Na kanadyjskich Kaszubach
Na kanadyjskich Kaszubach
Kaszebe w Wilnie
Kto nie był jeszcze w Wilnie, Ontario, gdzie Kaszubi – w ich narzeczu “Kaszebe” – ponad 150 lat temu “założyli” Polonię, powinien bezwłocznie to uczynić.
Powód wyprawy? Zobaczyć kolonię polskości i miejsce rozkwitu kultury kaszubskiej, jakich mało na świecie. Wilno było miejscem pierwszego stałego polskiego osadnictwa w Kanadzie, a dzisiaj jest miejscem unikalnym. Tu, w kanadyjskich lasach, widać polskość na każdym kroku.
Wilno jest malutkie. Kilkanaście domów i kilkanaście rodzin. Osadzone w dzikim lesie, w dolinie o nazwie Madawaska, w prowincji Ontario, 4 godziny samochodem na północny-wschód od Toronto i 2,5 godziny na zachód od stolicy Ottawy.
Polska w Wilnie
Już po wjeździe do miasteczka widać, jak wiele dróg w Wilnie ma polsko-brzmiące nazwy – Kuiak Rd., Wilno South, Borutski Street, czy Smaglinski Stoppa Pkwy, jedna z głównych arterii w okolicy. Nieopodal – Jezioro Yantha (Yanta to nazwisko kaszubskie). Na głównych skrzyżowaniach duże, drewniane krzyże i rozsiane po okolicy kaszubskie kapliczki przydrożne. Krzyże noszą nazwiska Kaszubów, którzy się nimi opiekowali: Recoskie Cross, Pecoski Cross, Kosnaski Cross… W sumie 22. Kaszubi stawiali je, bo gdy tu przyjechali w XIX w. kościoła nie było w pobliżu, a modlić się trzeba było codzień, więc odmawiali modlitwę przy krzyżach.
Przy jednej z dróg dojazdowych do Wilna stoją dwie, jedna po drugiej, wysokie na 7 metrów, drewniane bramy anonsujące tereny obozów harcerskich. Wypisany dużymi literami napis przy wjeździe do pierwszego z nich mówi – Karpaty, na drugim wypisano –
Giewont. Mało tego.
Po drugiej stronie drogi, naprzeciwko obu obozów, rozległa przestrzeń wielkości pola do piłki nożnej, a na polu powiewająca na maszcie flaga białoczerwona. W jednym z róg pola, zarośniętego po kolana wysoką trawą, usypane 10-metrowe wzgórze-pomnik. Na wzgórzu ruiny symbolicznego miasta przedstawiające zburzoną w czasie ostatniej wojny Warszawę.
Wśród pomnikowych ruin wyryty w ziemi znak Polski Walczącej, a na murze obok krótki opis historii Szarych Szeregów, którzy, jak się okazuje, powstali w Poznaniu i w skrócie nazywali się na początku wojny SS. Ten pomnik to dla nich. Wokoło żywej duszy.
Można powiedzieć – co za pamięć o Polsce. Co za cześć dla ojczyzny, miejsca oddalonego od tych okolic o ponad 6 tys. kilometrów i odsuniętego w czasie o prawie 70
lat. Jak bardzo musiała Polska, Warszawa, Szare Szeregi, wojna zapaść w serce ludzi, którzy pomnik-wzgórze postawili.
Tak kocha się kraj matki i ojca. I pamięć o dalekim, rodzinnym, doświadczonym przez historię kraju.
Shulist i Tuski
To w te okolice przyjechał 13 maja 2012 najważniejszy obecnie Kaszub na świecie, premier Polski Donald Tusk. Na miejscu już powiedział, że” czuje się, jak u siebie w domu”. W czasie wizyty posadził drzewko, odwiedził muzeum, a potem poszedł do pierwszego w historii Kanady polskiego kościoła parafialnego. Dzisiaj kościół jest pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej. Na tym samym miejscu stał kiedyś kościół drewniany św. Stanisława Kostki, zbudowany w
1876, ale ten całkowicie spłonął 60 lat potem.
“Tusk przyjechał z własnej inicjatywy – mówi miejscowy Kaszub David Shulist, od 2010 burmistrz Madawaska Valley – słyszał o nas i postanowił wpaść”. Dodaje, że w czasie wizyty wysypali oboje z premierem na zewnętrzną część dłoni kaszubską “tobakę” i przez jakiś czas głęboko niuchali.
“Mówiłem do niego po kaszubsku”, mówi z dumą burmistrz, którego pradziadowie przyjechali w te strony w 1858. Tusk odpowiadał mu łamanym kaszubskim. Na pożegnanie, według relacji Davida Shulist, premier powiedział do wszystkich “Wiedno Kaszebe” (Kaszuby na zawsze).
Kultura kaszubska tak mocno weszła Shulistowi w krew, że założyl Wilno Heritage Society. Działa w nim ze swoim znajomym: Peter Glofcheskie, Phil Biernaskie, Mike Polubeskie, czy Ray Chapeskie. Za swe starania otrzymał w Polsce w maju 2013 nagrodę “Stolem”, co po kaszubsku znaczy “Gigant”. Tusk także jest wśród jej laureatów.
Wilno i okolice
Dane spisu powszechnego mówią, że w Madawaska Valley, gdzie leży Wilno mieszka 490 Kanadyjczyków polskiego pochodzenia.
Nieopodal, w jednostce administracyjnej Hagarty, Killaloe i Richards Township, mamy, według spisu, kolejne 155 osoby przyznające się do znajomości języka polskiego. Dorzucić do tego należy dodatkowe 145 osób mówiace po polsku w sąsiadującej z Wilnem małej miejscowości Barry’s Bay. Na dużym, ale mało zamieszkanym obszarze mamy więc prawie 700 osów, które przyznają się do swoich korzeni. Dla jasności obrazu trzeba dodać, że to Kanadyjczycy polskiego pokolenia, nie ludzie urodzeni w Polsce.
