Henryk Raston – wspomnienie (1924 – 2013)
Henryk Raston – wspomnienie (1924 – 2013)
Na pierwszej stronie małej książeczki z twardą okładką, widnieje napis: „Rubinstein Henryk Antoni. Pamiętnik (założony na terenie Szkocji w kwietniu 1944 roku.)”. Starannym pismem zaczyna swą opowieść Henryk Antoni Raston. 13 marca minęła pierwsza rocznica jego śmierci.
Urodził się 1 lipca 1924 r. w Warszawie. Ojciec jego był inżynierem elektro-mechanikiem, specjalistą kablowcem. Ojciec i matka ukończyli gimnazjum w Warszawie, po czym ojciec wyjechał na Politechnikę do Niemiec. Ściągnął do siebie matkę i został tam pracując w zakładach Kruppa. W 1921 r. wrócili do Polski wraz z sześcioletnią wówczas córeczką Ritą. Po przybyciu do Warszawy, ojciec otrzymał posadę dyrektora technicznego małej fabryczki „Kabel”, przy ul. Kaczej 9/11. Po paru latach stała się to jedna z największych kablowni w Polsce, ciesząca się zaufaniem sfer wojskowych. Na świat przyszedł Henryk. Matka, pracując w towarzystwach społecznych, nie mogła się nim zajmować. Imienia pierwszej opiekunki Henryk nie pamięta. Do dwu i pół letniego pętaka przyszła młoda, pełna energii panna Maria Milczyńska i była u niego lat jedenaście. Panna Maria była dla niego kimś więcej niż opiekunką; była po ojcu, którego ubóstwiał, najbliższą osobą.
We wczesnym dzieciństwie podróżowal dużo po Polsce z rodzicami i panną Marią. Jak we mgle wspomina mały mająteczek ziemski krewnych panny Marii, położony wśród zielonych lasów na Wileńszczyźnie, prosięta wychodzące z chlewu i siebie na kucyku. Przez szereg lat jeździli całą rodziną, na okres letni, do malowniczo położonej wśród gór Rabki. W kopalni soli w Wieliczce oczarował go majestat królestwa wykutego w białym połyskującym minerale.
Na drugim piętrze domu, w którym się urodził, przy fabryce „Kabel”, mieszkał współpracownik ojca z żoną i dwojgiem dzieci. Henryk zaprzyjaźnil się z nieco młodszym od siebie Zdzisiem i bawili się razem od najmłodszych lat. W 1930 r. został przyjęty do szkoły powszechnej. Ze Zdzichem siedzieli w jednej ławce. Razem chodzili do szkoły, wracali do domu i odrabiali lekcje. Tak było dopóki nie przeszedł do piątego oddziału nowego typu. Tu usłyszał pierwszy raz w życiu, kim jest. Dotąd, nie słysząc języka żydowskiego w domu, a będąc wychowany przez katoliczkę, uważał się za chrześcijanina. Chodził z panną Marią do kościoła, odmawiał z nią rano i wieczór pacierze, zdejmował czapkę przed figurami i kościołem. Od tej pory poczuł się nieszczęśliwym. Oprócz jednego Zdzicha, nie miał kolegów.
W tym samym mniej więcej czasie, ojciec kupił willę w Skolimowie, letnisku oddalonym o 20 km od Warszawy. Na czas letni wyjeżdżał z matką, siostrą i panną Marią do tej willi. Ojciec zostawał w fabryce, przyjeżdżając na niedziele i święta.
W 1935 r. przeszedł do 1 klasy gimnazjum. W tym też roku odeszła od niego panna Maria, ale jeszcze zachodziła do niego. W 1937 r. siostra wyszła za mąż.
W okresie szkolnym jeździł na kilkutygodniowe wycieczki szkolne. Poznał świetną przeszłość Krakowa, małe uliczki Łodzi z szeregiem tkalni i morze! W 1938 r. pojechał na trzytygodniowe wakacje Bożego Narodzenia w góry do Zakopanego i na zawsze zachował niezapomniane widoki.
