Ludzie, spoko!
Ludzie, spoko!
Polska reprezentacji piłki nożnej wygrała z Niemcami po raz pierwszy w historii!
Cud nad Wisłą – drugie wydanie!
Sam meczu nie oglądałem, ale byłem w stanie obejrzeć tzw. „highlights” zaraz po zakończeniu spotkania i, przyznam bez bicia, można by mieć na ich podstawie wątpliwości, kto to spotkanie wygrał. Wystarczyło tylko zapoznać się ze statystykami.
Niemniej jedno jest ważne – wynik! 2:0. Przekonywujący, absolutnie!.
Wiem, zwycięzców się nie rozlicza, jednakowoż euforia rozdmuchana przez polskie media na podstawie tylko tego jednego wyniku jest zdumiewająca!
Przypominają mi się natychmiast słowa trenera Borussi Dortmund, Jurgena Kloppa, z przedmeczowej konferencji prasowej.
Na pytanie, co zrobi, aby wygrać z Bayernem i zdobyć tytuł Bundesligi odpowiedział: „My w ubiegłym sezonie wygraliśmy i zremisowaliśmy z Bayernem, który jednak zdobył tytuł, a nie my. Nie chodzi o jeden czy dwa mecze, chodzi o stabilność oraz przewidywalną i powtarzalną skuteczność przez cały sezon. Bayern to miał, a my nie”,
Chyba podobnie należy spojrzeć na ten sobotni wynik.
Piszę te słowa w niedzielę, a wiec jeszcze sporo przed wtorkowym meczem ze Szkocją, i zdecydowanie chce podkreślić, że umiar, trzeźwość osądu i cierpliwość są niezwykle wskazane w czasie całorocznych rozgrywek eliminacyjnych do Mistrzostw Europy 2016.
W polskiej grupie można liczyć na wiele niespodzianek. W końcu Szkocja, Irlandia czy Gruzja do złych drużyn nie należą, a przecież dodatkowo czeka Polaków rewanż w Niemczech.
Krótko mówiąc – spoko. Dopiero dwa mecze za pasem polskiej reprezentacji i nie ma co się „napalać”.
Z obserwacji specjalistów (czytam polską i zagraniczną prasę na bieżąco) wynika jednak, że chyba to zwycięstwo może zapoczątkować nowy, lepszy rozdział w historii polskiej reprezentacji piłkarskiej.
Przypomnijmy – w 1971 roku w miarę „cienka” Polska reprezentacja zremisowała z Niemcami a potem – złoto na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium, 3 miejsce w Pucharze Świata ’74, srebro w Montrealu ’76, 6 miejsce w Mistrzostwach Świata w Argentynie ’78 i trzecie – w Mistrzostwach Świata w Hiszpanii ’82. Najpiękniejsza dekada polskiej piłki!
Teraz – wróćmy na ziemię.
Zostało sporo pracy. Aby wywalczyć awans, trzeba równie dobrze zagrać ze wszystkimi drużynami, I to nie tylko raz, a dwukrotnie!
Trener Kadry, Adam Nawałka, został uznany za boga, lub przynajmniej – pół-boga po jednym zwycięstwie.
Przecież jeszcze nie tak dawno na łamach polskiej prasy i wśród gawiedzi – kiboli żądano jego natychmiastowej dymisji po nienajlepszych występach reprezentacji w czasie towarzyskich meczów.
Nie daj Boże, Polska przegra ze Szkocja i znów gawiedź będzie chciała jego głowy!
Pozycja trenera-selekcjonera w piłce nożnej jest nie do pozazdroszczenia. Niby prosta robota: wystarczy uważnie i na bieżąco obserwować szeroką kadrę piłkarzy i dobrać zespół, które się teoretycznie zrozumie. Do tego trzeba mieć szczęście, aby to zrozumienie przypadło akurat na dany dzień i na danego przeciwnika.
Obserwowałem mecz Holandii z Kazachstanem i zauważyłem, że drużyna holenderska, tak dobrze grającą kilka miesięcy temu na Mistrzostwach Świata – była przysłowiowym „cienkim Bolkiem”.
Van Persie i Huntelaar nie mogą na siebie patrzeć, a to im przysłania widok na interesy całej drużyny.
Takie dwie osoby mogą popsuć największe wysiłki najlepszego trenera.
Wierzę, że Szkocji dokopiemy.
A teraz – coś faktycznie ważniejszego, lecz o tym w miarę cicho w polskiej i polonijnej prasie.
Otóż Krzysztof Kasprzak zdobył wicemistrzostwo świata na żużlu.
Wicemistrzostwo!!!
Zawodnik wygrał w sobotę w Toruniu żużlowe Grand Prix Polski, ale już wcześniej zapewnił sobie tytuł wicemistrzowski. Mistrzem świata – trzeci raz w karierze – został Amerykanin Greg Hancock.
Greg Hancock jest jak wino – im starszy – tym lepszy. Zawodnik ma już skończone 44 lata i ani myśli o sportowej emeryturze.
Czyli, ludzie, spoko!