Emerytura w Hondurasie (ciąg dalszy)
Emerytura w Hondurasie (ciąg dalszy)
Witam wszystkich po prawie 8 miesięcznym milczeniu…
Nie zdawałem sobie sprawy, że bycie emerytem to naprawdę pracochłonne zajęcie. Chciałbym podzielić się z Państwem naszymi wrażeniami z pierwszych ośmiu miesięcy pobytu w Hondurasie.
Na początku chcę podkreślić, że nie żałujemy decyzji zamieszkaniu w tym kraju, z każdym dniem nabieramy przekonania, że była to decyzja słuszna.
Wiem że jednym z najważniejszych problemów interesującym Państwa jest bezpieczeństwo.
Honduras ma opinię jednego z najniebezpieczniejszych krajów na świecie. Gdy pytam o to miejscowych, twierdzą że to przesada, że Meksyk jest bardziej niebezpieczny, a rząd Meksyku robi wszystko aby odsunąć złą opinię, aby nie zaszkodzić rozbudowanemu w tym kraju przemysłowi turystycznemu.
Faktem jest jednak to, że Honduras ze względu na swoje położenie geograficzne jest głównym centrum przerzutu narkotyków z Kolumbii do Meksyku, a stamtąd do Stanów Zjednoczonych. W rachubę wchodzą olbrzymie pieniądze, o które walczą rywalizujące kartele i jest to wojna bezlitosna, zdecydowana większość zabójstw jest związana z tym problemem.
Następną sprawą jest to, że broń palna jest powszechnie dostępna, każdy dorosły obywatel Hondurasu może posiadać do pięciu sztuk broni i większość obywateli Hondurasu ją posiada. Wiadomo że południowcy są czasem nadpobudliwi, zazdrość, sprawy urażonego honoru, waśnie między sąsiadami czy nawet rodzinne rozstrzygane są często za pomocy broni. Obcokrajowcy mieszkający w Hondurasie (a jest ich sporo ), turyści czy woluntariusze – mogą się czuć zupełnie bezpiecznie jeżeli przestrzegają podstawowych zasad zdrowego rozsądku czyli trzymają się z dala od narkotyków, nocnych klubów i odludnych miejsc, unikają zaczepiania miejscowych kobiet i obrażania tubylców. Aby mi to udowodnić, Paul – nasz amerykański sąsiad – zaproponował kilkodniową wyprawę po Hondurasie. Oczywiście propozycję przyjęliśmy z entuzjazmem.
W ciągu ponad pięciu dni pokonaliśmy ok. 1500 kilometrów. W pierwszy dzień ruszyliśmy trasą z La Ceiba w kierunku stolicy Tegucigalpy do honduraskiego Zakopanego czyli Valle de Angeles.
W powrotnej drodze zwiedzaliśmy stare kolonialne miasteczka jak Comayagua, Santa Barbara, La Espranza. Wszędzie czuliśmy się bezpiecznie, nikt nas nie zaczepiał, po drodze zatrzymały nas dwa posterunki policyjne jedynie po to aby zapytać czy wszystko jest w porządku i po uścisku dłoni życzyć nam miłej podróży.
Dzięki Paulowi przekonaliśmy się, że można bezpiecznie podróżować po tym fascynującym kraju, o niezmiernie zróżnicowanym krajobrazie, zróżnicowanym klimacie od tropiku po umiarkowany klimat górski, do złudzenia przypominający tereny górskie w Kanadzie czy Polsce, jako że w miejsce tropikalnych palm pojawiają sie sosny… W kraju zróżnicowanym kulturowo i ekonomicznie: od rejonów gdzie średni zarobek nie przekracza 3 dolarów dziennie, po miasta gdzie są luksusowe sklepy i galerie nadlowe, których mogłyby pozazdrościć miasta kanadyjskie.
Generalnie radzi się unikać podróży nocą, z reguły wszyscy myślą, że chodzi o możliwość napadu i grabieży, lecz głównym powodem jest bezpieczeństwo ruchu na drogach. W środku nocy można napotkać na drodze konie, krowy, kompletnie nie oświetlone samochody i rowery. Od wielu lat dużym problemem były setki dziur i wyrw w drogach, niewidocznych w nocy. Nowy prezydent uznał, że jedną z priorytetowych spraw jego rządu jest rozwinięcie turystyki, pierwszym krokiem była naprawa dróg, i trzeba przyznać, że widać już wyraźną poprawę.
