To je naji dzedzyctwo…
To je naji dzedzyctwo…
“Pierwszi sobje dać pitanje gdzie oni żele, czim bele i czim teru są. Kaszebi żele nad morza Bolta. Kole taczich miastów jak Gduńsk, Słepsk, Szczecen… Czedesz na początku zeszłego 1000-lecega Kaszebi sygale jaż po Dania. Kaszebi miele swoje mozna rzec państwo, swnijch ksążątów, swoje wojski. Nowiekszim ksążącem beł Swiatopełk. Ten książe mocno sa bitkowoł. Bele to to nopiakneszi czase dlo Kaszebów… To je naji dzedzyctwo…”
Tak rozpoczął Wojciech Etmianskie swoją prelekcję, wygłoszoną do Kaszubów z Doliny Ottawy podczas obchodów Heritage Week.
Dlaczego zwą się “Kaszubami”? Najprawdopodobniej nazwa ta pochodzi od słowa “szuba”, będącego zniekształceniem arabskiego “jubbah” z dodatkiem przedrostka “ka”. W języku staropolskim słowo “jubka” znaczyło “płaszcz”, zaś nie istniejący już przedrostek “ka” w średniowieczu dodawano dla zaznaczenia, że coś jest duże, względnie niezgrabne. Kaszubów zaczęto przypuszczalnie nazywać Kaszubami ze względu na noszone przez nich długie okrycia wierzchnie; określano ich opisowo, jako “tych ludzi w szubach”, i tak już zostało.
Według pierwszego kronikarza, który poświęcił Kaszubom uwagę, byli oni dobrze znani ze swych charakterystycznych okryć już w XIII wieku. Później, w XIV stuleciu, znany polski historyk Długosz napisał, że “łatwo ich było odróżnić od niemieckich sąsiadów dzięki sutym, długim jubkom, jakie nosili na co dzień.”
O ile jednak większość historyków zgadza się co do tego, że Kaszubi zawdzięczają swoje miano noszonym przez siebie strojom, o tyle nie ma wśród nich zgodności co do rodzaju owych długich okryć. Późniejszy, żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku Mrongowiusz utrzymywał, iż nazwa “Kaszub” pochodzi od “kożucha”, natomiast zmarły w 1939 roku Bruckner twierdził, że w języku Słowian “szuba” oznaczała futrzaną pelisę, a przedrostek “ka” akcentował jej długość i sutość. Tyle na temat etymologii nazwy tego prastarego słowiańskiego plemienia.
Kaszubi, podobnie jak górale, stworzyli własną kulturę, a ich dialekt różni się znacznie od rdzennego polskiego. (Miałam niegdyś kolegę Kaszuba. Mówił doskonale zarówno po polsku, jak w rodzinnym kaszubskim. Błagaliśmy go nieustannie, żeby powiedział coś “po kaszubsku”. Tadek chętnie spełniał prośbę i wygłaszał całe tyrady. Czuliśmy się, jak na tureckim kazaniu – dało się zrozumieć zaledwie pojedyncze słowa.) Zamierzano niegdyś uznać oficjalnie kaszubski za odrębny język, lecz nie uznano, ponieważ nie spełniał wymaganego warunku – brak kaszubskiej literatury.
Jak doszło do tego, że “Kaszebi” stali się znani w zamorskim kraju, Kanadzie, i na trwale zrośli się z jego historią?
Złoty dla Kaszubów czas świętopełkowego panowania przeminął. W osiem wieków później bieda i pragnienie uwolnienia się spod nałożonego przez pruskich zaborców jarzma skłoniła część z nich do szukania chleba za oceanem, w młodym, wyłaniającym się dopiero z nieprzebytej – jak w ojczystej ziemi za panowania Świętopełka – puszczy państwie, Kanadzie.
Pierwsi przybyli tu głównie ze względu na perspektywę dostatniejszego życia, a gdy regiony Polski, które zamieszkiwali, znalazły się pod zaborem pruskim i żelazną ręką Bismarcka, dołączyła do nich następna fala kaszubskich emigrantów.
W XIX wieku rozległa, niemal zupełnie nie zagospodarowana i cierpiąca na brak ludności brytyjska kolonia usilnie zabiegała o emigrantów. Zatrudnieni w celu znalezienia “odpornych, zdatnych do ciężkiej pracy” ludzi agenci działali, między innymi, w Niemczech i tym sposobem wieść o szansie na polepszenie sobie bytu dotarła do Kaszubów.
