Novak Djokovic – anatomia nielubienia
Novak Djokovic – anatomia nielubienia
Na początku nazywano ich „wielką czwórką” tenisa.
Tworzyli ją: Roger Federer, Rafael Nadal, Novak Djokovic i Andy Murray.
Prawdę mówiąc, to Roger był zdecydowanie z przodu, potem Nadal, potem znacznie dalej – Novak i na końcu – Murray.
Trzej przedstawiciele Zachodu i Novak – człowiek Wschodu.
Z czasem z tej czwórki wypadł Andy Murray. Nie był nigdy prawdziwie równym tej pozostałej trójce, ale docierał często do półfinałów i finałów wielkich turniejów i się w światowej czwórce długo utrzymywał.
Niestety kontuzje przeszkodziły mu w grze na najwyższym poziomie i … jak to w życiu bywa – wypadł z konkurencji.
Podczas ostatnich lat Rafael Nadal podgonił osiągniecia Federera, przez długi czas brylował na szczycie klasyfikacji generalnej i dopadł go w liczbie wygranych turniejów „Wielkiego Szlema”.
Obaj mają ich po 20.
Novak Djokovic był międzyczasie ciągle trzeci i traktowany trochę jak ubogi kuzyn.
Dlaczego tak twierdzę? O tym za chwile.
Trochę suchych faktów:
Novak Djokovic właśnie przeskoczył Rogera Federera w ilości tygodni spędzonych na topie rankingu ATP najlepszych tenisistów na świecie.
W chwili, gdy piszę te słowa ma on ich na swoim koncie już 326.
Roger Federer – 310.
Trzeci ze wspomnianej „wielkiej czwórki” Rafal Nadal spędził na szczycie 209 tygodni i zajmuje dopiero 6-te miejsce w historii.
Przed nim są jeszcze Peter Sampras, Ivan Lendl i Jimmy Connors.
Czwarty z tej aktualnej czwórki, Andy Murray był numerem 1 na świecie przez 41 tygodni.
W zamożnym świecie tenisowym zwycięstwa i rankingi liczą się bardzo. Są one platformą, z której mogą się odbić czołowi zawodnicy do większych karier finansowych.
Mistrzem jest tutaj Roger Federer. Pomaga mu w tym oczywiście „pochodzenie”.
Jest w końcu Szwajcarem, przedstawicielem narodu bankierów, narodu powszechnie uważanego za jednego z najzamożniejszych na świecie.
Wychował się w dobrobycie i tak postało.
Nie gorzej powodzi się w życiu Rafaelowi Nadalowi.
Co prawda – Hiszpania to nie Szwajcaria, ale trudnych okresów życiowych akurat nie przechodził.
Z kolei Novak Djokovic to 180-stopniowy zwrot w porównaniu z karierami, o których właśnie wspomniałem.
Pochodzi z Belgradu, stolicy Serbii. Jego młodość przypadła na wojnę bałkańską. Wiele czasu spędził w przeciw bombowych schronach. Wyrywał się, kiedy tylko mógł na zewnątrz, aby trochę poodbijać piłkę tenisową o ścianę lub pokopać piłkę nożną z kolegami, towarzyszami niedoli.
Przetrzymał wszystko i brnął do przodu.
W momencie, kiedy jeszcze bezpośrednio nie zagrażał dwóm ulubionych na Zachodzie tenisistom Federerowi i Nadalowi, był traktowany pobłażliwie. Kiedy jednak dobrał im się sportowo, do skóry, nagle zaczęły się inne dziwne traktowania, szczególnie w zachodnich środkach masowego przekazu.
Novak jest bardzo mądrym człowiekiem o innych poglądach niż te typowe na Zachodzie. Często je głosi otwarciem, co w efekcie nie przysparza mu więcej zachodnich przyjaciół.
Co ciekawe jednak, jego popularność rośnie gwałtownie na Wschodzie i Dalekim Wschodzie.
Serb jest niezwykle wrażliwy na sytuacje ekonomiczno-społeczne w różnych krajach, a przede wszystkim w Serbii. Interesują go także sprawy niepodległościowe poszczególnych krajów.
Jest bardzo aktywny na tych niwach i po zakończeniu kariery sportowej widzę go jako jednego z najbardziej wpływowych społecznie sportowca wszechczasów.
Właśnie oglądałem 5-minutowy filmik, na YouTube, który zarejestrował opinie wszystkich czołowych młodych tenisistów na temat: który z nich wszystkich byłby najlepszym przywódcą narodowym.
Novak Djokovic wygrał ten plebiscyt jednogłośnie.
www.bogdanpoprawski.com