Sportowi niewolnicy
Sportowi niewolnicy
Może sam tytuł jest trochę kontrowersyjny, ale – nie tak daleki od prawdy.
Niewolnicy, jak w słowniku języka polskiego ujęto – to ludzie, którzy pozostają w całkowitej zależności i władzy swego właściciela, albo – osoby poddające się czemuś bezwolnie.
Cóż to więc ma wspólnego z dzisiejszym sportem?
Ano – zacznijmy od dawnych czasów rzymskiego imperium.
Osoby, które mają trochę doświadczenia i wiedzy zdają sobie sprawę z istoty rzymskich igrzysk.
Domagano się już ponad 2000 lat temu zawsze dwóch rzeczy: chleba i igrzysk. Zupełnie jak dzisiaj!
„Chleb” – to warunki ekonomiczne, a tamtejsze igrzyska – to rozrywka dla tłuszczy, czyli walki gladiatorów z dzikimi zwierzętami w rzymskim koloseum. Na śmierc lub … wolność.
Zwycięscy gladiatorzy mogli być uwłasnowolnieni przez cesarza rzymskiego na miejscu – znakiem kciuka w górę.
Przenieśmy się 2000 lat do dzisiejszych czasów i … mamy do czynienia z nieco innym „sportowym niewolnictwem”.
Otóż, w zespołowych sportach zawodowych, zawodnicy są de facto własnością klubu.
Piszę te słowa 29 lutego 2016 roku, w kilka godzin po upływie ostatecznego terminu wymiany/zakupu hokeistów w NHL.
Właśnie torontońskie Maple Leafs pozbyły się, między innymi, bramkarza Jamesa Reimera, ulubieńca torontońskiej publiczności. Chłopina caą kariere sportową związał z torontonskim klubem, aby ten go przehandlowal do San Jose. Reimer nie miał nic do powiedzenia. Niewolnik.
Dobre w tym to, że pieniądze będzie zarabial w dalszym ciągu i, może, i większe.
Podobie jest z piłkarzami, baseballistami, koszykarzami. Kluby maja prawo zakupu-sprzedaży-wymiany kiedy tylko chcą. Jednostka nie ma wiele do powiedzenia, o czym spora grupa zawodników już się przekonało.
Właśnie niedawno zapoznałem się artykułem Przeglądu Sportowego na temat podobnych problemów w lekkiej atletyce. Podobnych – ale zupelnie innych.
Konflikt skoczka kadry narodowej Adriana Strzałkowskiego z trenerem sprawił, że ten pierwszy igrzyska olimpijskie w Rio może zobaczyć w telewizji. Dlaczego?
Zawodnik postanowił rozejść się ze swym dotychczasowym trenerem Zdzisławem Lipińskim. Poinformował o tym klub w sierpniu ubiegłego roku i wszystko powinno być załatwione w normalny sposób. Wydawałoby się.
Okazało się, że Strzałkowski został zawieszony przez klub w prawach zawodnika, przez co narodowy związek PZLA musiał go również, w tym przypadku automatycznie, zawiesić.
Trener wnioskowal o roczna dyskwalifikację …za … zmianę trenera! Takie kary otrzymuja zawodnicy za przestępstwa dopingowe!
Łódzki Związek Lekkiej Atletyki skrócił tą karę, ale … ludzie … dlaczego karać za zmianę trenera?
Wyobraźmy sobie sytuacje, że Agnieszka Radwańska rozstaje się z trenerka Martiną Navratliovą i, za karę, Martina zawiesza Agnieszke na na rok! Krótko – Radwańska nie mogłaby zarobić kilku milionów zielonych, bo akurat, tak się zachciało trenerce.
Strzałkowski Radwańską nie jest, więc trener i działacze pozwolili sobie skakać mu po głowie.
Nie znam przepisów cywilnych w Polsce, ale znam część ich w Kanadzie.
W podobnym przypadku trener i organizacje wylądowałyby w sądzie z dwóch prostych spraw: naruszanie swobód obywatelskich i uniemożliwianie pracy zarobkowej. W końcu zawodnicy polskiej kadry mają możliwości zarobkowania w sporcie i, po zdobyciu medalu olimpijskiego, prawo do wcześniejszej emerytury.
Po tej stronie oceanu podobna sprawa nigdy nie znalazłaby miejsca.
W Kanadzie, a także w USA, zawodnik ma prawo zrezygnować ze współpracy kiedy tylko chce i w podobniej zresztą sytuacji znajduje się trener.
Zjawiska takie trafiają się nagminnie i zwykle powodem jest brak rezultatów. Rezultaty – to pieniądz, a pieniądz – rządzi.