Na wiosnę 1939 r. zdał tzw. „małą maturę” i przeszedł do pierwszej klasy liceum mat.-fiz. Nie było mu jednak danym skończyć je. 1 września 1939 r. w jego życiu i milionów Polaków rozpoczęła się nowa era.
Wojna zastała ich w Skolimowie. 3 września ojciec przysłał po nich samochód ciężarowy, którym przyjechali do Warszawy. W nocy z 6-go na 7-go, zarządzona została ewakuacja miasta. Rano 7-go, ponad 300-tysięczna rzesza ludzi opuściła swoje miejsca i ruszyła w nieznane, zapełniając drogi wiodące na wsch. i na płd. wsch. Był z siostrą między nimi w wozie osobowym jednego z przyjaciół ojca. W pół godziny po nich, ojciec, matka, mąż siostry Danek i kilku robotników wyjechali na ciężarówce fabrycznej. Im udało się jeszcze przedostać na Siedlce, ojca skierowano na Lublin.
Zastali Siedlce w gruzach i płomieniach po nalocie. Droga ich prowadziła przez Brześć nad Bugiem, Kobryń i Janów do wsi Gorki, gdzie był znajomy przyjaciela ojca. 17 września Rosjanie przekroczyli granicę, zajęli Polskę po Bug, zostawiając Niemcom resztę. Okupacja rosyjska zastała ich ciągle jeszcze w Gorkach, rodziców w Pińsku. Danek po długiej wędrówce przez poleskie błota, dołączył do nich. W pierwszych dniach października udali się furmankami do Janowa, a stamtąd towarowym pociągiem do Pińska. Pińsk wybrali sobie jako miejsce spotkania z rodzicami na wypadek zgubienia się. Matkę zastali chorą i jej stan pogarszał się z dnia na dzień. Byli zmuszeni oddać ją do szpitala we Lwowie. (Czy pozostała przy życiu? Szpital został zniszczony w 1941 r.)
Ojciec dostał pracę jako inżynier w fabryce zapałek. Henrykowi udało się dostać do pierwszej klasy liceum mat.-fiz., byłego gimnazjum państwowego. W listopadzie 1939 r. siostra, korzystając z jednodniowego otwarcia nowej granicy sowiecko-niemieckiej, udała się do Warszawy po rzeczy, przy sobie mieli tylko podręczne walizeczki. Po kilku tygodniach wróciła przez „zieloną granicę” i przywiozła tyle, że wytrzymali potem swój pobyt. Sowieci wykupywali wszystko.
Pod koniec 1939 r. w miasteczkach na wschód od Bugu porozlepiano afisze głoszące, że wszyscy, których przedwojenne stałe miejsce zamieszkania znajdowało się na zachód od linii demarkacyjnej, będą musieli wkrótce wybrać: powrót do domów lub paszporty sowieckie. Komisje urzędowały we Lwowie, Białymstoku i Brześciu. Z przeszło miliona liczącej gromady, niecałe sto tysięcy zostało przyjętych przez Niemców. Reszta, w myśl zarządzenia władz rosyjskich, miała przyjąć ich obywatelstwo. Nikt, z małymi wyjątkami, nie chciał skazywać się na to. Zaczęły się obławy. Wraz z całymi rodzinami pakowano ofiary do wagonów towarowych i wywożono na daleką północ, wschód i południe Rosji. Znalazł się z siostrą i jej mężem pomiędzy wywiezionymi 28 czerwca 1940 r. Ojciec nie był wówczas obecny. Pojechał do Lwowa odwiedzić matkę w szpitalu.
W wagonie znajdowało się 40 osób, dokuczał brak powietrza i wody. Pod koniec lipca przybyli do Kotłasu, portu położonego nad rzeką Dźwiną ok. 600 km na północ od Archangielska. Stamtąd przewieziono ich do Krasnowocka, dalej wozami, a później pieszo, przebyli ok. 90 km dzielących ich od miejsca przeznaczenia. Rzeczy jechaly łódkami. Naokoło ciągnęły się nieprzebyte lasy i bagna. Jedyną drogą, która łączyła ich ze światem, była rzeka. W lecie łódką lub pieszo, a w zimie saniami po lodzie na rzece. Każde zboczenie z przetartego szlaku groziło ugrzęźnięciem w śniegu. Mieszkali w barakach, pełnych robactwa wysysającego krew. Ściany i po pewnym czasie wszystkie ich rzeczy, były pokryte pleśnią. W dzień nie można było się opędzic od komarów much i bąków. W lecie, na jesieni i w zimie, pracowali w lesie jako drwale, na wiosnę przy spławie drzewa. Byli głodni, niewyspani i przemęczeni. Tak minął rok.
