Mistrzem się bywa …
Mistrzem się bywa …
To powiedzenie utkwiło mi w pamięci od dzieciństwa.
Nie pamiętam, gdzie to usłyszałem, ale „mistrzem się bywa a nie jest” dźwięczy mi w uszach na bieżąco.
Z doświadczenia trenerskiego wiem, że zdobywanie góry czy wierzchołka obojętnie w jakiej działalności ludzkiej jest ekscytujące i każdy, kto się podejmuje takiego czynu wierzy w sukces.
Oczywiście, nie wszystkim to się udaje, jednak jedno jest pewne: zdobycie wierzchołka a utrzymanie się na nim – o dwie różne rzeczy.
Przykładem może być jak na razie krótka, lecz obfitująca w wiele niesamowitych osiągnięć, najlepszej polskiej tenisistki w historii – Igi Światek.
Pamiętamy przecież jej „dość przypadkowe” zwycięstwo w Paryżu na kortach Roland Garrosa, kiedy to wszyscy, łącznie z Igą, byli przesympatycznie zaskoczeni.
Jednak Iga dołożyła dodatkowe dwa francuski czempionaty i pokazała, że mistrzem się bywa i jest … przynajmniej na korach ziemnych.
Rok 2022 był dla Igi przełomowym, kiedy to pasmo jej zwycięstw było oszałamiające.
Przed sezonem 2023 ojciec Igi – Tomasz Światek przestrzegał publiczność przed wygórowanymi oczekiwaniami.
Jego ostrzeżenia spełniły się, jednak Iga zakończyła sezon 2023 ponownie na pierwszym miejscu.
Czy Iga mistrzem bywa czy mistrzem jest – trudno jeszcze w 100 procentach zawyrokować, bo w porównani z innymi gwiazdami wczorajszego tenisa jak Serena Williams, Steffi Graff, Margaret Court, trochę jej jeszcze to do tenisowego panteonu brakuje.
Ale jest na jak najlepszej drodze do spełnienia tego niebywałego czynu, czego jej serdecznie życzę.
Inny polski przykład: Robert Lewandowski.
Jego nazwiskiem wszyscy sportowi pismacy w Polsce wręcz sobie „gębę wycierają”.
W pogoni za „klikami” nawet już nie komentują prawdziwych sportowych wydarzeń na boiskach, a wręcz wymyślają totalnie niesprawdzone historie.
Lewandowski to zjawisko już dawno skomentował, ale brak poczucia profesjonalizmu dziennikarskiego sprawia, że w dalszym ciągu jest on stawiany w negatywnych komentarzach w czołówkach sportowych wydarzeń, bo – innego mistrza nie ma. I potrzeba klików istnieje!
Lewandowski a 36 lat, w porównaniu z 22 latami Igi.
Dorobił się w swojej karierze stałego miejsca między mistrzami.
Przez kilkanaście lat panował i panuje na tronie najlepszych polskich piłkarzy i, co i dużo mówić – mistrzem jest.
Tradycją polskiego sportowego „pismactwa” jest szukanie afer, dołowanie mistrzów, przedstawianie kontrowersyjnych zdarzeń. It tak w ogóle – jak najwięcej negatywnego pożywienia dla kibiców.
Lewandowski ma swoje lata. Wiecznie grać nie będzie. Gra w dalszym ciągu na najwyższym poziomie świata i tylko trzech takich muszkieterów żyje jeszcze na tym sportowym firmamencie: Cristiano Ronaldo, Lionel Messi i Robert Lewandowski.
Polskim dziennikarzom – to mało.
Lewandowski nie strzeli bramki w kolejnym meczu – tragedia. Koniec chłopa.
Strzeli w następnym – mistrz nad mistrze.
Narzekanie na jego występy w reprezentacji, w grupie, w której nikt nie potrafi porządnie zagrać piłki w jego kierunku – są legendarne.
Chyba nadchodzi czas, aby się z ta „sborną” pożegnać. Przecież nikogo niczego więcej nie nauczy.
Teraz – Irena Szewińska:
Chyba nie ma wątpliwości co do innej polskiej mistrzyni nad mistrzynie – Ireny Szewińskiej.
Lekka atletyka jest sportem dla koneserów. Samo wygrywanie nie wystarcza. Rekordy się liczą. Jakość wynikowa rezultatów się liczy.
Lekkoatleci nie mają okazji do walki przeciwko rywalom, tak jak tenisiści, bokserzy, piłkarze – gdzie trzeba reagować na ruchy przeciwnika. Lekkoatleci walczą sami z sobą.
Irena była mistrzynią w tym zakresie.
Startowała na 4 igrzyskach olimpijskich, w których zdobywała medale.
Jako nastolatka zdobywała medale olimpijskie (w Tokio w 1964 roku zdobyła 3 medale w wieku 18 lat) oraz jako dojrzała matka – złoto w biegu a 400m w Montrealu w wieku 30 lat.
Cały as „na topie”.