Prawdziwe kulisy sportu
Prawdziwe kulisy sportu
Sport jest nierozerwalnie połączony z pieniędzy, wpływami i polityka, czy tego chcemy – czy nie.
To, że poszczególne systemy totalitarne wykorzystywały sport do swoich własnych niecnych celów to też doskonale wiemy. Przypomnę, że w nazistowskiej Trzeciej Rzeszy Hitler (oczywiście przy pomocy nagłośnienia przez machinę Goebbelsa) aż piał z zachwytu nad niemieckimi zwycięzcami olimpijskimi.
Jego „naród” potrzebował wiedzieć i czuć, że akurat ta rasa jest najlepsza.
System komunistyczny akurat nie obrał nastawienia rasistowskiego, lecz skupił się nad pokazaniu światu wyższości systemu nad jakimikolwiek innymi, szczególnie – nad kapitalizmem.
Oczywiście – Amerykanie jako przeciwległy biegun ideologiczny, nie zasypywali gruszek w popiele i sami ochoczo przystąpili do zimnej wojny również i w sporcie.
Mówiąc o pieniądzach, wpływach i polityce – zacznę od lekkiej atletyki.
Lekka atletyka – jest nie bez kozery nazywana „królową sportu”.
Sport ten jest prosty do zrozumienia, wymierny, popularny, a ta właśnie popularność nabijała przez lata kieszeń Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki.
Czasy zaczęły się zmieniać, więc IAAF wymyśliła inny sposób na zwiększenie dochodów: Diamentową Ligę.
Niestety – i to przedsięwzięcie zaczęło dawać coraz mniej mleka ze względu na zbyt wielką monotonię Nowy pomysł: 24 mitingi, w których będą brać udział prawie ciągle ci sami zawodnicy i te same zawodniczki w swoich, powtarzających się konkurencjach.
Osobiście – po dwóch takich mitingach nawet ja, znawca i miłośnik lekkie atletyki zaczynam zasypiać przed telewizorem.
IAAF jak i MKOL chcą pieniędzy. Za wszelką cenę. Chcą również sprawiać wrażenie, że sporty, którymi zawiadują należą do tych czystych, bez dopingowych. Jednocześnie – chcą wspaniałych wyników na arenach sportowych … i tutaj zaczyna wchodzić inny, niepolityczny, po prostu ludzki czynnik. Ludzi można, mówiąc po sportowemu po prostu szybko „zajechać”.
O tym wiemy wszyscy znający sport od podszewki.
Zaczyna się wiec polityka: trzeba ukarać przewinienia, jednak tylko tak, aby „ciemna” publika myślała, że mamy do czynienia z prawdziwym, czystym sportem.
Też to nic nowego. Sam byłem naocznym świadkiem, wręcz z pierwszego rzędu, afery dopingowej Bena Johnson w Seulu, podczas Igrzysk Olimpijskich w 1988 roku.
Długoletnie szeptanie o amerykańsko-brytyjskim lobby, broniącym swoich sportowców, znalazło tam właśnie najlepsze potwierdzenie. I to nie po raz pierwszy, bo już w 1984 roku na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles było głośno o pierwszym pozytywnym teście Carla Lewisa ale ten doping uszedł na sucho.
Nie tylko zresztą Carl Lewis. Kiedy byłem w Seulu mieliśmy praktycznie pewne wiadomości, że także inni czołowi Amerykanie: sprinterzy, skoczkowie czy miotacze, jednak wszechmocna stacja telewizyjna amerykańska NBC użyła swoich ogromnych sponsorskich wpływów, aby sprawię ukręcić łeb.Nie inaczej będzie z dopingiem w ośrodku Nike w Oregonie.
Jestem przekonany, że dzisiejsi „bardzo ważni” wpadną na dobry sposób tuszowania po raz któryś.
Główny obwinione Alberto Salazar (not bene pochodzący z Kuby, gdzie wyrósł pod skrzydłami ojca, człowieka z bliskiego kręgu dyktatora Fidela Castro), w jakimś stopniu odgrzał nam dawną Zimną Wojnę, jaką było współzawodnictwo socjalistycznego Wschodu z kapitalistycznym Zachodem.
A na zakończenie – kwiatek z kanadyjskiej łączki.
Don Cherry, znany komentator hokejowy, wielki zresztą patriota kanadyjski, ale także znany z różnych kontrowersyjnych wypowiedzi został „wysadzony z siodła”.
Zarzucono mu bowiem, że wykorzystał swoja popularność i zarzucił emigrantom brak patriotyzmu.
Moim zdaniem – sytuacja nie mająca nic wspólnego z polityka, jednak miejscowi „możni” uważali inaczej i zmusili go do ustąpienia.
Tylko w Kanadzie …