Tenisowe niespodzianki
Tenisowe niespodzianki
Ostatni turniej z cyklu Wielkiego Szlema jest już za nami.
Właśnie rozdano nagrody i od razy wspomnę o niespodziewanym finale kobiet.
Polacy liczyli na swojego żeńskiego asa – Igę Świątek, bo dlaczegóżby nie – wygrała już przecież jednego Wielkiego Szlema w ubiegłym roku.
W tym roku zaczęła nieźle – dwoma tytułami w Australii i w Rzymie, jednak – nie błyszczała.
Wprawdzie to jeszcze nie koniec sezonu, ale jest nieco gorzej niż w u biegłym roku.
Nic to.
Wygląda na to, że mamy do czynienia z wielką zmianą warty w tenisie żeńskim.
W finale zagrały nierozstawione: Leylah Fernandez i Emma Raducanu.
Dwie sensacyjne finalistki są nastolatkami, lecz ich tenis był dojrzały i ekscytujący.
Zacznę od Kanadyjki Leylah Fernandez.
Jeśli 3 tygodnie temu ktoś powiedziałby, że 19-latka z Montrealu osiągnie w tym turnieju taki sukces, właściwie wszyscy uznaliby go za wariata. Tego absolutnie nikt by przecież nie wymyślił.
Młoda zawodniczka, która w tym sezonie w turniejach wielkoszlemowych wygrała zaledwie jeden mecz, na Flushing Meadows po dramatycznych trzysetówkach pokonała kolejno Naomi Osakę, Angelique Kerber, Jelinę Switolinę oraz Arynę Sabalenką. Same wielkie mistrzynie, które każda z osobna i wszystkie razem wydawały się zaporą nie do przejścia. A jednak…
Z kolei Angielka Emma Raducanu miała znacznie łatwiejszą drogę, choć także trudną.
Emma wygrała swoje dziewiąte spotkanie w turnieju. Licząc z eliminacjami zwyciężyła już w 18 kolejnych setach. W Nowym Jorku jest od trzech ponad trzech tygodni, na kortach Flushing Meadows, jak żartowała, wręcz już zamieszkała. Miała bilet kupiony na dzień po eliminacjach, tymczasem wróci na Heathrow najwcześniej na początku mijającego tygodnia.
W sumie – zwyciężyła tenisistka z Anglii w dwóch setach i cały pojedynek na szczycie nie był najlepszy. Widać było zmęczenie u obu zawodniczek.
Obie historie (bo Fernandez też!), wydają się jak z bajki. Wiele tenisistek ciężko pracuje przez dekadę i dłużej, a nie osiąga nawet cząstki takiego sukcesu. Tu dziewczyny zaczynają dopiero grę w tenisa i od razu biją rekordy. Raducanu w WTA debiutowała w czerwcu w Nottingham, była wtedy zawodniczką z czwartej setki, dziś jest już mistrzynią US Open i gwiazdą ze światowej czołówki. Od czasów Kim Clijsters, która wracała po urlopie macierzyńskim na kort i nie miała rankingu, nie było w Wielkim Jabłku tak nisko klasyfikowanej triumfatorki imprezy. Emma pomaszerowała po tytuł w stylu Igi Świątek z Paryża.
W finale mężczyzn spotkali się zgodnie z przewidywaniami #1 Novak Djokovic i #2 Daniil Medwiediew.
Ten finał miał wielką wagę szczególnie dla Novaka Djokovica.
Przypomnę, że w chwili obecnej ma on 20 trofeów z cyklu Grand Slam, tyle samo co Roger Federer i Rafael Nada.
Zwycięstwo dałoby mu prowadzenie w tej niesamowitej klasyfikacji.
Dodatkowo – był to ostatni turniej z cyklu Wielkiego Szlema w 2021 roku.
Novak wygrał wszystkie dotychczasowe trzy i ten czwarty byłby pierwszym od 57 lat takim osiągnięciem.
Wtedy to Rod Laver dokonał tak trudnego dzieła.
Niestety – nie tym razem.
Daniil Medwiediew pokazał ten „lwi” czy ”niedźwiedzi” pazur i wygrał pewnie w trzech setach.
Chyba zbliża się koniec ery wspaniałych starszych czempionów.
Roger Federer już „kopnął” czterdziestkę. Po wielu kontuzjach chyba już się do finałów wielkich turniejów nie załapie.
Podobnie jest z młodszym Rafaelem Nadalem. Jego atletyczny styl gry wymaga wielkiego obciążenie fizycznego, a to, z latami, staje się coraz trudniejsze .
Novak jest z tej trójki najmłodszym, ale ma już te swoje 34 lata.
Moim zdaniem może jeszcze jeden czy dwa takie turnieje wygrać, ale po piętach depcze mu następna „wielka czwórka”: Medwiediew, Zverev, Rublow, Tsitsipas … a może nawet kilku więcej…