Kłopoty królowej
Kłopoty królowej
Zmiany w codziennym życiu społeczeństw sprawiają, że automatycznie następują równoległe zmiany w sporcie. W końcu sport jest odzwierciedleniem normalnego życia – z tym, że w pigułce.
Żeby jaśniej się wyrazić – kariera sportowca to, jak gdyby, całe jego/jej życie zagęszczona do kilku czy kilkunastu lat.
Krótko – zaczyna się od pierwszych kroków, często jako nastolatek, a kończy się ją w wieku, średnio zakładając około 30-kilku lat.
Oczywiście – jest tu mnóstwo wyjątków, w zależności od sportu, wieku, uwarunkowań genetycznych czy po prostu szczęście.
Lekkoatletyka to jest właśnie taki sport.
Nie zaczyna się uprawiania się go już od dziecka, jak w gimnastyce, tenisie, pływaniu czy wielu grach sportowych. Właśnie zaczyna się ja w wieku 12-14 lat.
Od razu podam tu przykład przeciwny: Władysław Komar.
Zaczął uprawiać pchniecie kula w wieku 20 lat, lecz przed tym spróbował wiele sportów i był przez nie doskonale przygotowany ogólnorozwojowo.
o tak mniej więcej jak budowanie domu na przygotowanych wcześniej doskonałych fundamentach. Zwykle się udaje.
Wtedy, kiedy Władek zaczynał swoje lekkoatletyczne podboje, sport znajdował się w apogeum swojej popularności.
Jeszcze dwa lata wcześniej w 1958 roku, na meczu lekkoatletycznym Polska – USA „”wcisnęło się” 110 tysięcy widzów na stadionie X-lecia!
To były czasu przed-telewizyjne w Polsce, które odzwierciedlały takie same czasy na Zachodzie. Przed telewizją i po.
Sam oglądałem w telewizji skok wzwyż kobiet na igrzyskach Olimpijskich w Rzymie, w 1960 roku.
Na takie oglądanie zaprosiła nas dentystka rodzinna, która miała jedyny telewizor w moim małym mieście. I już wtedy stwierdziłem, że lepiej jest oglądać moja ukochaną „lekką” w telewizji niż na stadionie. Bardziej kameralnie i niejako bliżej.
I tak, z biegiem czasu, wszechmocna telewizja wyparła potrzeba oglądania zawodów na żywo, na stadionie.
Mam doświadczenia olimpijskie, a te sprowadzają się do jednego – jeśli jesteś członkiem reprezentacji, to nie ma niczego innego bardziej podniecającego niż występowanie na takiej arenie.
Jeśli jednak chodzi o ludzi oglądających zmagania, to chyba … lepiej w telewizji.
I tak z roku na rok gorzej z tą „żywą” widownią.
Odbyły się właśnie Igrzyska Europejskie w Polsce.
Przy okazji rozegrano tam Drużynowe Mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce.
I co się okazało – nastąpiła całkowita klapa w Chorzowie.
Nie o występ reprezentacji mi chodzi. Ci zajęli bardzo dobre drugie miejsce na Starym Kontynencie.
Chodzi mi o publiczność, a w zasadzie – jej brak
Stadion świecił pustkami. Dlaczego?
A oto wypowiedź dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kula, wiceprezesa PZLA Tomasza Majewskiego:
„Wiedzieliśmy, że nie będzie różowo. Już na niedawnym Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie odebraliśmy sygnał, że jest mniej ludzi niż zwykle. To nie tylko nasz problem, w wielu krajach Europy jest podobnie. Przyczyn może być kilka – choćby przesyt dużych imprez czy skutki pandemii. Bez wątpienia musimy jednak pracować ciężej, by przyciągnąć ludzi na stadiony. Takie jest nasze zadanie.”.
“Wszystkie próby uatrakcyjnienia na razie spełzają na niczym. Siłą lekkoatletyki jest prostota zasad. Pierwszy na mecie wygrywa. Nie ma sędziów, ocen za styl. Wszystkie zmiany, które obserwowałem przez lata, raczej się nie udawały. Udaje się za to wychodzenie z lekkoatletyką do ludzi – w tkankę miejską. I my też to robimy. Ale zmienianie zasad się nie opłaca, wszystko tylko się gmatwa. Właśnie DME były nieraz poligonem różnych dziwnych reguł, które przetrwały jedną czy dwie edycje. Potem wracaliśmy do tego, co znamy od ponad stu lat.”
Tą przyszłość widzę jednak w szarych kolorach.
www.bogdanpoprwski.com