Doskwierała im bieda i byli zdesperowani. Oferta otrzymania ziemi za darmo była zbyt kusząca, by się jej oprzeć.
Polacy i Niemcy zdobyli sobie szybko reputację dobrych pracowników: “nie ustają w pracy do wieczora, albo dopóki robota nie jest skończona” – mówiono o nich z uznaniem. Pierwszą grupę Kaszubów zwerbowali przewoźnicy w jedną stronę transportujący europejskich emigrantów, w drugą zaś towary z Nowego Świata.
W 1858 r. 16 rodzin, w sumie 76 osób, wsiadło na niemiecki żaglowiec “Heinrich” i w dwa miesiące później dobiło do kanadyjskiego brzegu.
Zszedłszy z pokładu na ląd, z radosną niecierpliwością oczekiwali na przydział obiecanych 100 akrów darmowej ziemi.
Ich wielkie nadzieje przygasły, gdy kompania przewozowa zażądała od nich większej zapłaty, niż przewidywała pierwotna umowa, i po opłaceniu kosztów podróży okazało się, że zostali praktycznie bez grosza. Nie poddali się jednak i, pracując od świtu do nocy, zdołali wkrótce odłożyć nieco pieniędzy. Po kilkunastu miesiącach wykonywania najróżniejszych robót w regionie Renfrew, zgromadzili niezbędne narzędzia, wyposażenie i zapasy, i mogli nareszcie objąć w posiadanie wymarzoną, z utęsknieniem oczekiwaną ziemię. Tak zaczęła się historia Kaszubów w Kanadzie.
Jesienią 1859 r. osiedli przy Opeongo Road. Nazywano ją Opeongo Colonization Road, lecz określenie “droga” było w tym przypadku dużą przesadą. Był to teren odludny, skalisty, usłany kamieniami, od których mozolnego usuwania omdlewały ramiona i pękał krzyż. Zwano tę ziemię Hopefield, lecz, wbrew swej nazwie, zawiodła nadzieje. Nie dało się obrócić jej w żyzne pola.
W okresie, kiedy pierwsi kaszubscy osadnicy poznawali trud gospodarowania w kanadyjskiej głuszy, dołączyli do nich następni polscy emigranci.
W 1861 roku 226 Kaszubów, których potocznie nazywano Prusakami, zamieszkało w tej samej okolicy, w jednoizbowych, pozbawionych okien chatach. Podczas gdy ich rodziny zajmowały się pracą na farmach, kilkunastu wyrostków zatrudniło się w charakterze najemników u pionierów irlandzkich w Brudenell.
Dziś, choć Brudenell było początkowo osadą irlandzką, większość jego mieszkańców ma w sobie kaszubską krew, na skutek licznych małżeństw zawieranych między Irlandczykami a pokrewnymi im wiarą, obyczajami i duchem Kaszubami.
Wielu z nich otrzymało oficjalne nadanie ziemi w 1864 r., dlatego tę datę podaje się często jako datę założenia pierwszej polskiej osady w Kanadzie, jednakże ziemia musiała być wykarczowana i musiały na niej stanąć pierwsze zabudowania, zanim tytuł własności został nadany, zatem wiadomo, iż w rzeczywistości kaszubscy koloniści zamieszkali w tym regionie o kilka lat wcześniej.
Opuścili oni wszakże szybko pierwszą osadę na nieurodzajnym, kamienistym terenie i przenieśli się na lepszą ziemię, w miejsce, gdzie obecnie znajduje się Wilno. Miało to miejsce około roku 1869.
Osiadłszy na przyjaźniejszym, bardziej urodzajnym gruncie, zaczęli pisać listy do krewnych w ówczesnych Prusach, zachęcając do przybycia innych. Tymczasem w Polsce życie stawało się koszmarem; za rządów “żelaznego kanclerza” Bismarcka zabroniono Kaszubom nawet posługiwania się ojczystym językiem.
Ucisk i zabiegi zaborców, zmierzające do wynarodowienia Kaszubów stały się przyczyną napływu kolejnej fali emigrantów z Pomorza. W 1872 roku wyruszyła w drogę do Kanady największa na jednym statku, dwustuosobowa grupa “ludzi w długich szubach”. Podróż szkunerem “Agda” była ciężka i 14 dzieci nie przetrzymało jej. Zwłok nie transportowano, więc spoczęły na zawsze w głębinach oceanu. Po przybyciu “Agdy” do brzegów Kanady, wielu emigrantów, w tym przybyłych z Polski, poddano kwarantannie na osławionej “wyspie śmierci” – Grosse Ile w Quebecu, i wielu z nich pozostało na niej na zawsze, w płytkich, bezimiennych grobach.
