Z deszczu pod rynnę
Z deszczu pod rynnę
Jestem takim, powiem, ”średnim” fanem polskiej reprezentacji w piłce nożnej.
Średnim, bo chyba zbyt wiele wiem o kulisach lub sprawach zakulisowych, co mnie tak po prawdzie, od wielkiego zaangażowania oddala.
Oczywiście wiem, że ten największy i najbogatszy sport na świecie ma swoje wady i zalety tak w Polsce jak i w innych krajach, jednak zawirowania spowodowane zmianą szefostwa wyraźnie moje emocjonalne zaangażowanie unicestwiły.
Po latach panowania prezesa Zbigniewa Bońka, dobrych lec też nie idealnych, nowe szefostwo przypomina bandę amatorów, która dorwała się do władzy i się nią upaja.
Ktoś może powiedzieć: przecież osiągamy sukcesy.
Reprezentacja zakwalifikowała się na mistrzostwa świata w Katarze, gdzie za zadanie miała wyjście z grupy. Zadanie wykonała, ale przy okazji wyszła na jaw niesamowita chryja – przeogromna premia od rządu polskiego do podziału wśród zawodników.
Niby oficjalnie nikt niczego nie udowodnił, jednak, gdzie dym, tam i ogień.
Po iluś tam miesiącach część piłkarzy przyznała, że taki przypadek miał miejsce, prezes Kulesza udawał, że niczego nie wiedział, chociaż w szeregu do podziału stał.
Summa summarum w ciągu dwóch lat mieliśmy trzech selekcjonerów i ten ostatni w jakiś dziwnie nieprawdopodobny i szczęśliwy sposób przepchnął reprezentacje do udziału w Mistrzostwach Europy w Niemczech.
Trener Probierz ma jednak zagrychę.
Dostała mu się reprezentacja układana w przedziwny sposób przez jego poprzedników: Michniewicza i Portugalczyka Santosa.
Michniewicz wiedział, co robi. Nie miał zbyt wiele czasu na poprawę jakości zawodników, czyli praktycznie – wybranie innego składu. Zamurował bramkę i już.
Zresztą czas pracy selekcjonera z zawodnikami jest tak niesamowicie krótki, że tylko należy spodziewać się cudów, by uzyskać jakąkolwiek wyraźną poprawę.
Cała istniejąca reprezentacja osadza się jeszcze na fundamentach zbudowanych przez Adama Nawałkę i te fundamenty kruszeją.
Polacy wystartują w mistrzostwach Europy po przejściu baraży.
Nie musieliby grać tych dodatkowych meczów, gdyby rzeczywiście byli średnio dobrzy i pokonali w sumie słabe zespoły grupowe. Grupa polska z Wyspami Owczymi, Albania, Mołdawią i Czechami należała do najsłabszych w trakcie kwalifikacji. Nie dość tego – Polska przegrała z Mołdawią. Nie raz – dwa!
Niedawno rozlosowano grupy Mistrzostw Europy.
Jeśli kwalifikacje nazwać „deszczem” – to trafili pod rynnę.
Europejska grupa jest silna. Ba, niektórzy nawet mówią, że najsilniejsza.
Oprócz Polski znajdują się w niej Francja, Holandia i Austria.
Teoretycznie najsłabszą z nich jest Austria, ale i ta ma wyższą pozycję punktową w rankingach niż Polska.
Osobiście widzę Francję i Holandię jako czołowe drużyny w grupie i jako prawie 100-procentowe „faworytki” do wyjście z grupy.
Jeśli porównamy szanse Gruzji, jedynego debiutanta na tych mistrzostwach, do wbrew wszelkim pozorom – są one większe.
W tamtej grupie oprócz Portugalii, tradycyjnie już mocnej, są dwaj średniacy: Czechy i Turcja i chyba Gruzja zatem będzie potrzebowała mniej szczęścia niż Polska.
Nadchodzące mistrzostwa chyba zwieńczeniem karier wielu podstawowych zawodników.
Najważniejszymi tutaj są Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny.
W przypadku Roberta – powstanie wielka dziura trudna do załatania przez lata. Zawodnicy takiej kasy należą do rzadkich przypadków.
Z Wojciechem Szczęsnym sprawa przedstawia się inaczej. Polska zawsze słynęła z produkcji dobrych bramkarzy i takich jest sporo w różnych klubach na całym świecie.
Takie jest życie sportowe – podobnie jak każde inne życie: ma swój początek, środek i koniec.
http://www.bogdanpoprawski.com