Mały domek zalewany fekaliami z bloku
Mały domek zalewany fekaliami z bloku
W niewielkim domu państwa Sieredów wybijają fekalia z sąsiedniego bloku i kamienicy. Najgorzej jest w okresach świątecznych. W zapchanych rurach małżeństwo znajduje szmaty, koszule, pampersy. Problemem są jednak nie tylko wyrzucane rzeczy. Przede wszystkim winna jest przestarzała instalacja kanalizacyjna.
– To są problemy, z którymi moi sąsiedzi borykają się od kilku lat, a następuje apogeum. Zastałem moich przyjaciół w kąpieli, ale dziwnej, w fekaliach prawie po pas – komentuje Paweł Szymański, przyjaciel małżeństwa.
Mały przedwojenny domek państwa Sieredów znajduje się na tyłach bloków i kamienic przy ul. Lipowej w centrum Białegostoku. Od kilku lat piwnice budynku notorycznie zalewane są fekaliami z sąsiednich budynków.
– Potop fekaliów, potop, makabra, Armagedon. Zapach jest przeokropny, to wchodzi w ściany i zostaje na dłuższy czas. Od samego początku, od 2000 roku straty to 250-300 tysięcy zł lekko licząc – twierdzi Jacek Siereda.
– Problem występuje co roku, ewentualnie dwa razy w roku w okresach świątecznych. Wtedy ludzie więcej gotują, są więcej w domu, więc częściej korzystają z toalet, bardzo dużo idzie do zlewów tłuszczów, który ma tendencje do zatykania – mówi Beata Siereda.
Wodociągi Białostockie znają problem. Twierdzą, że należąca do nich sieć zaczyna się dopiero przy głównej ulicy. Jedynym rozwiązaniem jest remont kanalizacji należącej do trzech budynków, która znajduje się w części wspólnej podwórka. Za to – oprócz rodziny pana Jacka – musieliby zapłacić wszyscy właściciele lokali z bloku i kamienicy.
– Trzech sąsiadów podłączonych jest do jednego przewodu, to dwie wspólnoty i jeden budynek jednorodzinny. Zły stan techniczny uniemożliwia prawidłowe odprowadzenie ścieków od odbiorców. Naprawa sama nie da efektu, moim zdaniem, to trzeba przebudować na nowo. Naprawy już były, problem leży w całości – tłumaczy Mariusz Tarnowski, kierownik sieci Wodociągów Białostockich.
Szmaty, koszule, pampersy w zapchanych rurach
– Musiałam z córką wiadrami wylewać, nie nadążaliśmy. To, co było wylewane na bieżąco, spływało nam przez zlew do piwnicy. Dochodzi do zatoru, bo ludzie z budynków mieszkalnych wrzucają różne rzeczy, zdarzało się wyciąganie szmat, koszul, pampersów – opowiada Beata Siereda.
– Alternatywy brak. Szambo nie jest możliwe z powodów bliskości innych działek, za blisko budynki stoją. Przepompownia ścieków odpada z tego samego powodu – dodaje Jacek Siereda.
Część wspólna kanalizacji pochodzi z 1954 roku i od tamtego czasu nie była remontowana. Pan Jacek pokazał ekipie “Interwencji” nieoczyszczone studzienki na podwórku.
– Koszule mamy. Jaki rozmiar potrzebujecie? – zapytał, pokazując, co zalega w ściekach.
– Problem jest od 2000 roku, z chwilą kiedy obok został wybudowany budynek. Jak ktoś wzywa firmę do oczyszczania, musi ponosić koszty, nie są one małe, rocznie rzędu koło 10 tysięcy zł. Poza tym są koszty napraw w piwnicy i rzeczy w piwnicy – zaznaczyła Beata Siereda.
„To nie jest nasz problem”
Z kanalizacji korzysta też kilka mieszkań należących do Zarządu Mienia Komunalnego Urzędu Miasta. “Interwencja” poprosiła tydzień temu o rozmowę z przedstawicielami władz Białegostoku. Do czasu emisji nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Reporterzy pojechali do zarządcy bloku, w którym mieszka najwięcej osób.
– Nie ma komu tego naprawić, zapycha się część wspólna. Zalewany jest budynek dalej, to ten budynek musi coś zrobić z naprawą albo dogadać się wspólnie z resztą. Było to poruszone za zebraniu wspólnoty. Zarząd nie widzi tu problemu, bo nie ma kłopotu. Moim zdaniem Wodociągi powinny to naprawiać – stwierdził zarządcza nieruchomości.
– To nie jest nasz problem. Byłem w Wodociągach, należy przeprowadzić remont kanalizacji – przekazał i odjechał.
– Przecież po ostatnim zalaniu ja wylądowałem na SOR-ze, zatrułem się fekaliami. Zgłosiłem to do prokuratora, sprawa jest w toku – skomentował Jacek Siereda.