20 czerwca 1941 r. Niemcy zaatakowali Rosję, a wkrótce – pakt sowiecko polski, na podstawie którego, wszyscy obywatele polscy zostali zwolnieni z więzień, obozów koncentracyjnych i zesłań. 13 września 1941 r. otrzymali poświadczenie polskiego obywatelstwa i pod koniec września, na uprzednio zbudowanych przez siebie tratwach, ruszyli w dół rzeki. Po trzech tygodniach na wodzie, dostali się do Krasnowocka, a stamtąd statkiem do Kotłasu. Z Kotłasu wyruszyli na południe, aby dostać się do Taszkentu. Żywili się suszonym makaronem i tylko od czasu do czasu udawało im się dostać kawałek chleba w zamian za machorkę. Po dwóch tygodniach siostra zachorowała na tyfus. Byli zmuszeni przerwać podróż i udać się do szpitala w mieście Turkiestan w Kazachskiej SSR. Rita po kilku tygodniach wyszła ze szpitala. Mieszkanie dostali nienajgorsze i tam zostali do wiosny 1942 r. Od czasu do czasu Danek jeździł do Czkałowa i sprzedawał część ich rzeczy.
W lutym 1942 wraz z Dankiem stanęli na komisję i zostali przyjęci do wojska. Bojąc się, że może być odrzucony ze względu na wiek, przerobił uprzednio datę swego urodzenia na dokumencie z 1924 na 23 r. Pod koniec marca, żegnany przez Ritę i Danka, udał się w podróż. Danek miał wyjechać na drugi dzień. (Czy wyjechał?)
Po kilku dniach jazdy pociągiem doczepionym do wojskowego transportu, znalazł się wraz z innymi w Krasnowocku, porcie położonym nad Morzem Kaspijskim. Wsadzono ich na okręt i po dwóch dniach znaleźli się w Pachlewi, porcie w Persji. Zaprowadzono ich do łaźni i umundurowano. Na drugi dzień załadowali się do autobusów i po trzech dniach znaleźli się w stolicy Persji Teheranie, gdzie przebywali od 4 IV do 28 IV. Głównym zajęciem były prace porządkowe w obozie. 28 IV wyruszyli autobusami przez góry i pustynie do Iraku i od 3 V do 16 V przebywali nad jeziorem w namiotach, 60 mil od Bagdadu. Tam przeżyli burzę piaskową „Samum” ze śmiertelnymi ofiarami i plagę skorpionów. 16 V ruszyli w dalszą drogę. Pod wieczór zatrzymali się na nocleg w obozie znajdującym się na piaskach Pustyni Arabskiej. Noc spędzili pod gołym niebem wśród szakali i hien. Nazajutrz ruszyli dalej i po przebyciu Transjordanii znaleźli się w Palestynie. Od 19 V do 4 VI zakwaterowali się 40 km od Tel Avivu w kolonii Afulah.
4 VI wyjechali pociągiem do przystani nad Kanałem Sueskim, promem przez kanał i pociągiem do portu Suez. 6 VI załadowano ich na angielski okręt „Maurytania”. Płynęli przez Morze Czerwone. 9 VI wpłynęli na Ocean Indyjski i 16 VI przekroczyli równik. Tego samego dnia, dotarli do portu Durban w Płd. Afryce. Z Durbanu dostali się do Pietermaritzburga. Obóz znajdował się dwie mile od miasta. 10 VIII opuścili Pietermaritzburg. 11 VIII załadowali się na „Maurytanię” i wyruszyli w drogę do Ameryki Płn. 20 VIII zawinęli do portu w Rio de Janeiro, stolicy Brazylii, gdzie dla zmylenia czujności nieprzyjacielskich łodzi podwodnych, przebywali prawie dwa tygodnie. 1 IX ruszyli dalej. Następny postój wypadł w porcie jednej z wysp archipelagu „Bermudy”. 15 IX ujrzeli brzeg USA i zatrzymali się w Norfolk, porcie położonym w stanie Virginia. Dalej pojechali pociągiem do Nowego Jorku. 17 IX ulokowano ich w koszarach znajdujących się w obrębie portu Hamilton. 22 IX opuścili Nowy Jork. 23 IX przybyli do portu Halifax w płd.-wsch.