Kiedy pozostali dotarli do Renfrew, lokalna gazeta, “The Renfrew Mercury”, doniosła o tym wydarzeniu, określając nowo przybyłych Kaszubów jako “wyjątkowo odpowiedni do ujarzmiania pierwotnej dziczy gatunek ludzi”.
Latem 1872 r. doszło do zbrodni, która zaciążyła czarną chmurą nad “Pruskimi Wzgórzami”. 6 lipca wiekowa polska osadniczka została bestialsko zamordowana przez mieszkańca jednej z okolicznych chat. Zbrodniarza ujęto, skazano na śmierć i stracono. Było to pierwsze w historii lokalnej społeczności morderstwo, a mężczyzna, który je popełnił, był pierwszą osobą powieszoną w więzieniu w Pembroke.
Kaszubscy pionierzy, którzy osiedli w gminie Renfrew i założyli wioskę Wilno, przywieźli ze sobą nie tylko bogate dziedzictwo kulturowe, ale także głębokie przywiązanie do tradycji religijnych. Okolica była dzika, a nieliczne trakty często nieprzejezdne. Jazda dokądkolwiek była bądź niemożliwa, bądź zajmowała wiele dni, a oni tęsknili za uczestniczeniem w obrzędach religijnych. W pobliżu nie było kościoła katolickiego; najbliższy, wybudowany w 1860 r., znajdował się w Brudenell.
Nawet ci, którzy mieszkali bliżej, często nie byli w stanie tam dotrzeć ze względu na warunki pogodowe, a dla mieszkających w pobliżu Paugh Lake dojechanie do niego na mszę było niemal niemożliwością.
Aby zaspokoić głód nabożeństw, zgodnie z polską tradycją wznieśli drewniane krzyże na rozstajach głównych dróg i w niedziele i święta gromadzili się przy nich, by wspólnie odmawiać różaniec i litanie. Było to szczególne doświadczenie religijne, odmienne od uczestnictwa w nabożeństwie kościelnym, niemniej ogromnie cenne. Praca była mordercza, warunki życia ciężkie, łączność nie istniała, nie posiadali stałego dochodu, niemniej wdzięczni byli za każdy krok do przodu i dziękowali za niego Bogu.
Stało się tradycją zdejmowanie czapki i żegnanie się przy przechodzeniu obok przydrożnego krzyża, zatrzymywano się przy nich wyruszając w daleką drogę do miasta, gromadzono, by omawiać ważne sprawy, przekazywać wiadomości, przeprowadzać zbiórki na pomoc dla sąsiadów…
Zapisy historyczne mówią, że w okolicy wzniesionych zostało około 20 krzyży.
W latach 50., gdy młodzi zaczęli masowo opuszczać farmy i migrować do miast, nie miał kto zająć się ich konserwowaniem, w wyniku tego wiele krzyży rozpadło się i na zawsze znikło z powierzchni ziemi. 6 oryginalnych, pionierskich krzyży przetrwało i do dziś stoją na wzgórzach Wilna, a dwa wzniesiono w późniejszych latach. Jeden z nowych krzyży, ufundowany przez ks. Wilowskiego w 1933 r., znajduje się na szczycie Shrine Hill.
Potomkowie kaszubskich pionierów dumni są ze swej spuścizny i pieczołowicie ją pielęgnują. Odziedziczona po przodkach wiara, tradycje i obyczaje są wciąż żywe, nie zapomnieli języka. Dumni są także ze swych pradziadów i prababek, twardych chłopów i białek, którzy nie ulękli się dzikiej puszczy i zmusili rogatą, kamienistą ziemię do uległości. Na schwał byli nasi przodkowie – mówią – do tańca i do różańca. Dlatego łaskawym okiem spoglądał na nich Pan Bóg i przymykał je na ich drobne słabości. Wiedział, że zasłynęli w całej okolicy z pędzenia księżycówki, i pewnikiem tego nie pochwalał, ale rozumiał dobry Pan Bóg, że jak chłop cały dzionek haruje na zimnie, to mu się ckni, żeby się rozgrzać i poweselić, a sklepu monopolowego w owych czasach we wsi nie było.
