Mark Carney – superbohater z Threadneedle
Mark Carney – superbohater z Threadneedle
Nowy gubernator Banku Anglii Mark Carney to pierwszy celebryta bankowości centralnej.
Ekonomia jako dziedzina nauki swoich celebrytów ma od dawna. To choćby Paul Krugman, laureat Nagrody Nobla z 2008 r., mający wyraziste poglądy w każdej sprawie. Albo Nouriel Roubini, nowojorski ekonomista, który jakoby przewidział ostatni kryzys finansowy.
Ale polityka pieniężna uchodziła do niedawna za wyjątkowo nieciekawą dla laików gałąź ekonomii. Jeśli media zajmowały się przedstawicielem banku centralnego, takim jak szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke, to przeważnie z racji znaczenia jego decyzji dla światowej gospodarki. Dopiero Mark Carney, nowy gubernator Banku Anglii (BoE), trafił na łamy prasy kolorowej i tabloidów.
Diana nie lubi cienia
Kim jest Carney, który od lipca objął stery BoE po pięciu latach kierowania Bankiem Kanady? Jeśli wierzyć brytyjskim mediom, jest George’em Clooneyem świata finansów. Albo Alexem Fergusonem lub Pepem Guardiolą bankowości centralnej. Porównania do aktorów i trenerów piłkarskich nie przydają Carneyowi profesjonalizmu, ale pokazują, że dla Brytyjczyków nie jest on zwykłym bankowcem.
Adekwatnie do tych porównań media poświęcają nowemu gubernatorowi BoE i jego rodzinie znacznie więcej uwagi niż jego poprzednikowi Mervynowi Kingowi. Ekscytowały się m.in. tym, że Carney do pracy dojeżdża metrem,
a nie służbową limuzyną. Oburzały się z kolei, że jego podstawowe wynagrodzenie wyniesie aż 480 tys. funtów (2,3 mln zł) rocznie, podczas gdy King zarabiał jedynie 305 tys. funtów.
Jak przystało na celebrytę, Carney ma nietuzinkową żonę Dianę. Wiceprzewodnicząca lewicowego think tanku Canada 2020 – która popierała ruch „Okupuj Wall Street”, walczyła z nierównościami społecznymi i ganiła finansistów za chciwość – żaliła się w marcu na Twitterze, że dodatek mieszkaniowy do pensji jej męża, wynoszący 260 tys. funtów rocznie, nie wystarcza na wynajęcie w Londynie odpowiedniego mieszkania.
Ostatecznie Carneyowie wynajęli dla siebie i czterech córek luksusowy dom z sześcioma sypialniami i pięcioma łazienkami, którego zdjęcia szybko pojawiły się w tabloidach. Laburzystowski parlamentarzysta John Mann oburzał się w „Daily Mail”, że podatnicy, którzy na mieszkania przeznaczają połowę pensji, nie powinni finansować Carneyom takiej willi.
Urodzona na Wyspach Diana Carney zdążyła też zirytować Brytyjczyków uwagą, wyszukaną przez media na jej blogu o ekologii , że herbata w torebkach jest mało przyjazna dla środowiska. Dziennik „Daily Mirror” okrzyknął ją mianem „ekowojowniczki”.
Precedensowy transfer
Za takie zainteresowanie mediów nowym przewodnikiem „starej damy z ulicy Threadneedle” – jak Brytyjczycy pieszczotliwie określają swój bank centralny – odpowiada sekretarz skarbu George Osborne. To on postanowił, by następcy dla Kinga, który stał na czele BoE przez dekadę, poszukać za granicą. To pierwszy taki przypadek w ponad 300-letniej historii tej instytucji. Także inne rządy na sternika polityki pieniężnej – dziedziny o znaczeniu strategicznym – wybierają zwykle obywatela kraju, dobrze znającego zawiłości lokalnej gospodarki. Wyjątkiem był Stanley Fisher, do niedawna gubernator Banku Izraela. Gdy obejmował to stanowisko w 2005 r., urodzony w dzisiejszej Zambii ekonomista był obywatelem USA, ale legitymował się żydowskim pochodzeniem. W innych bankach centralnych zdarzali się obcokrajowcy, ale nie na najwyższych stanowiskach.
Osborne uzasadnił tę zaskakującą nominację kompetencjami byłego szefa Banku Kanady, który jako doktor ekonomii po Oksfordzie nie powinien też mieć kłopotów ze zrozumieniem wyspiarskiej gospodarki. – Jest po prostu najlepszą, najbardziej doświadczoną i najlepiej wykwalifikowaną osobą do wykonywania tej pracy – zachwalał brytyjski minister skarbu.
Przystojny i inteligentny
Za „złotego chłopca” polityki pieniężnej Carney uchodził już dawno. Gubernatorem Banku Kanady został w 2008 r., gdy miał 42 lata. Młodszego szefa banku centralnego nie miał żaden kraj G8 czy G20. Wicegubernatorem Banku Kanady Carney był już w 2003 r. Trafił tam z banku inwestycyjnego Goldman Sachs, w którego biurach w Londynie, Tokio, Nowym Jorku i Toronto pracował przez 13 lat.
Taka przeszłość dla pracowników sektora publicznego często jest ciężarem, bo naraża ich na zarzuty, że chodzą na pasku instytucji finansowych. W przypadku Carneya zadziałała niczym certyfikat znajomości sektora finansowego. A to m.in. dzięki niej w 2011 r. został przewodniczącym bazylejskiej Rady Stabilności Finansowej (FSB).
Na jego reputację wpłynęła jednak przede wszystkim stabilność kanadyjskiej gospodarki w trakcie kryzysu. Choć był to w dużej mierze skutek odpornego na zawirowania sektora bankowego, co akurat trudno zapisać na konto Carneya, jego roli ekonomiści nie bagatelizują. Szybko rozpoznał głębię kryzysu i już w marcu 2008 r., miesiąc po objęciu sterów Banku Kanady, ogłosił obniżkę stóp procentowych o 0,5 pkt proc., choć np. Europejski Bank Centralny z cięciem kosztu kredytu zwlekał aż do jesieni tamtego roku.
Rok później, gdy stopy były już blisko zera, zadeklarował, że nie wzrosną jeszcze co najmniej przez rok. Później zapewniał, że to był doskonały bodziec dla gospodarki.
Do dziś takie werbalne kształtowanie oczekiwań uczestników życia gospodarczego, a za ich pośrednictwem kosztu pieniądza, uchodzi za jego firmowe danie, którego nauczył m.in. szefa Fedu. W 2010 r. magazyn „Time” umieścił Carneya na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi, zauważając, że „bankowcy centralni rzadko kiedy są młodzi, przystojni, czarujący, a na dodatek piekielnie inteligentni”.
I to właśnie otwartość Carneya na nowinki i aktywistyczne podejście do polityki pieniężnej sprawiły, że na Wyspach jest on traktowany niczym mesjasz. W przeciwieństwie do Kanady Wielka Brytania do dziś nie wróciła do przedkryzysowej formy. Tamtejszy rząd, zmuszony do oszczędności, nadzieje na poprawę sytuacji wiąże właśnie z BoE. Ale oczekiwania wobec nowego gubernatora są tak wygórowane, że przerosnąć mogą nawet mesjasza.
Grzegorz Siemionczyk/Rzeczpospolita