Kanadzie. 29 IX wyruszyli na francuskim okręcie „Pasteur”, aby odbyć ostatni etap drogi do Anglii. 6 X ujrzeli na horyzoncie wybrzeże Irlandii i wkrótce znaleźli się w szkockim porcie Greenock. Z Greenock pojechali koleją do Cowdenbeath, obozu rozdzielczego.
W obozie zapisano go do artylerii p.l., ale chcąc być razem z dwoma kolegami, z którymi nie rozłączał się od Palestyny, poprosił o przydzielenie do 16 Bat. Dragonów. 16 X znalazł się w Dryburgh, miejscu postoju 3 kompanii i został przydzielony do 1 plutonu. 17 X zaczęły się zajęcia i przeszkolenie rekruckie. 15 XII część ludzi została wysłana do Nisbet House na kurs kierowców. Wśród nich była cała ich trojka.
31 XII mieli wspólną kolację. Nowy Rok 1943. Czwarty rok wojny. Myśli jego skierowały się do Rity i Danka. W tym czasie, gdy on spożywa sutą wieczerzę, oni, jeśli zostali w Rosji, nie mają może kawałka chleba, a kochany jego ojciec, czy żyje? Ostatnią wiadomość od niego otrzymał 18 VI 1941 r. Przed oczami stanął mu Skolimów w Święta Bożego Narodzenia. Cała rodzina przy stole, a w rogu choinka, pięknie przystrojona. Dziwnym może się wydawać komuś, ta choinka z gwiazdą betlejemską w domu żydowskim, ale właśnie dlatego, że u nich obchodzono święta katolickie, a nie żydowskie, których nie znał i nie zna, właśnie dlatego uważał się za chrześcijanina. Chciał się przechrzcić. Nie zrobił tego, ale nie oznacza to, że zaniechał swego postanowienia. Czas utwierdza go w podjętej decyzji.
W połowie lutego 1943 zdał egzamin i otrzymał prawo jazdy na samochody i motocykle, a w kilka miesięcy później na „carrier”sy. W drugiej połowie marca otrzymał 28-dniowy urlop ewakuacyjny i udał się do Londynu. Po powrocie do Dryburgh dostał motocykl. W tym czasie nastąpiło rozwiązanie Brygady Strzelców Podhalańskich i połączenie jej z 16 Brygadą Pancerną. Batalion ich, były 16 Bat. Dragonów, otrzymał nazwę 1 Bat. Strzelców Podhalańskich i wraz z nazwą odziedziczył po rozwiązanej brygadzie jej sztandar i tradycje. Wkrótce wyjechał do Thetford w Anglii na letnie manewry z dywizją francuską i kanadyjską. Na jesieni załadowali sprzęt na pociąg. Część wojska załadowała się na samochody i wrócili do Szkocji. Nastąpiła reorganizacja dywizji. Przeniesiono ich do Nisbet House. Został przeniesiony do nowoutworzonej kompanii broni wspierających, lecz nie przebywali tam długo. Zimę z 1943 na 44 spędzili w Galashiels. Na jego prośbę przeniesiono go do pocztu dowódcy kompanii na kierowcę samochodu. Wysłano go też na kurs obserwatorów. Na wiosnę wyjechali do Anglii do Ampleforth, Yorkshire na ostateczne manewry, po których mieli wyruszyć do akcji.
