Final Four
Final Four
Sport akademicki w USA nie ma żadnej konkurencji na całym świecie, ba – nie ma nawet porównania.
Zaczął się w podobny sposób jak wszędzie – z potrzeby znalezienia równowagi umysłowej i fizycznej. Zresztą pierwszym takim przykładem była Akademia Platońska – w starożytnej Grecji.
Jak to w Ameryce – nie po to emigranci tu przybyli, aby być czymś gorszym. Od razu postawiono na poważny marketing sportu akademickiego i resultaty przeszły najśmielsze oczekiwania.
Mieszkając w Polsce nie miałem żadnego rozeznania w tajnikach NCAA, ale po kilku latach współpracy kanadyjsko-amerykańskiej zrzumiałem logikę maszyny pod nazwą „szkolnictwo wyższe w USA”.
Otóż niezależnie czy mamy do czyniania z prywatnymi czy stanowymi uniwersytetami, zawsze w chodzi w grę koszt pobierania nauk.
Wprawdzie w Europie szkolnictwo wyższe jest w większości bezpłatne dla studenta (podatnicy za to płacą), to jednak po tej stronie oceanu sprawy wyglądają inaczej.
Można być zbulwersowanym wielkością tych kosztów, ale to nie chodzi o prywatnego studenta. Tu chodzi o system przepływu potężnej kasy.
Zacznijmy, że nauki ścisłe czy humanistyczne są ważne dla pojedynczego studenta, jednak totalnie nieważne dla przeciętnego zjadacza chleba.
Właśnie taki ma władzę, bo przynosi pieniądz „na bramce” lub płaci za reklamy kupując reklamowane towary..
Jak wiec ten pieniądz „przyprowadzić’ na własne podwórko?
Otóż – marketing.
Sport jest od dawna znanym narzędziem marketingowym. Jak już wspomniałem – w starożytnej Grecji nie tylko dbano o równowagę psychiczno-fizyczną, ale stworzono podwaliny dlo sportu zawodowego.
Zwycięzcy Igrzysk Olimpijskich dostawali nagrody, ale najważniejszymi wyróżnieniami były … znajomości z politykami, rządzącymi i bogatymi. Stąd też powiązanie między sportem, a polityka i … kasą.
Przyznam, że nie widzę możliwości, aby Olimpiada Matematyczna czy przyrodnicza przyciagnęła na miejsce zawodów wieksze tłumy niż Igrzyska Olimpijskie i wiekszość się ze mna zgodzi.
Z tego Amerykanie dawno sobie zdali sprawę i doszli do wniosku, że kombinacja wieku studentów, zainteresowań, zdolności i możliwości sportowych i, co z tym się wiąże dalej – zarobkowych jest niewykłą okazją do zrobienia interesu.
Z racji obozów sportowych w USA miałem możliwość odwiedzenia wielu uczelni i rozmawiania z wieloma trenerami i profesorami.
Przytoczę tu rozmowę, której byłem świadkiem w Louisiana State University w Baton Rouge, bastionem sportowego akademickiego sportu.
Jeden z wizytujących profesorów z Norwegii narzekał na rozbieżności finansowe wynagrodzeń naukowców i trenerów.
Trener koszykówki zarabial wtedy 3.5 miliona dolarów, a ten profesor (chyba chemii) – 80,000.
Norweg nie mógł zrozumieć takiego traktowania.
Na to mój flegmatyczny kolega-trener z innego sportu, żując gumę rzucił: „ciesz się, że tu jestes i Ci płacą. Żeby nie on (wskazujac na trenera koszykówki), wielu profesorów nie miałoby stanowisk.”
Koszykówka jest po amerykańskim footballu najwiąkszą dojną krową dla uczelni.
Właśnie zakończył się sezon tradycyjnym turniejem turniejów: March Madness. Tym razem – z polskim akcentem.
Gonzaga Bulldogs z Przemysławem Karnowski w składzie pokonali South Carolina Gamecocks 77:73 i po raz pierwszy w historii uczelni zagrali w finale NCAA. Polak rzucił 13 punktów i miał pięć zbiórek, był ważną postacią w decydujących momentach meczu.
W finale jego Gonzaga Bulldogs ulegli, niestety, North Carolina Tar Heels 65:71.
Dla Karnowskiego to koniec kariery w koszykówce akademickiej. Ten sezon dla Polaka był wyjątkowy, a gra w finale to ukoronowanie niesamowitej kariery. Jeszcze niespełna półtora roku temu nie było wiadomo, czy polski środkowy jeszcze kiedykolwiek zagra w koszykówkę. Miał poważną kontuzję pleców, musiał przejść operację, a po niej mozolną rehabilitację.
Dalszym krokiem po NCAA jest sport zawodowy, miliony dolarow, sława, wszelkiego rodzaju pokusy – wielki świat. I chyba dyplom uukończenia uczelni ma też w kieszeni …
Może Przemkowi się uda, czego serdecznie u życzę.