatkowo – jest Amerykanką. Ma bowiem podwójne obywatelstwo, jednak, jak to w wielu sportach bywa, może wybrać sobie kraj, który reprezentuje.
Emma Raducanu – to podobna sytuacja.
Urodzona w Kanadzie, od drugiego roku życia mieszka w Anglii. Też ma podwójne obywatelstwo (jeśli nawet nie więcej). Jej ojciec jest Rumunem, matka – Chinką, więc wygląda na to, że rynki chińskie, europejskie i amerykańskie bardzo chętnie ją zaakceptują i w rzeczywistości, tak już się stało.
Iga Świątek chyba to zauważyła, bo z końcem września podpisała umowę z IMG, największą międzynarodową agencją reprezentującą tenisistów.
Iga jest największą polską gwiazdą w kobiecym sporcie w ostatnich latach i aż się prosi, aby także została największą gwiazdą marketingową.
Ma sporo do przezwyciężenia, bo jest Polką, białą i chrześcijanką.
www.bogdanpoprawski.com