6 VI świat zostal zelektryzowany wiadomością o inwazji kontynentu. Od tej chwili wyczekiwali momentu, gdy poślą ich na bój. Dywizja ruszyła na południe do obozu przejściowego w Aldershot. Tam przeniesiono go z powrotem na motocykl do plutonu rozpoznawczego. 29 VII znaleźli się w porcie Folkestone. 31 VII w nocy opuścili brzegi Anglii. 1 VIII wylądowali bez przeszkód we Francji. Skierowano ich w okolicę Bayeux, gdzie przebywali około tygodnia. Dywizja wchodziła w skład 21 grupy armii dowodzonej przez marszałka Mongomerego, nazwanej wraz ze wszystkimi wojskami sprzymierzonych, znajdującymi się na kontynencie, „The British Liberation Army”. W nocy z 7 na 8 VIII 1944 zarządzono pogotowie bojowe. O drugiej w nocy ruszyli. Pierwsze natarcie, pierwsza walka jego oddziału zaczyna się…
Myśli Henryka odbiegły na chwilę od walki. Spod jego pióra wyłonił się długi wiersz: „Noc była piękna, niebo gwiaździste. Księżyc wysyłał światło promieniste…”… i powrót z zamyślenia. Noc w polu. Czołgi i działa przeciwpancerne. On na motocyklu. Ogień niemieckich moździerzy, bomby, płonące wozy i lasy, dymy i jęki rannych zmieszane ze świstem bomb. Miejscowość zajęta. Natarcie skończone. Nazajutrz kierunek na Falaise, ale minęło kilka dni zanim tam dotarli. Tu kończy się pamiętnik Henryka.
W sierpniu 1944 r. 1 Polska Dywizja Pancerna wylądowała w Normandii we Francji. Henryk bral udział w całej walce aż do końca wojny. Jesienią 1945 został wysłany do Szkocji, gdzie zdał pełną maturę. Chrzest przyjął w 1946 w Londynie, ojcem chrzestnym był jego kolega Stanisław Wojniłowicz. Zmienil też wtedy nazwisko. W latach 1948-1951 studiował Electrical Engineering na Polish University College, University of London. W 1951 odnalazł, starszą o 9 lat siostrę Ritę i jej męża Daniela w Kanadzie. Do Toronto przybył 12 czerwca 1951. Wiosną 1952 otrzymał dyplom BASc na Wydziale Electrical Engineering na University of Toronto. W latach 1952-1955 pracował w Ferranti Electric Ltd. W 1955-1960 odbył studia podyplomowe na UofT i pracował na pół etatu jako wykładowca na wydziale elektrycznym. W 1960-1975 pracował jako inżynier testujący w Canadian Standards Association. W 1975-1986 miał pozycję Assistant Manager w International Standardization Division of Standard Council of Canada. W 1986-1995 był reprezentanem Real Estate Sales. Od stycznia 1996 udzielał korepetycji z matematyki. Był aktywnym członkiem Parent Teachers Association.
Do Stowarzyszenia Inżynierów Polskich (wówczas STP) wstąpił w 1952. Wstąpił również do SPK i ZPwK. Obywatelstwo kanadyjskie otrzymał w 1953. W 1955 zorganizował the Polish Aliance, Toronto, Credit Union i był prezesem i kierownikiem, bez wynagrodzenia, przez 35 lat. Ukończył kilka kursów w dziedzinie organizacji zarządzania i księgowości.
Ożenił się w wieku 43 lat. Jego przyszła żona, Wanda przyjechała z Polski na wizytę w październiu 1966, poznali się na Sylwestra i wzięli ślub 23 września 1967. Po kilku latach urodziła się córka Joanna. W 2008 urodził się wnuk Damian.
Zmarł 12 marca 2013 w Toronto. Henryk Raston przeżyl pełne życie z wieloma wzlotami i czasem upadkami, ale zawsze było ono interesujące. Był nieraz trudny, uparty i nadmiernie zdeterminowany, lecz wszystko robił z prawdziwym przekonaniem. Był dumnym Kanadyjczykiem, urodził się przecież 1 lipca, na urodziny Kanady. Był także dumnym Polakiem, przywiązanym zawsze do swojej kultury.
Opracowała: Krystyna Sroczyńska