Królowie żużla
Królowie żużla
I wreszcie fantastyczny weekend dla polskiego żużla.
We Wrocławiu odbył się finał Drużynowego Pucharu Świata.
DPŚ wrócił do żużlowego kalendarza po pięciu sezonach przerwy.
Niektórzy kibice martwili się o wynik, inni – o frekwencję na zawodach.
Nic z tego – wszystko zakończyło się pomyślnie.
Zacznijmy od kibiców.
Wrocław z nich słynie. Zawody oglądał komplet kibiców. Nie dość tego – biletów zabrakło już przed finałem.
Podopieczni trenera Rafała Dobruckiego wygrali z najwyższym trudem, a turniej był niesłychanie emocjonujący i zdaniem wielu — najlepszy w historii współzawodnictwa.
Niewiele brakowało, a złoto powędrowałby do Wielkiej Brytanii. Polacy się męczyli, ciułali punkty, ale dopięli swego, a bohaterem był Maciej Janowski, który dał nam złoto w ostatnim wyścigu i to w niesamowitych okolicznościach.
Właściwe nikt z polskich reprezentantów nie pokazał się z jakiejś super strony. Wszyscy jeździli w miarę poprawnie, dlatego też Brytyjczycy byli w stanie rywalizować do końca z reprezentacją Polski ramię w ramię. Aż do ostatniego wyścigu.
Ten ostatni był prawdę mówiąc – szalony.
Trener Dobrucki wstawił do niego Macieja Janowskiego, który podczas całego meczu niczym szczególnym się nie wykazywał.
Janowski jest jednak reprezentantem miejscowej Sparty i może to właśnie na myśli miał trener.
Janowski słabo wystartował, w pewnym momencie jechał ostatni i dopiero na ostatnim okrążeniu wyprzedził dwóch rywali.
Najważniejszy było to, że wyprzedził Brytyjczyka Lamberta.
Dodam, że przed ostatnim wyścigiem Polska miała zaledwie jeden punkt przewagi na Wyspiarzami. Gdyby tak się nie stało, a Janowski przyjechał na metę jako trzeci za plecami Lamberta to koniecznym do rozstrzygnięcia zawodów byłby bieg dodatkowy.
Oglądałem ten ostatni bieg w internecie chyba z 10 razy. Niesamowite emocje i wspaniały rezultat!
A oto co powiedział Marek Cieślak, trener polskiej reprezentacji, która wygrał te zawody w 2017 roku.
Był to rok, kiery Drużynowy Puchar Świata rozegrano po raz ostatni:
„Polacy nie jeździli olśniewająco, ale ostatecznie wygrali rzutem na taśmę. Zwycięzców się nie sądzi. Było tak jak przewidywałem, że wszystko rozstrzygnie się w biegach nominowanych oraz że różnicę zrobi Zmarzlik. Zawody były doprawdy piękne. Dramaturgia ogromna. Trzeba powiedzieć, że Janowski dźwignął presję w ostatnim wyścigu, a to co zrobił na ostatnim okrążeniu, gdy przedarł się z czwartej pozycji na drugą, to był majstersztyk. W całym turnieju zdobył tylko siedem punktów, ale w tym najważniejszym biegu spisał się na medal.”
Żużel jest sportem zarówno indywidualnym jak i zespołowym.
W tej sytuacji rola menadżera-trenera jest niezwykle ważna, bo to waśnie on decyduje o obsadzie poszczególnych biegów.
Wielka Brytania była groźna i zawodnicy dobrze przygotowani.
I tu właśnie eksperci skrytykowali decyzje trenera angielskiej drużyny.
Trzymał on jedna ze swoich gwiazd – Daniela Bowleya – aż do końca zawodów. Przypomnę, że pojechał on w biegach 1,5,16,17 i 19.
Zdaniem Marka Cieślaka to było bardzo ryzykowne.
Powiedział: „Ja tak bym na pewno nie zrobił. Bowley lekko „wyleciał” z zawodów. Przecież jak wrócił po tylu biegach przerwy, tor był zupełnie inny. Generalnie wszyscy menadżerowie popełniali mniejsze czy większe błędy, ale taki jest żużel. Polska tradycyjnie wygrał dwoma punktami. Tradycyjnie, bo przecież za moich czasów wygrywaliśmy nawet jednym, a były też turnieje, że jednym przegrywaliśmy. Dowodzi to o jednym, że klasyczna drużynówka jest niesłychanie interesująca.”
Kolejny DPŚ dopiero za trzy lata.
Teraz przez dwa sezony będziemy mieli Speedway of Nations (mistrzostwa par), których Polska nigdy nie wygrała.
www.bogdanpoprawski.com