Sygnałem, że sytuacja poprawia się, jest na pewno wiadomość, że po kilkuletniej przerwie Sunwing wznowił od grudnia loty wakacyjne z Toronto do La Ceiba. Mam nadzieję, że może ktoś z Czytelników zdecyduje się na wakacje w Palma Real, no i oczywiście zechce spotkać się z nami, serdecznie zapraszamy do Villi Z-42.
***
Następna sprawa to koszty utrzymania.
Szybko przekonaliśmy się, że nie jest tak tanio jak myśleliśmy, żywność produkowana Hondurasie jest tańsza lecz produkty importowane są droższe, w niektórych przypadkach nawet droższe niż w Kanadzie. Podkreślić należy, że zaopatrzenie jest bardzo dobre, można kupić wszystko to, co jest w sklepach kanadyjskich. Wyliczyliśmy że miesięczny koszt żywności dla nas dwojga wynosi ok. 500 dolarów, w tym piwo ok. 70 centów za puszkę, wino przeważnie chilijskie za ok. 6 dolarów. Koszt benzyny $1.30 US, szybki Internet $50.
Opieka medyczna jest tu na wysokim poziomie. Medicentro i prywatny szpital w La Ceiba wyposażone są we wszystkie niezbędne nowoczesne urządzenia diagnostyczne. Według naszych amerykańskich przyjaciół – w porównaniu do Stanów jest bardzo tanio. My, przyzwyczajeni do kosztów kanadyjskiej opieki zdrowotnej patrzymy na to trochę inaczej…
Wizyta u specjalisty to 20 do 40 dol. Z tym, że nie czeka się tygodniami, do specjalisty bez problemu można się dostać zaraz po przyjściu do Medicentro lub szpitala.
Klimat tropikalny… Ciepło, bardzo ciepło, a w zasadzie gorąco, temperatura o tej porze roku ponad 30 C. Najgorętszymi miesiącami są z reguły kwiecień i maj, zamiera wtedy całkowicie wiatr od strony morza, temperatura 30 – 32 C. W tym roku było jednak nieco inaczej – kwiecień i maj był wyjątkowo ,,chłodny”, pojawiały się od czasu do czasu odświeżające powiewy wiatru , wilgotność była znośna, tak że prawie nie używaliśmy AC.
Za to początek czerwca był bardzo gorący, wskakujemy parę razy dziennie pod zimny prysznic, który wcale nie jest zimny, jest wręcz ciepły. Bliskość basenów i morza ratuje sytuację. AC włączamy tylko na noc, dzień spędzamy w większości na nowo dobudowanej werandzie, która jest naszym otwartym na tropikalny ogród pokojem z kuchnią, jako że gotowanie w domu podbija znacznie i tak wysoką temperaturę.
Zaraz po przylocie w styczniu wzięliśmy się za odnawianie domu, który po paru latach wynajmowania wymagał gruntownego odświeżenia. W pierwszych tygodniach zacząłem też instalować system uzdatniania wody, jako że woda w hotelu nie nadaje się do konsumpcji. Wykorzystałem doświadczenie Paula i skopiowałem jego sprawdzony przez kilka lat system filtracyjny. Z układem kilku filtrów, systemem regulacji ciśnienia i na końcu z filtrem ultrafioletowym.
To na kilka razie tyle dość pobieżnie omówionych tematów dotyczących naszej emerytury w Hondurasie.
Raz jeszcze podkreślam, że po pierwszych pięciu miesiącach nie żałujemy naszej decyzji. Oczywiście, zajęło nam trochę czasu oswoić się z nowymi realiami. Powoli docierało do nas to, że to nie wakacje ale następny etap życia. Życia, gdzie zamiast natrętnego dźwięku budzika budzą cię promienie słońca i śpiew ptaków. Gdzie rano bez pośpiechu parzysz wyśmienitą kawę aby ją wypić przed domem, pod palmami z widokiem na malownicze, zasnute chmurami pasmo górskie.
Pozdrawiając z upalnego Hondurasu, obiecuję że od czasu do czasu odezwę
się, dzieląc się z Państwem naszymi doświadczeniami.
Stanislaw Diduszko
(stanons@yahoo.ca)
Emerytura w Hondurasie – cz. I – TUTAJ.