Lekkoatletyczne ostatki
Lekkoatletyczne ostatki
Sezon nieubłaganie zbliża się do końca. Jeszcze kilka daleko-azjatyckich mitingów – i miesięczny odpoczynek dla większości zawodników z czołówki światowej – w tym tak Polaków jak i Kanadyjczyków.
Ostatnim takim wielkim zdarzeniem lekkoatletycznym był Puchar Świata w Marakeszu, w Maroku.
Ten Puchar Świata nazywa się teraz Pucharem Kontynentalnym IAAF, lecz zasada jest taka sama jak przez ostatnich 40 lat – po prostu startują reprezentacje poszczególnych kontynentów.
Technicznie wygląda to tak, że po prostu trzeba wystawić po dwa zespoły z Afryki, Azji z Oceanią, Ameryk i Europy, aby wypełnić 8 torów na bieżni.
Nie ma jakichś wielkich eliminacji w celu „załapania się” do tych najlepszych drużyn. Po prostu przedstawiciele regionalni próbują ustalić jak najsilniejsze zespoły.
Nie wszystkim wielkim gwiazdom się już chce tak późno startować, tym bardziej, że „finansowego przekonywacza” też nie ma. Polacy reprezentowali ekipę Europy.
Wybrano aż dziesięcioro championów polskiej lekkoatletyki i jedyną zwyciężczynią z tej całej grupy była niezawodna Anita Włodarczyk.
Paweł Fajdek zajął trzecie miejsce ze słabszym wynikiem 74.88 m, ale po zawodach oznajmił, że kontuzja pleców odnowiła się jeszcze w czasie rozgrzewki i był tylko w stanie dokończyć konkurs dzięki silnym środkom przeciwbólowym.
Również trzecie miejsce zajął mistrz Europy Adam Kszczot, któremu w znaki wdali się lokalni zawodnicy z wielkimi przepychankami w czasie biegu.
Mistrz olimpijski Tomasz Majewski zajął dopiero piątą pozycję z dość słabym wynikiem 20,35m, natomiast zwycięzca – David Storl znów błysnął talentem i posłał kulę na doskonałą odległość 21.55m.
Wygląda na to, że Niemiec przez dłuższy czas będzie teraz królował na rzutni pchnięcia kulą. Jest młody, zdrowy, technicznie bardzo dobry i … głodny sukcesów. Porównując tu dwukrotnego polskiego mistrza olimpijskiego – różnica rzuca się w oczy.
Lata panu Tomaszowi lecą, więc nie sposób oczekiwać coraz to nowych rekordów życiowych, a tylko takimi może ze Storlem wygrać.
Do końca dobiegła również kolejna edycja „Diamentowej Ligi”.
Podczas ostatnich zawodów w Brukseli, mimo późnego już sezonu trenowany przez polskiego trenera Katarczyk Mutaz Essa Bashrim pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 243cm. Jest to drugi najlepszy na świecie wynik, ustępujący tylko fenomenalnemu osiągnieciu Kubańczyka Javiera Satomayora. Przypomnę tylko, że Satomayor ustanowił swój rekord świata 245cm w 1993 roku w Salamance.
Katarczyk jest bardzo młody, techniczne poustawiany bardzo poprawnie i wydaje się, że nowy rekord świata jest już teraz tylko kwestią czasu.
Dodam tu, że innym kandydatem do pobicia tego rekordu jest Kanadyjczyk Derek Druin, jednak, wydaje się, że Katarczyk ma większe szanse i sporo więcej talentu.
Z polskich akcentów Brukseli należy bez wątpienia wspomnieć o Piotrze Masłachowskim.
Zawodnik ten startował dość nierówno przez cały sezon, jednak zawsze był w stanie „sprężyć” się na te diamentowe imprezy. W Brukseli zajął drugie miejsce za odwiecznym konkurentem Niemcem Robertem Hartingiem, ale to mu zabezpieczyło zwycięstwo w klasyfikacji generalnej rzutu dyskiem.
Za wygraną otrzymał nagrodę w wysokości 40 tysięcy dolarów oraz diamentowe trofeum … z prawdziwych diamentów.
Przypomnę, że Piotr Małachowski już wcześniej tryumfował w tej imprezie, w 2010 roku.
Na koniec – Oscar Pistorius.
Ten południowoafrykański „blade runner” został przez sąd uznany winnym zamordowania swojej dziewczyny bez premedytacji. Tak czy owak – zabił.
IAAF jednak pozwoliła mu dalej startować, gdyż nie ma przepisu zabraniającego startów kryminalistom.
W świetle ostatnich rodzinnych i kryminalnych skandali w różnych sportach chyba jest już czas najwyższy dla IAAF na zrewidowanie tego stanowiska.