Dzień polski w Mississauga i nie tylko
Dzień polski w Mississauga i nie tylko
Po dwóch latach przerwy powróciło życie do Mississauga. (Pozwolę sobie pisać Mississauga czy Toronto bez polskich prób odmian tych nazw.)
Oczywiście – najbardziej interesowały mnie polonijne akcenty sportowe – i tych nie zabrakło.
Zacznę od byłej gwiazdy.
Wojtek Wolski, kanadyjski hokeista, olimpijczyk i medalista olimpijski jak zwykle nie zawiódł. Pokazał się polonijnej społeczności jak zwykle, bo na jego zaangażowanie się organizatorzy mogą liczyć jak na Zawiszę.
Wielką niespodziankę sprawił ciągle aktywny reprezentant Kanady w siatkówce, olimpijczyk – Arthur Szwarc.
Akurat tak się złożyło, że liga włoska, w której gra na co dzień, zakończyła swoje rozgrywki, reprezentacja Kanady nie zaczęła jeszcze swoich zgrupowań i dodatkowo, przyplątała się kontuzja, którą trzeba zaleczyć tu, w Kanadzie.
Sympatycy piłki siatkowej mieli więc wielką przyjemność spotkać się z górującym wzrostem siatkarzem (2.09m), porozmawiać, porobić sobie „selfies” czy nazbierać kilka autografów.
Najbardziej widoczne stoisko polonijnego sporty – to, ja zwykle, stoisko „Team Kanada”, czyli polonijnej organizacji propagującej Igrzyska Polonijne.
Tam dusza i sercem jest Jerzy Dąbrowa, który już od wielu lat organizuje coroczne wyjazdy do Polski albo to na letnie igrzyska polonijne, albo na zimowe.
Oczywiście ostatnie dwa lata rozbiły cały system tak w Polsce jak i w Kanadzie – i Jurek, mozolnie, z kolegami, próbuje odgruzować te zgliszcza.
Kolejne Igrzyska Polonijne odbędą się w Krakowie, na które Jerzy Dąbrowa, Piotr Lach, Janusz Tarnawski i inni serdecznie zapraszają.
Zabrakło przedstawicieli piłki nożnej, ale mieli ku temu usprawiedliwienia.
Lakeshore United FC pokazał się z doskonałej strony ku temu wygrywając bardzo prestiżowy turniej „Top Rated”. Nie dość tego -i w nagrodę zespół został zaproszony do wzięcia udziału w znakomitym turnieju w Phoenix, w Arizonie, w październiku tego roku.
Dodam, że w tym samy czasie klub Olimpia zorganizował bankiet dochodowy i konflikt dat doprowadził do takiej właśnie sytuacji.
Jeśli chodzi o polskie akcenty sportowe, te poza polonijne, to też sporo się działo.
Błysnęli znowuż lekkoatleci.
Nie udało się Adriannie Sułek obronić pierwszego po pierwszym dniu zawodów miejsca w wielobojowym mityngu w austriackim Goetzis, ale powodów do narzekania nie ma.
Reprezentantka Polski w silnej stawce zajęła drugie miejsce bijąc rekord życiowy wynikiem 6429 pkt. Życiówkę w Austrii poprawiła także Paulina Ligarska, uzyskała rezultat 6034 pkt. i zajęła 12-te miejsce.
Jeszcze raz powtórzę, że po pierwszym dniu tych niezwykłych zawodów w “mecce” wielobojowj prowadziła właśnie Sułek, co w historii polskich startów w Goetzis nigdy się nie zdarzyło.
Kibice na poznańskim Golęcinie mieli okazję zobaczyć ją (i jej rywalki) dwukrotnie. W „eliminacjach” Skrzyszowska wygrała zdecydowanie z czasem 12,96 s. (przy minimalnie przeciwnym wietrze 0,3 m/s) przed Moniką Kiepurą 13,31 i Dunką Mathilde Heltbech 13,38 s.
Godzinę później w drugim starcie było już o wiele lepiej. Płotkarka z Warszawy znów była najlepsza z fenomenalnym czasem 12,68 (wiatr +1,0 m/s). Daje jej to piąte miejsce wśród najszybszych polskich płotkarek w historii. Lepsze były tylko Grażyna Rabsztyn, Lucyna Kałek, Zofia Bielczyk i Danuta Perka.
Miałem nadzieję napisać o podwójnym zwycięstwie Polaków w Paryżu, podczas tenisowego turnieju Grand Slam na kortach Roland Garros, jednak muszę zawęzić pole optymizmu tylko do Igi Świątek.
Po ciężkim boju w czwartej rundzie pokonała bardzo młodą i doskonale zapowiadającą się Chinkę Zheng Qinwen, w trzech setach.
Iga popełniła aż 38 niewymuszonych błędów i … wygrała.
Chwała jej za to i – trzymajmy kciuki w następnych trzech rundach.