Kaszubi z ontaryjskiej wileńszczyzny nie nazywają jej “obczyzną”. To nasz dom – mówią. Często mówią również, że to kraina Pana Boga. Usadowiona na wyżynie, jak gdyby bliżej nieba, opasana wzgórzami, oblana morzem przetykanych jeziorami lasów… Nie poskąpił jej Stwórca urody, piękna jest jak obrazek. Twarda była, harda, i nie rozpieszczała ich przodków, ale ich przygarnęła. Dała im schronienie, chleb, pozwoliła kultywować obyczaje i w wierze ojców wychować następne pokolenia. Zapuścili tu korzenie, rozrośli się, owoce ich życia widoczne są wszędzie. Szczycą się swoją przeszłością i teraźniejszością, i mile witają u siebie przybyszów z innych stron. “Witame dlo Wilno!” – Chociaż małe ono, nie będziecie się tu u nas nudzić.
Istotnie, pulsuje w nim życie i atrakcji nie brak. Kogo interesuje historia, może godzinami wędrować jej tropami. Rozsiane są wszędzie: stary cmentarz przy Church Street, na którym spoczywają pierwsi osadnicy, opodal kościół wybudowany w 1936 r. – w tym samym roku, w którym spłonął pierwszy, zbudowany przez polskich pionierów w 1876 r. kościół św. Stanisława Kostki, opuszczone dziewiętnastowieczne domostwo przy Wilno South Road, Shrine Hill, na którym znajduje się pamiątkowa tablica, informująca o tym, że Wilno jest najstarszą polską osadą w Kanadzie, ocalałe zabytkowe krzyże na rozstajach dróg…
Kto lubi długie, piesze wędrówki, wybrać się może na przechadzkę wzdłuż torów kolejowych, wybudowanych w 1894 r. przez “drzewnego magnata, J.R. Bootha. Odcinek ten był częścią Ottawa-Arnpior-Parry Sound Railway i zbudowano go w celu transportowania koleją bali z Algonquin Park do brzegów rzeki Ottawa, gdzie ładowano je na statki, którymi transportowano je dalej, do rozbudowującej się Ottawy. Latem, jak okiem sięgnąć, rosną tam łany dzikich kwiatów. Zresztą, w którymkolwiek udamy się kierunku, przyroda jest zawsze obecna. Jest to więc wymarzona kraina również dla jej miłośników i tych, którzy pasjonują się uwiecznianiem jej na kliszy lub taśmie.
Zainteresowani sztuką i rękodzielnictwem, mają również do wyboru szereg ciekawych punktów: Wilno Garden Gallery, gdzie obejrzeć można obrazy związanych z Doliną Madawaski artystów, wytwórnie ceramiki – Hill oraz Ramona Antaya Pottery, zakłady stolarstwa artystycznego, w których powstają stylowe meble w dawnym stylu, sklepy, w których nabyć można nagrania z polską muzyką folklorystyczną i rozliczne souveniry.
Prócz ich serca, Wilna, wiele jest na kanadyjskich Kaszubach interesujących miejsc, które warto odwiedzić. Przy Old Barry’s Bay Road stoi pomnik poświęcony pamięci 10 tysięcy harcerzy poległych w powstaniu warszawskim i zamęczonych w niemieckich obozach zagłady. Został on wzniesiony w 50. rocznicę powstania, 9 lipca 1995 roku. W niewielkiej odległości od jeziora Wadsworth znajduje się jedyna w swoim rodzaju droga krzyżowa ze stacjami na drzewach, zaś u jej kresu Wzgórze Trzech Krzyży, z którego rozciąga się piękna panorama.
Jeśli bawimy w tych stronach w sezonie letnim, warto wstąpić do Crooked Slide Park – popularnego parku z wodospadem, pod którym można wziąć orzexwiający “prysznic”. Park ten zlokalizowany jest również przy Old Barry’s Road, 2 km od Combermere.
Opeongo Line, obecnie asfaltowa szosa, to dawny szlak przetarty w XIX wieku w celu umożliwienia emigrantom dotarcia na te tereny. Właśnie wzdłuż tej drogi osiedlali się pierwsi koloniści z Kaszub. Chcąc zwiedzić całą tę trasę, najlepiej rozpocząć ją od Barry’s Bay, obok Carson Lake Provincial Park.
