Polityka w sporcie
Polityka w sporcie
Istnieje. Zawsze istniała i będzie istniała. Dlaczego? Bo wielkie wydarzenia sportowe obfitują w wielkie zainteresowanie szerokiej publiczności przez co rządzący światem z tego korzystają w celu osiągnięcia swoich celów.
Tak z grubsza przypomnę chociaż wydarzenia z XX wieku. Hitler i Igrzyska Olimpijskie w Garmisch-Partenkirchen i w Berlinie, czy też Igrzyska Olimpijskie w Moskwie i zaraz potem rewanż – w Los Angeles.
Najbardziej brutalnym przykładem były wydarzenia z Igrzysk Olimpijskich w Monachium, w 1972 roku, kiedy to Palestyńczycy, aby przypomnieć o swoim istnieniu i krzywdach zabili 11 izraelskich olimpijczyków.
Obserwując wydarzenia ostatnich lat ta polityka zmieniła trochę oblicze z prostego powodu: media społecznościowe.
Mamy obecnie ogromne rzesze anonimowych mistrzów rozpowszechniania wiadomości tak prawdziwych jak i nieprawdziwych, co z kolei inne mniej świadome rzesze łatwo podchwytują i podają dalej. Jak ta zabawa w „głuchy telefon” z czasów dzieciństwa.
Chodzi o zasianie jakiegoś ziarna w ludzkim mózgu i, w zależności od ogrodnika, czyli właściciela mózgu, to ziarno wykiełkuje i rozwinie się w pożądanym przez ogrodnika kierunku.
Oglądam z napiętą uwagą turniej tenisowy w Melbourne, w Australii. Jest to pierwszy z cyklu czterech turniejów „Grand Slam” w roku.
Oczywiście, poza trzymaniem kciuków za Igę Świątek, Magdę Linette czy Huberta Hurkacza, trzymam także kciuki za mojego faworyta od lat – Novaka Djokovica.
Dlaczego Novaka? Z wielu powodów tak sportowych jak i poza.
Novak jest jednym z trzech najlepszych tenisistów na świecie w historii, jednak z obszaru pozasportowego miał najtrudniejsze warunki do rozwoju swojego talentu.
Przypomnę, że jako dziecko uprawiał tenis na tyle, na ile amerykańskie bombardowania jego ojczyzny – Serbii na to pozwalały. Przetrzymał, dorównał Federerowi i Nadalowi i wielu przypadkach – ich przeskoczył.
Novak nie poddał się szaleństwu kowidowemu Zachodu, przez co został publicznie odsądzony od czci i wiary nie tylko przez rządy Australii, Kanady czy USA, ale przez rzesze oglądające tenis poszerzone o rzesze tych w kolejce podczas zabawy w „głuchy telefon”.
Wydawałoby się, ze sprawę jakoś na dziś załagodzono, jednak nie.
Po ubiegłej deportacji z Australii wpuszczono go ponownie. Chłopisko wygrało już jeden australijski turniej i teraz walczy o 22-gą wielkoszlemowa koronę.
Wszyscy o tym wiedzą, więc dlaczego mu w tym nie przeszkodzić?
Djokovic do pokornych nie należy i jeśli trafi na przeszkodę to ją z reguły pokonuję, zamiast bezboleśnie omijać. I tutaj przykład z Australii.
Komentatorzy Eurosportu użyli angielskiego określenie „pulling rank” w przypadku jego wyjścia do ubikacji. Po prostu wbito mu dodatkową „szpilę w plechy”.
Korzystanie z takich przerw jest nagminne (zresztą Światek też takie przerwy wykorzystuje na swój sposób) przede wszystkim dla odwrócenia dynamiki w grze przeciwnika. Pewnie – naturalne potrzeby też trzeba zaspokoić, ale to wydają się być drugoplanowe.
Novak akurat tego nie potrzebował, gdyż wyraźnie prowadził w meczu, ale sędzina na taka przerwę początkowo nie pozwoliła. W końcu zgodziła się, lecz ograniczyła jej czas.
Novak, oczywiście, wolał zapłacić grzywnę czy ponieść jakąś inna karę zamiast narobić w majtki.
Te publiczne komentarze sprawiły, że Serba, nie dziwota, poniosło. Zrobił z tego w swoich wywiadach sporą aferę. Postanowił pójść na całego i oskarżył publicznie o publiczny „lynch” na swojej osobie.
Eurosport wszak powiedział „Przecież przeprosiliśmy (prywatnie)”, ale Novak dodał – nie publicznie. „Publicznie mnie oczerniliście, to publicznie to odwołajcie”.
W sumie Eurosport publicznie nie przeprosił, ale afera z tym związana zatoczyła większe kręgi niż tego się spodziewali. Oczywiście, jak zwykle, medal ma dwie strony.
Dodam, że Novak Djokovic jest bardzo łatwym i praktycznie niezbędnym w dzisiejszych czasach celem dla zachodniej prasy czy telewizji. W końcu jest jedynym, który głośno i oficjalnie przeciwstawił się ich globalnym zapędom i w dalszym ciągu pozostaje na szczycie świata w swojej dziedzinie.
PS: w momencie, kiedy ten artykuł przekazuje do druku, Novak Djokovic zameldował się w ćwierćfinale, a Australijczycy krytykują go teraz z powodu „udawania kontuzji”.
Po co krytykować? Przecież wystarczy z nim wygrać i … po publicznym i politycznym kłopocie…