Piłkarska uczta
Piłkarska uczta
Trwała cały miesiąc.
Zakończyła się chyba wymarzonym finałem. Dwie wielkie drużyny stanęły przed szansą zdobycia potrójnej korony piłkarskiej – i tylko jednej się w końcu udało. Argentynie.
Argentyna zdobyła ten tytuł po raz pierwszy w 1978 roku podczas pucharu rozgrywanego u siebie w domu. W 1986 roku zdobyła ten tytuł po raz drugi – z Diego Maradoną w roli głównej.
Potem przyszła długa posucha, chociaż takiej posuchy chcielibyśmy doświadczać my, Polacy czy Kanadyjczycy.
Drużyna Argentyny od lat należy do czołowych na świecie i srebrne medale nigdy ich nie zadawalały.
Zresztą Leo Messi już raz taki srebrny medal zdobył 8 lat temu, ale chodziło mu tylko o złoto.
Diego Maradona jest „bogiem futbolu” w Argentynie i można spekulować, że może wreszcie teraz Messi zdobędzie większą popularność.
Rozmawiałem z Kanadyjczykami – emigrantami z Argentyny pytając o tą niesamowitą popularność Maradony. Otrzymałem dość dziwną odpowiedź: otóż Maradona jest utożsamiany z ludźmi ubogimi, argentyńskimi slumsami. Jest ich sporo i może to właśnie jest tego powodem.
Po hiszpańsku ludzi takich nazywają „los decamisados” (ludzie bez koszul na grzbiecie – czyli najbiedniejsi z biednych).
Messi jest zaliczany do klasy średniej, więc już wkrótce zobaczymy jak go własna społeczność przyjmie.
Reprezentacja i Leo Messi wracają do kraju już przed świętami i chyba to piłkarskie szaleństwo na nowo wybuchnie.
Mecz Francja-Argentyna był prawdziwym ukoronowaniem tej wspaniałej imprezy. Również marketingowo.
Pamiętam rozgrywki Pucharu Świata już od 1966 roku i z pełną odpowiedzialnością oświadczam, że tak dramatycznego i zaskakującego finału nigdy nie było.
Równie mecz o brązowy medal był wspaniałym widowiskiem sportowym. Spotkały się Chorwacja z Marokiem i Chorwacja, po raz drugi w ciągu zaledwie 4 lat, stanęła na podium.
Maroko również zapisało się złotymi zgłoskami, jako pierwszy afrykański zespół, który wylądował w czołowej czwórce.
Trochę o Polakach.
Z przekąsem mogę tu powiedzieć, że reprezentacja Polski przegrała tylko dwa mecze na tym Mundialu.
Pierwszy – z aktualnym mistrzem, a drugi – z aktualnym wicemistrzem świata.
Żarty na bok.
Jedynym rzeczywistym polskim osiągnieciem na najwyższym światowym poziomie było sędziowanie.
Otóż w nagrodę za bardzo dobre sędziowanie poprzednich pojedynków piłkarskich polska sędziowska ekipa została wytypowana do prowadzenia finału finałów.
Sędzią głównym był Szymon Marciniak, a ten trudny mecz był sprawdzianem umiejętności tej ekskluzywnej polskiej grupy.
Niektórzy specjaliści – komentatorzy wspomnieli, że ten mecz nie był trudny do prowadzenia. Nie był, bo Szymon Marciniak doskonale go sobie już wcześniej w głowie ułożył.
W pierwszych minutach kilka razy subtelnie gwizdnął faul w sytuacjach, gdzie w ekstraklasie pewnie nie użyłby gwizdka. Odbył rozmowę z de Paulem, później kolejny raz porozmawiał z piłkarzem w czwartej minucie, po użyciu łokcia. Nie każdy pewnie zauważył sytuację z 45. minuty, gdy Szymon uśmiechnął się do zawodnika, a jednocześnie pokazał mu zdecydowanie, by jego usta były zamknięte.
Marciniak świetnie zarządzał też meczem w kontekście kartek. Gdyby pokazywał je od początku, byłoby ich kilkanaście. Przyjął taktykę, że nie będzie ich rozdawał za wiele, robił tak od początku i trafił z tym. Jego reprymendy były efektywne, zawodnicy kupili ten styl.
Osobowość Szymona sprawiła, że na boisku widać było respekt w stosunku do niego. Teraz może wracać do Polski z wysoko podniesioną głową, podobnie jak Tomasz Listkiewicz i Paweł Sokolnicki, jego asystenci, którzy również pracowali fantastycznie.
Ciekawostka: były prezes PZPN Zbigniew Boniek udzielał radiowego wywiadu i właśnie w trakcie tej rozmowy, do “Zibiego” zadzwonił szef sędziów FIFA, znakomity i znany Pierluigi Collina.
Collina powiedział: ”Szymon Marciniak był dzisiaj silniejszy od technologii, podejmował nieprawdopodobnie trafne decyzje. Dzisiaj Marciniak jest drugim najważniejszym Polakiem po papieżu”.
Fajnie, że tak to się wszystko zakończyło.
www.bogdanpoprawski.com