Farbowane lisy
Farbowane lisy
Strasznie nie lubię tego określenia.
Upowszechnił je na polskich arenach piłkarskich bramkarz zespołu „Orłów Gorskiego” – Jan Tomaszewski.
Poniekąd specjalnie mu się nie dziwię, bo urodził się w Polsce, wychował się w Polsce, rodzice nigdzie go nie „wyprowadzili” z Polski, osiągnął sukces w Polsce i … tak mu zostało.
Miał szczęście (jeśli chodzi o sukces sportowy), że mieszkał wtedy w PRL, dla którego sukces sportowy był sukcesem propagandowym.
Z kolei na propagandę pieniędzy wtedy nie szczędzono. Obozy kadry miały priorytety nad ligą, Polska była zamknięta i udało się.
Reprezentacja z tamtych czasów była najlepsza w historii. Inne reprezentacje po prostu nie miały takiego komfortu do rozwoju sportowego i zgrania.
To z kolei spowodowało nadmierną „pewność siebie”, a może „wyższość” pewnych jej członków nad innymi, którzy później uczestniczyli w podobnych rozgrywkach.
Ówczesny przez PZPN Grzegorz Lato i trener Kadry – Władysław Smuda byli internacjonałami i zaczęli wprowadzać do reprezentacji zawodników z innymi niż typowo polskie – korzeniami pochodzenia.
Łukasz Podolski jest Polakiem, ale i Niemcem. Rodzina przeniosła go do Niemiec … za chlebem.
Chciał grać dla Polski, ale go nie doceniono. W końcu zagrał dla Niemiec i okazał się jednym z filarów tamtej reprezentacji. Podobnie było z Mirosławem Klose.
Też Polak-Niemiec, ale już w żadną polską piłkę nie chciał się bawić i został jednym z najlepszych piłkarzy niemieckich w historii.
W międzynarodowej piłce nożnej obowiązuje żelazny przepis, że nie można zmieniać barw narodowych w kategorii seniorów.
A o tym mówię.
W reprezentacji Polski przewinęło się sporo zawodników urodzonych poza Polską i tylko polskie liberalne podejście do obywatelstwa pozwoliły im do tej reprezentacji akurat się załapać.
Tomaszewski zawsze się z tego powodu zżymał, ale nie tylko on.
Nawet ostatnio, jeden z dziennikarzy Przeglądu Sportowego stwierdził, że podstawowym elementem selekcji do reprezentacji powinna być znajomość języka polskiego.
Biedni ci piłkarze ze Śląska: Ernest Pohl, Gerard Cieślik czy nawet trener brązowej reprezentacji z Mundialu 1982 – Antoni Piechniczek. Chyba tylko Ślązacy potrafili ich polszczyznę zrozumieć.
W meczu z Andorą zadebiutował inny „farbowany lis” – Matt Cash.
On jak i wielu innych chłopaków nie decydował o swoim losie. Decyzja była podjęta przez rodziców.
W przypadku Casha, który gra w Anglii, jego sportowa sytuacja jest nie do pozazdroszczenia.
Konkurencja jest okrutna.
W Polsce – jeszcze tak nie jest i być może – tak szybko nie będzie.
Ma chłopak szczęście, że trenerem selekcjonerem jest akurat Portugalczyk, który ma w nosie język polski i wszystkie inne polskie kanony. Zależy mu na skleceniu jak najlepszej polskiej reprezentacji, takiej, aby wygrywała na międzynarodowej arenie.
Cash jest bardzo dobrym zawodnikiem, wybijającym się w swoim zespole Aston Villa. Trener wstawił go na końcówkę meczu z Andorą i chłopak orał za dwóch.
Oczywiście – była to jego jedyna szansa zagrania na najwyższym międzynarodowym poziomie i pokazał się z jak najlepszej strony.
Ktoś może powiedzieć, że takich chłopaków w Polsce nie brakuje.
Trener Sousa jest odmiennego zdanie i to on wybiera i decyduje.
A teraz z trochę innej beczki.
Aleksander Kopacz zdobył złoty medal olimpijski w bobslejach. Dla Kanady.
Nikt w Kanadzie nie krytykował go za pochodzenie. Mówi bardzo dobrze po polsku, gdyż rodzice, zresztą tak jak i ja, przenieśli się do tego, wówczas, kraju miodem i mlekiem płynącego… i dodatkowo – pachnącego żywicą.
W Polsce go jednak dostrzeżono, dziwnym trafem. Niby „nasz” mistrz!
Również dziwnym trafem nie dostrzeżono wicemistrza olimpijskiego 2021 z Tokio – Kena Bednarka.
On też mówi po polsku, jednak … jest czarnoskóry.
Matka – Polka zaadoptowała dwóch osieroconych chłopców, wychowała w polskim duchu … i tyle.
www.bogdanpoprawski.com