Australijska saga
Australijska saga
Sporo włóczyłem się po świecie w czasach mojej sportowej kariery. Podczas tych wędrówek dwa razy wylądowałem w Australii i spędziłem tam w sumie ponad sześć tygodni.
Oczywiście – niewiele można poznać w tak krótkim okresie czasu, ale też– sporo można zauważyć.
Mieszkając w Kanadzie, jednym z krajów byłego Brytyjskiego Imperium, miałem do czynienia z trenerami i zawodnikami właśnie tego obszaru, do którego również należy Australia.
Od samego początku wspominanych kontaktów ten odległy kontynent był dla mnie zagadkowy.
Sporo moich kanadyjskich kolegów po fachu przekonywało mnie, aby tak pojechać i zobaczyć coś … innego.
Australia, tak jak Kanada, USA i … Afryka Południowa to były kraje marzeń dla nas, uchodźców z Polski na początku lat osiemdziesiątych. Niby wszystkie takie same lub podobne – tak przynajmniej nam się wtedy wydawało i tak nam je malowano w obozach uchodźców.
Pierwszy raz wylądowałem w Australii w 1990 roku, przed Igrzyskami Wspólnoty Brytyjskiej w Auckland , w Nowej Zelandii.
Ówczesny szef kanadyjskiej lekkiej atletyki, Polak Gerard Mach, zorganizował reprezentacji obóz przygotowawczy oraz udział w wielu ważnych imprezach lekkoatletycznych poprzedzających wspomniane igrzyska.
Doświadczenie moje przeszło najśmielsze oczekiwania: tak usportowionego narodu nigdy nie widziałem.
Nie tylko lekkoatletyka, ale tenis, pływanie, krykiet, australijski football, kolarstwo, sporty wodne pod dachem i na otwartym powietrzu i cała masa innych. Nie tylko zresztą sport wyczynowy. Australijczycy, wtedy, byli bardzo fizycznie aktywni i dodatkowo – masowo uczestniczyli jako widzowie we wszystkich imprezach sportowych. Genialne – wtedy.
Kolejnym razem – w trzy lata później, wylądowałem tam w celu prowadzenia szkolenia trenerskiego.
Przez trzy tygodnie przebywałem bardzo blisko z ponad setką trenerów z Australii i Oceanii.
Wtedy miałem możność poznania innej strony tego sportu – strony organizacyjnej oraz dynamiki życia ludzi o podobnych do mnie zamiłowaniach i poziomie socjalnym.
To doświadczenie, niestety, do najlepszych nie należało.
Po pierwszym moim pobycie byłem nastawiony do Australii euforycznie. Po drugim – całkowicie ostygłem.
Dlaczego? Takich intryg, zazdrości, zawiści, fałszu, kopania dołków pod innymi w życiu w sporcie nie doświadczyłem.
Po przyjeździe do Kanady rozmawiałem z moim doświadczonym w tym zagadnieniu kolegą kanadyjskim, który z półuśmiechem powiedział: „Jesteś bystry, to szybko się nauczyłeś”.
Australia gościła Igrzyska Olimpijskie dwukrotnie.
Pierwsze w Melbourne, w 1956 roku. Wszyscy uczestnicy uznali je za najbardziej przyjacielskie w historii.
W 2000 roku w Sydney igrzyska już nie były tak przyjazne, ale można było taką sytuację zrzucić na karb napięć międzynarodowych.
Jednym z czterech największych turniejów tenisowych na świecie jest Australian Open, turniej uznawany przez zawodników za najbardziej „friendly”. Gospodarze zawsze traktowali tenisistów bardzo serdecznie.
Niestety, jak doskonale wiemy – wszystko ma swój koniec.
Atrakcyjność sportowych wyjazdów na antypody zaczęła zanikać. Moi współtowarzysze sportu nie byli zachwyceni organizacją Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej w 2006 roku w Melbourne, a igrzyska w 2018 w Gold Coast były dla wielu rozczarowaniem.
Nasuwa się pytanie – dlaczego?
Jest pewnie wiele czynników powodujących erozję tego wizerunku. Podobnie zresztą dzieje się w Kanadzie czy w USA.
Piszę te słowa po wygranym meczu tenisowym przez Rosjanina Daniiła Miedwiediewa z Australijczykiem Nickiem Kyrgiosem. Publiczność zachowywała się wręcz haniebnie.
Czegoś podobnego w życiu nie widziałem. Erozja postępuje nadal.
A o Novaku Djokovicu już nie wspomnę. Napisałem swoje w poprzednim wydaniu …
www.bogdanpoprawski.com