US Open
US Open
Ostatni turniej z cyklu Wielkiego Szlema już na półmetku.
Wiele już się wydarzyło i wiele jeszcze się zdarzy, ale mamy podstawy do wstępnych ocen i komentarzy o czołówce światowej tenisa.
W sumie – jest to najbogatszy turniej w historii świata i przegrane tu finansowo bardzo bolą.
Dodatkowo – zwycięzca i zwyciężczyni, jeśli akurat wygrają północnoamerykański cykl – dostaną bonusowe 4 miliony dolarów.
W tej sytuacji są w tej chwili Serena Williams i Roger Federer.
Oboje, jak na razie, a pisze te słowa we wtorek, są dalej w akcji, w przeciwieństwie do polskich asów.
Słabo ostatnio spisuje się Agnieszka Radwańska. Oczywiście – „słabo” to bardzo względne określenie, bo w końcu, wiele tenisistek chciałoby tak wysoko zajść w Wielkim Szlemie, ba, nawet tam się zakwalifikować.
Polskim kibicom tenisowym pani Agnieszka rozbudziła apetyty kwalifikując się do finału Wimbledonu w ubiegłym roku, ale od tamtego czasu jej loty nieco się obniżyły.
Trzeba przyznać, że takiego „bałaganu” w kobiecym tenisie już dawno nie było. Praktycznie tylko Serena Williams została na placu boju z tych wcześniej rozstawionych czołowych zawodniczek. Caroline Woźniacki jeszcze dobrze sobie radzi, a reszta? – nieznana!
Dość słabo spisuje się rosyjska grupa, ale nie winiłbym tutaj Putina za taką sytuację. Kilka zawodniczek się wycofało ze sportu, kilka jest kontuzjowanych. Idzie czas na nowe.
Niektóre zawodniczki trzymają się w jakiś dziwny sposób trenerów lub układów trenerskich, które już od pewnego czasu nie działają, nie sprawdzają się.
Z mojego doświadczenia trenerskiego wiem, że wśród pań ta niezwykła lojalność kończy się często wielkim rozczarowaniem.
W tym kontekście patrzyłem z podziwem na siostry Radwańskie, które zerwały współpracę z ojcem-trenerem w celu poprawienia sportowej sytuacji i – początkowo – z pozytywnym skutkiem. Widzę, że czas na nowy ruch. Pytanie tylko – czy im jeszcze będzie się chciało. Często sukces nasyca zawodnika do odpowiedniego poziomu i zostają później tylko pobożne życzenia.
W męskiej połowie turnieju jak na razie bez większych zachwiań. Już od samego początku Rafael Nadal się nie pokazał, przez co w turnieju zostało trzech z czterech wielkich muszkieterów i dalej, w drugim tygodniu pokazują klasę.
Roger Federer, ojciec dwóch par bliźniąt gra jak szwajcarski zegarek, ale może mu to nie wystarczyć na rozprawiającego się z kliniczną bezwzględnością z opozycją Novaka Djokovica.
Oczywiście czas pokaże, gdyż w tym sporcie trudno przewidywać cokolwiek na kilka dni do przodu.
Jerzy Janowicz, jak to ostatnio bywa, bardzo rozczarował swoich wielbicieli. Wygląda na to, że z taką nieregularnością zbyt daleko swej kariery nie zapchnie.
W polskiej sytuacji sprawa nie wygląda różowo. 24-25 – letni zawodnicy powinni mieć 20-latków depczących im po piętach, a ci z kolei – 17-18 latków.
Jest to w świecie możliwe, skoro amerykańska 15-latka była w stanie wygrać mecz właśnie tu, na Flushing Meadows.
Ja z nadziejami oglądałem występy naszej eksportowej pary kanadyjskiej: Raonic i Bouchard. Niewiele spodziewałem się po Bouchard, bo w końcu zrobiła w tym roku znacznie więcej niż najwięksi optymiści spodziewaliby się.
Raonic z drugiej strony puka już do drzwi do czołowej czwórki, ale chyba jeszcze nie czas.
Tak w ogóle obecna „wielka czwórka” ma teoretycznie nową czwórkę następców, ale wygląda na to, że do momentu, kiedy „seniorzy” nie zestarzeją się, „juniorzy” będą musieli trochę poczekać.
Zostało jeszcze trochę dobrego tenisa, więc tylko ręce zacierać … i oglądać.