F1
F1
Miniony weekend w F1 był dość nieoczekiwany.
Zaczęło się od alarmu nad Pacyfikiem. Największy cyklon w historii meteorologii właśnie zbliżał się do Meksyku, a to przecież już tylko rzut beretem od Teksasu.
Cyklony czy huragany mają tą „urodę”, że „produkują” ogromne opady deszczu na zewnętrznych krawędziach systemu pogodowego.
Akurat Austin znajdował się w zasięgu huraganowego deszczu i wszystko się pokićkało.
Eliminacji nie można było przeprowadzić w regularnych dniach, ale koniec końców udało się imprezę przeprowadzić do końca. O szczegółach – dalej.
Kolejny sezon F1 dobiega końca.
Nie był on jakimś wybitnym, gdyż od początku tylko stajnia Mercedesa tak na prawdę liczyła się.
Oczywiście – łatwo jest narzekać, gdy się nic nie robi, jednak trzeba przyznać, że próby uatrakcyjnienia zawodów, mimo. Że blade na początku, chyba pokazały pod koniec sezonu postęp.
Bogatsze firmy zawsze będą przewodzić, jednak tegoroczna różnica miedzy tymi wielkimi a maluczkimi wyraźnie się zmniejszyła.
Oczywiście – są to w dalszym ciągu góry i doliny, ale walka na trasie o miejsca około dziesiątki lub poniżej była chyba bardziej zaciekła niż o czołowe pozycje.
Dla dziennikarskiej przyzwoitości tylko potwierdzę, że po raz kolejny – trzeci – mistrzem świata został Lewis Hamilton, który ten bardzo trudny wyścig w Austin wygrał.
Należało spodziewać się zwycięstwa Mercedesów, jednak ubiegło-weekendowe zawody były na początku niekonwencjonalne.
Tuż po starcie doszło do “starcia” Rosberga, który wywalczył „pole position”, z Hamiltonem ruszającym także z pierwszej linii startowej. Broniący tytułu mistrza świata Hamilton był minimalnie szybszy, na pierwszym zakręcie wywiózł partnera z teamu poza tor i objął prowadzenie.
Walka miedzy partnerami z zespołu była zacięta i, dodatkowo, pełna komplikacji. Inni zawodnicy również wmieszali się do tych przepychanek i dopiero samochód bezpieczeństwa, po wypadku Rosjanina Kwiata, wprowadził jako taki porządek.
Właśnie tą sytuację natychmiast wykorzystał obrońca tytułu. Objął prowadzenie i nie oddał go do mety. A za to, że tytuł zdobył już na trzy rundy przed końcem sezonu, powinien podziękować partnerowi z teamu Rosbergowi, który nie dał się w końcówce wyprzedzić Vettelowi. Gdyby tak się stało, walka o tytuł być może by się rozstrzygnęła dopiero za tydzień, podczas Grand Prix Meksyku.
Zachowania zawodników – najlepszych kierowców na świecie często budzą zdziwienie, przynajmniej u mnie.
Nie pamiętam zachowań byłych mistrzów z lat 60-tych czy 70-tych, gdyż telewizja nie była wtedy jeszcze wszechobecna, jednak już od lat osiemdziesiątych sytuacje powtarzają się w bardziej lub mniej podobny deseń. Współzawodnictwo na tym najwyższym poziomie wymaga żelaznych nerwów, które pod wpływem adrenaliny chyba zbyt często puszczają.
Nico Rosberg i Lewis Hamilton są tego najlepszym przykładem. Niby to koledzy z zespołu, jednak przyjaciółmi nie są. Hamilton już kilka razy storpedował Rosberga, ale ten mu z kolei nie zostaje dłużny.
Chyba nienajlepszy przykład dla młodych adeptów.
F1 rozrasta się do krajów gęściej zaludnionych. Nie dziwota!
W tym roku zawody odbyły się w Rosji, w Soczi i zostały uznane za niezwykle udane.
Dodatkowo powróciły USA, Chiny, Meksyk. Biznes, wielkim biznes.
Na koniec: bolidy F1 będą znacznie głośniejsze w sezonie 2016.
Chyba dobrze, bo cale doświadczenie w sportach motorowych, to nie tylko emocje iwyniki, ale również zapach i hałas. Tak jak na żużlu!