Jesienią Kaszuby mienią się kolorami, a ponadto wolne są od komarów. Jest to zatem pora roku najbardziej sprzyjająca entuzjastom wycieczek rowerowych, długich marszrut i fotografom. W zimie na przywiązanych do cywilizacji miłośników białych szaleństw czekają tu ośrodki narciarskie i utrzymywane przez gminy trasy. Obdarzeni awanturniczym duchem i doświadczeni narciarze i snowmobiliści mają do dyspozycji niezmierzone szlaki “back-country”, biegnące przez leśne ostępy.
Nie sprzyjająca aktywnościom na świeżym powietrzu aura sprzyja zwiedzaniu obiektów pod dachem. W regionie jest wiele muzeów, które warto zobaczyć; jednym z najciekawszych jest muzeum starych zegarów w Deep River – miasteczku leżącym na wschód od Parku Prowincyjnego Algonquin, nad rzeką Ottawą. Są w nim zgromadzone czasomierze pochodzące z różnych okresów – od pierwszych lat dziewiętnastego stulecia do czasów obecnych. Niektóre z nich są prawdziwymi arcydziełami sztuki stolarskiej i zegarmistrzowskiej. Walory turystyczne tego regionu i jego dzieje zadecydowały o tym, że stał się on – i wciąż jest – szczególnie bliski polskim harcerzom. Po drugiej wojnie światowej przybyła do Kanady następna, wielka fala polskich emigrantów i powstały wówczas różne organizacje polonijne, w tym harcerstwo.
Latem 1952 roku zrodził się pomysł zorganizowania pierwszego zlotu harcerstwa w Kanadzie i na jego miejsce wybrano małą “polską” wioskę o nazwie Wilno. W kilka miesięcy później przybył do Wilna ze Stanów Zjednoczonych franciszkanin, ojciec Rafał Jan Grzondziel, były kapelan polskiej armii, która brała udział w bitwie pod Monte Cassino.
Ontaryjska wileńszczyzna urzekła ks. Rafała, a ponieważ rozglądał się on właśnie za miejscem na utworzenie ośrodka dla polskiej młodzieży, nie zwlekając przystąpił do dzieła. Wiosną 1953 r. wraz z grupą osób towarzyszących wybrał się z Barry’s Bay w kierunku Halfway. W latach 50. ta połać Ontario była prawie zupełnie niezagospodarowana i w przeważającej części pokryta lasami. Przedarłszy się przez gąszcz, znależli się nad brzegiem jeziora Wadsworth. Miejsce to wydało się ojcu Rafałowi wymarzone i podjął decyzję, że wybuduje tu kaplicę.
Miała ona być kamieniem węgielnym Katolickiego Ośrodka Młodych, który zamierzał utworzyć. W czerwcu 1953 r. otrzymał pozwolenie na budowę, a już w sierpniu tego samego roku odprawione zostało pierwsze nabożeństwo w nowo wybudowanej kaplicy pod wezwaniem Matki Boskiej Anielskiej.
Na parę tygodni przed oficjalnym oddaniem kaplicy do użytku, ks. Rafał zakupił 400-akrową farmę z zabudowniami od lokalnego mieszkańca. Obecnie miejsce to znane jest jako “Stodoła”. Z nadejściem lata 1954 roku, ośrodek zapełnił się zuchami i harcerzami. W zimie tegoż roku, ks. Rafał podjął zamiar wybudowania wyciągu narciarskiego i tym sposobem powstał Kaszuby Ski Klub. Dzięki temu ośrodek czynny był przez cały bez mała rok. Wyciąg i klub istniały do 1964 roku.
W 1955 r. zabłysło na Kaszubach światło elektryczne, zaś w rok później w ośrodku harcerskim wybudowano ołtarz polowy, który otrzymał nazwę “Katedry po sosnami”. 9 czerwca 1960 r. nazwa Kaszuby została oficjalnie zatwierdzona przez władze kanadyjskie jako nazwa tego regionu. Założyciel ośrodka, ojciec Rafał Grzondziel, zmarł 22 grudnia 1998 roku.
Kaszuby stały się również domem asa lotnictwa, Janusza Żurakowskiego, zwerbowanego przez Kanadę w celu testowania skonstruowanego w ramach projektu samolotu AVROArrow. Ale o tym – następnym razem.
Elżbieta Szlachetka