Frustracja? Owczy pęd?
Frustracja? Owczy pęd?
Coraz głośniej o polskich kibicach piłki nożnej za granicą. Oczywiście – ze względu na chuligańskie zachowania.
Tego typu zachowania nie są ekskluzywnym wymysłem polskiej piłkarskiej tłuszczy.
Czołówka swego czasu byli angielscy chuligani. Byli postrachem wszystkich wszędzie, aż do momentu, kiedy Margaret Thatcher wzięła ich „za pysk” i szaleństwa skończyły się prawie natychmiastowo.
Margaret Thatcher nie żyje od lat, chuliganizm w Wielkiej Brytanii wyraźnie przycichł, jednak te ostatnie polskie zachowania zmuszają do przemyśleń. I tu zastrzegam – nie do myślenia przez chuliganów.
Piłka nożna jest specyficznym sportem.
Warto zapoznać się z jego historią, aby zrozumieć ta szaleńczą cechę kibiców.
Przedstawiam tu skrót historyczny.
Początków tej dyscypliny, jak i innych odmian futbolu, można doszukiwać się w występujących w różnych cywilizacjach grach z piłką. Najstarsze wzmianki o zabawach i grach przypominających grę w piłkę pochodzą ze starożytnych Chin, Japonii, Grecji i Rzymu.
Na Wyspach Brytyjskich zwyczaj ten jest nieznanego pochodzenia. Mógł dotrzeć z Celtami, Rzymianami, Duńczykami czy też z Normanami.
W tym przypadku można prześledzić niesłabnącą popularność futbolu ludowego od najstarszej znanej notatki sporządzonej między 1174 a 1183.
W XIX wieku Wielka Brytania była centrum rewolucji przemysłowej, co doprowadziło do znaczących zmian cywilizacyjnych.
Granie w piłkę przenoszono z miast na podmiejskie łąki, doprowadzono do spisania pierwszych reguł. Prym wiodły szkoły publiczne, które uznały, że gry ruchowe mogą pozytywnie wpłynąć na rozwój i dyscyplinę młodzieży.
Rozwój kolei żelaznych sprawił, że szkoły mogły dużo łatwiej rywalizować ze sobą. Łatwiejsze podróże.
Problemem był jednak brak wspólnych zasad gry. Reguły – zazwyczaj nieliczne – ustalano tuż przed meczem. Najstarsze znane zasady gry spisano w 1845 w Rugby School w środkowej Anglii.
Sport zdecydowanie rozwinął się w Anglii w 19tym wieku podczas rewolucji przemysłowej.
Sytuacja socjalna nabrała innego kształtu.
Masy ludzi zostały zatrudnione w przemyśle. Zamo zatrudnienie było ważne, jednak jego warunki – często katastrofalne dla życia czy zdrowie – w tym psychicznego.
Straszne obciążenia godzinowe i fizyczne wpływały na budowanie frustracji wśród robotników i jednym z tzw. „ujść” poza alkoholem było kibicowanie lokalnemu kubowi piłki nożnej.
Ludzie zbierali się raz w tygodni na widowni i stwarzali namiastkę innego świata, świata bez trosk … z wyjątkiem troski o wynik.
Sport jest niesłychanie prosty.
Drużna wygrywa, wszyscy zadowoleni, drużyna przegrywa – wszyscy zrozpaczeni. Remis? To już zależy do sytuacji w tabeli.
Ludzie z zasady nie lubią być samotnikami i należenie do grupy jest też bardzo ważne.
Najlepszym przykładem może by sytuacja z Walii, gdzie zupełnie zaniedbany klub z tradycjami (Wrexam A.F.C.) został kupiony przez dwóch bogatych amerykańskich aktorów, którzy mądrze inwestując doprowadzili to całkowitej zmiany socjalnej materii miasta.
Ta zmiana jest oparta wyłącznie na sukcesie drużyn piłkarskich – tak męskiej jak i kobiecej.
Co ciekawe? Kibice chodzą do piwiarni, a jakże, lecz żadnych burd na boiska nie ma od lat.
Dla przypomnienia: kibice irlandzcy w Poznaniu, w czasie Mistrzostw Europy w 2012 roku.
Był to ich najazd, dlatego, że Poznań był głównym ośrodkiem przebywania ich drużyny.
Masy Irlandczyków spotykały się codziennie na Starym Rynku wypijając hektolitry piwa, lecz – bez żadnych burd.
Czyli można.
Patrząc z kolei na zachowania kibiców Legii trzeba chyba kręcić głową z niedowierzaniem.
Oczywiście – jadą z drużyną na zagraniczne spotkania chyba tylko, żeby się nielegalnie wyżyć.
Samo kierownictwo Legii jest w niezręcznym położeniu, bo to jednak najwierniejsi kibice i tacy są potrzebni, lecz burdy?
Chyba istnieje potrzeba polskiej Margaret Thatcher.