Jedną z takich osób hest Theresa Bloskie, 18-letnia kobieta, która pracuje w głównym
budynku małego muzeum kultury kaszubskiej w Wilnie, położonego przy głównej drodze przecinającej osadę.
“Jestem Kaszubką szóstego pokolenia”, informuje Theresa, która ma 26-letnią siostrę Mary Bloskie. Ani jedna, ani druga nie mówią jednak po polsku. “Gdy nasi rodzice uczyli się w szkole brali lekcje polskiego – mówi – ale jak my byliśmy uczniami takich lekcji już nie było”.
Dużo starsza od młodej Theresy, które lekcje kaszubskiego w szkole pobierała to pracowniczka tego samego muzeum Margaret Biernaskie, Kaszubka piątego pokolenia. Od kilkunastu lat na emeryturze, pani Margaret, która urodziła się w położonym niedaleko miasteczku (a jakże!) Kaszuby, mówi dosyć dobrze po kaszubsku, chociaż trzeba dobrze się wsłuchać, aby wszystko zrozumieć.
“Pierwsi polscy osadnicy, którzy tu przyjechali mieli 4 lata, żeby pokazać, że mogą wyżywić się z ziemi”, opowiada pani Biernaskie, siedząc w izbie jednego z tradycyjnych domów kaszubskich, które znajduje się na terenie muzeum w Wilnie. Osadnicy musieli wyrąbać las pod działkę, oczyścić ziemię z kamieni, zaorać pole. Jeśli warunków dotrzymali władze dawały im po 4 latach prawo własności działki. Zazwyczaj było to 100 akrów na rodzinę.
“Izby były bez podłogi, w rogu było legowisko, a w dachu dziura – opowiada pani Biernaskie – w zimie ogień palił się całą dobę”. Aby duchowo przetrwać ciężkie kanadyjskie zimy Kaszubi zabawiali się opowiadając dowcipne historie o wilkach, które wpadały do izby i zabierały tego, co nie zdążył wystarczająco szybko uciec po schodach z izby na piętro.
Polka w Barry’s Bay
Aby przenieść się z historii do czasów bardziej współczesnych trzeba pojechać do położonego niedaleko od Wilna miasteczka Barry’s Bay. Już zaraz przy wjeździe do niego widać znajdująy się na małym placu, w samym środku miasteczka, samolot-pomnik. To samolot, którym latał Janusz Żurakowski, słynny w tych stronach polski lotnik.
Popiersia Polaka tam nie ma, ale jest sporo informacji o lotniku, który po zakończeniu służby wojennej pracował w Kanadzie jako pilot doświadczalny w latach 50. Wsławił się jako pilot, który przełamał barierę dźwięku w 1952, powtarzając wyczyn Amerykanina Chucka Yagera, który 5 lat wcześniej jako pierwszy dokonał tego czynu. Po zakończeniu kariery Żurakowski otworzył w Barry’s Bay kurort o nazwie Kartuzy Lodge, gdzie umarł w 2004.
Zaraz obok placu Żurakowskiego, po drugiej stronie drogi, przez całe lato jest stoisko gastronomiczne, na którym powiewa polska flaga, a obok flagi napis: “Polka spudz”. Jego właścicielka, Ewa Walczak, wyjaśnia, że “spudz” to frytki z roztopionym serem, które polewa się sosem wołowym.
“W zimie pracuję w domu – mówi 50-letnia Polka z Liskowa k/Kalisza – w lecie tutaj”. Razem z mężem, który jest teraz “handymanem” i dziećmi wyjechali z Polski w 1990. Przez 10 lat mieszkali w Toronto, ale miasto było za duże, bo oni z małego miasteczka.
Przyjechali kiedyś w okolice, spodobało się, więc się przeprowadzili. Przez ostatnie 13 lat mieszkają nieopodal w Killaloe.
Roczime do Wilna
Śladów polskości i Kaszub w Wilnie, Barry’s Bay, czy innych okolicznych miejscach jest więc w tej części Kanady co niemiara. Nie tylko w muzeum w Wilnie, w którym tu i ówdzie widzi się napisy po kaszubsku w rodzaju: “gbursko checz”, “buda z obczosonech klocy”, czy “dak ze szczepionech bólów”. Nie tylko w budynkach muzealnych, gdzie można posłuchać zawsze skorych do opowiadań potomków dawnych Kaszubów.
Jakże polskie jest też miejsce w kościele św. Matki Boskiej Częstochowskiej w Wilnie, gdzie na ścianie wewnątrz kościoła powieszono tekst modlitwy po kaszubsku:
“Ojcze nasz, jaczi jes w niebie
Niech sa swiacy Twoje niono
Niech przindzie Twoje krolestwo
Niech mdze Twoja wolo jakno w niebie tak też na zemi”.
A obok kościoła cmentarz z nagrobkami pierwszych osadników: Shulist, Dombrowskie, Cybulskie…
Okazja, żeby je wszystkie zobaczyć nadarza się wkrótce, bo 14 sierpnia 2013 będą obchodzone w Wilnie obchody Dnia Polskiego Żołnierza.
Jechać więc trzeba. Bo przecież Wilno to Polska. Ta stara z XIX wieku, a i ta nowa. Wilno to także Kaszuby. To miejsce specjalne, które wszystkich serdecznie wita. Albo, jakby to powiedzieli kanadyjscy Kaszubi – Roczime do Wilna (Wilno Wita). To nasza Rodno Zemia.
Marek Tomaszewski