Kłopoty F1
Kłopoty F1
Nie ma co ukrywać – zdziwiła mnie wypowiedź Bernie Ecclestone, twórcy potęgi F1.
Powiedział tak: „Jeśli Nico zdobędzie tytuł, to będzie dobrze jemu i Mercedesowi, ale niekoniecznie pomoże to naszemu sportowi. Nie ma o nim co pisać. Nawet w Niemczech by nam to nie pomogło. Potrzebujesz kogoś takiego, jak Lewis”.
„Nie ma o czym pisać” – coś w tym jest, ale przyjrzyjmy się temu zjawisku z bliska.
Od wielu, wielu lat zawody w F1 są przewidywalne. Przewidywalne przede wszystkim dlatego, że zwykle jedna stajnia zdecydowanie góruje.
Jeśli przeanalizujemy ostatnie 16 lat, to tylko Ferrari, Renault, Red Bull i Mercedes wygrywały tak indywidualnie, jak zespołowo.
Początek tego stulecia to pięć zwyciestw Schumachera, potem tylko Alonso, Vettel, Lewis – nuuuuuudno!
Dodatkowo – stajnie wybierają swojego najlepszego kierowcę i ten drugi musi podporzadkować się rozkazom szefostwa.
Tak czy inaczej – jedynymu zmianami były możliwości dostosowania się do nowych przepisów konstrukcyjnych danych zespołów raczej niż jakość kierowców.
W Mercedesie, już po raz trzeci walczą wspólnie (lub niekoniecznie) Anglik Lewis Hamilton i Niemiec Nico Rosberg. Ne jest chyba tajemnicą, że kierowcy za soba nie przepadają, a wręćz – otwarcie się nie lubią.
Nico Rosberg, jak na razie, prowadzi w indywidualnej klasyfikacji, a Mercedes tą zespołową wygrał już killka tygodni temu.
Bernie Ecclestone jest Anglikiem i uważa, że tylko jeden kierowca powinien w Mercedesie wygrywać, a jest nim Lewis Hamilton.
Bernie uważą, że to dla dobra sportu. Sportu?
Po pierwsze – trudno mi ogarnąć samo połączenie F1 i sportu.
Sport – to takie zjawisko, gdzie osoby rywalizują z sobą (lub przeciwko innym), wykorzystując swoje przygotowanie fizyczne, technikę sportową, odporność psychiczna itd. Najlepszymi przykładami byłyby pływanie, lekka atletyka, gimnastyka.
Sport, w którym najważniejsza role spełnia co innego niż człowiek – należy chyba do kategorii rozrywki.
Oczywiście – kierowcy F1 to czołówka światowa. Są przygotowani tak fizycznie, jak i psychicznie jak nikt inny w tym zawodzie, jednak – bez samochodu, nawet najlepszy nie ma szans.
Spójrzmy na wielokrotnego mistrza Sebastiana Vettela.
Wygrywał ze wszystkimi jak chciał, kiedy był w zespole Red Bulla, ale zespół przestał się rozwijać.
Vettel, mimo, że jest kierowca znakomitym, zniknął z czołówek gazet.
Dominuje teraz Lewis Hamilton, ale nie dlatego, że jest najlepszym kierowcą, lecz dlatego, że co rusz jest uczestnikiem jakichś skandali.
Myśle, że tłum zwolenników F1 powoli się zmniejsza i teraz, dla podtrzymaniaa zainteresowania, potrzebne są skandale.
Bernie Ecclestone patrzy na pojedynek o tytuł czysto biznesowo. Potrzebuje mistrza, którego publiczność kupi, a to Hamilton ma rzesze fanów na całym świecie, którzy pójdą za nim w ogień. To on zbiera owacje na torach całego świata, także w Niemczech, podczas gdy Rosberg częściej jest przez kibiców wygwizdywany. Aspekty sportowe idą na drugi plan. Chodzi o osobowości.
Patrzę na tą sytuację ze smutkiem, bo mi ciągle zależy na sportowej stronie jakichkolwiek większych zawodów, jednak z Ecclestone muszę się zgodzić.
Wystarczy popatrzeć na normalne, (a może nie normalne), bieżące życie, aby się zgodzić w tym faktem popularności. Przykłady takie jak Kim Kardashian i temu podobne najlepiej pokazują, czym dzisiejsza publiczność się interesuje.
Nico Roosberg nie ma szans na bycie gwiazdą. On jest zbyt „normalny”. Poukładany ojciec rodziny, przezywany złośliwie przez wielu kibiców “Britney”, nie przemawia tak do kibiców jak nieobliczalny Hamilton. Zdaniem szefa Mercedesa, Rosberg broni się przed światem.
“Dyscyplina” to być może kluczowe słowo tłumaczące tak małą popularność Niemca wśród kibiców. Za dyscypliną i introwertykami raczej się nie przepada. Fani kochają luz i ekstrawagancje Hamiltona. To jednak ta dyscyplina sprawia, że cztery wyścigi przed końcem sezonu Rosberg miał 33 punkty przewagi nad zdolniejszym, szybszym i bardziej przebojowym kolegą z ekipy. To ona może mu dać wymarzone mistrzostwo świata, czego mu serdecznie życzę.