NBA All-Stars
NBA All-Stars
Oglądam ucztę koszykarska co roku i co roku coś nowego mnie zadziwia. Przypada ona na środek sezonu. Sama uczta ta nazywa się „NBA All Stars Break” i musze tu przyznać, że sama organizacja NBA wychodzi ze skóry wręcz, aby przyciągnąć jak największą rzeszę nowych kibiców.
System marketingowy jest prosty – pokazać jak najlepszy produkt na jak najwiekszej ilości telewizorów, owinąć to w „mass media” i … zbierać jak najwięcej kasy.
Fajnie, proste. Teraz chodzi o produkt.
Koszykówka jest trzecim pod względem popularności sportem na świecie (mam na myśli ilość krajów, a nie populacje) po piłce nożnej i lekkiej atletyce.
Koszykówka można uprawiać na dworze, przez cały rok w krajach o sprzyjającym klimacie lub na hali – jak ogólnie jest to ostatnio prowadzone.
Oczywiście wszystkie większe imprezy koszykarskie są rozgrywane na hali, bo warunki są wszędzie takie same lub bardzo zbliżone. Dla młodszej części społeczeństwa brzmi to jak herezja, ale przeciez jeszcze do nie tak dawna rozgrywki koszykarskie na Igrzyskach Olimpijskich były prowadzone na dworze.
Nic to.
NBA jest mistrzem reklam i strategii marketingowej.
Do nie tak dawna wszyscy zawodnicy w NBA byli Amerykanami, jednak od poczatku lat 80-tych zaczęto wprowadzac do zespołów zawodników z innych krajów.
Zasada jest w miarę prosta: NCAA, czyli organizacja sportowa zrzeszająca wszystkie sporty we wszystkich uniwersytetach amerykąńskich pozwalała już od dawna na rekrutacje przez uniwersytety zawodników i zawodniczki do rożnych sportów z różnych krajów. Najbardziej pod tym względem aktywną była lekka atletyka, gdyż specyfika tego sportu jest taka, że trzeba wielu lat, aby doprowadzić młodego człowieka do poziomu mistrzowskiego. Gotowy produkt z Europy, technicznie wyszkolony i dobrze wyselekcjoonowany był i jest bardziej korzystnym rozwiązaniem, niż mozolna praca nad rozwojem rodzimego talentu.
Koszykówka czy amerykański football – to co innego. Podstawą naboru są amerykańskie szkoły średnie. W końcu – to sporty narodowe USA.
Rozgrywki NCAA w koszykówce sa niesłychanie emocjonujące i końcowy turniej pod nazwa „March Madness” nie ma sobie równych.
Poziom NCAA niewiele odbiega od poziomu NBA, wiec dopływ talentów jest miarę prosty, łatwy i zrozumiały.
Poprzedni komisarz NBA o nazwisku Stern postanowil jednak rozszerzyć wpływy NBA na cały świat i w 1992 roku w Barcelonie wystapił po raz pierwszy amerykański „Dream Team”, który popkazal wręcz cyrkowe umiejetności całemu światu. Wprawdzie niektóre kraje europejskie jak Litwa, Hiszpania, Serbia, Rosja czy Francja zawsze potrafily grać „w kosza”, jednak ten amerykański „smaczek” poszedl w świat i obecnie mamy do czynienia z prawdziwa inwazja graczy z Europy, Chin, Australiii czy Afryki.
W czasie komentarzy specjalistow podczas pokazów i gry gwiazd miałem okazęe słuchać wypowiedzi Shaquille O’Neilla, który stwierdził, że Europejczycy są po prostu lepiej technicznie przygotowani i wyszkoleni, a Amerkynaie – fizycznie o wiele bardziej utalentowani.
Spotkalo się to z wielką krytyką wśród innych amerykańskich znawców, jednak najleży chyba się z tym stwierdzeniem zgodzić.
W pokazie wsadów do kosza nie było żadnego zawodnika spoza Ameryki.
Ten pokaz to nic innego jak pokaz skoczności z dodatowa fantazją robienia czegoś z piłką w drodze do kosza. Jak to sami Amerykanie mówią „Whites can’t jump” – co życie od lat pokazuje.
Inaczej prrzedstawiała się sytuacja w pokazie pod nazwa „skills challenge”, gdzie zawodnicy wykonują wiele elementow technicznych połączonych z czasem wykonania rundy.
I co tutaj specjalnego? Otóż zwykle zawodnicy rozgrywający, mniejszego wzrostu, byli zwycięzcami. Byli po prosty bardziej zwinni, lepsi koordynacyjne od tych olbrzymów poruszających się często wolno i koślawo.
Nie tym razem.
Zwycięzcą zostal Litwtin Kristaps Porzingis, który w finale pokonał Amerykanina Gordona Haywarda.
Porzingis ma 221cm wzrostu, co, do niedawna, było uważane za „problem”.
Czasy się zmieniają szybko. Jak w kalejdoskopie. I fajnie.