Królowa i król
Królowa i król
Tak się złożyło, że w jednym tygodniu mieliśmy do czynienia z zamkniecie mistrzostw Europy w lekkiej atletyce i otwarciem mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Od dawna, tradycyjnie, oba sporty to królowa i król wszystkich sportów, jednak ich fortuny przetaczają się w przeciwnych kierunkach.
Zacznijmy od Rzymu 2024, czyli lekkiej atletyki.
Zawody rozegrano na stadionie olimpijskim, który jest bardzo wszechstronny, gdyż gości dwie drużyny z czołowej ligi piłkarskiej Italii (Roma i Lazio) oraz ma stałe urządzenie do rozgrywania wielkich imprez lekkoatletycznych.
Pojemność stadionu, mając na uwadze widownie, wynosi w chwili obecnej 72,698.
W czasie mistrzostw w lekkiej był zapełniony może w 30 procentach.
Najlepsi lekkoatleci i najlepsze lekkoatletki w Europie – i taka plama!
Mecze piłkarskie mogą pochwalić się zupełnie inna frekwencją.
I tak Roma ściągnęła na trybuny średnio 63.931 kibiców na mecz w sezonie 2023-2024.
Lazio trochę mniej, bo około 40,000 na mecz.
Tak czy owak – znacznie więcej niż najlepsi lekkoatleci Europy.
Podobnie było z pierwszym meczem mistrzostw Europy, rozegranym na stadionie Bayerny w Monachium.
Liczba widzów – 75,024. Pełen stadion, nawet szpilki nie było gdzie wetknąć.
Nie dość tego – utworzono w Berlinie dwie wielkie „fan zones” w okolicach Bramy Brandenburskiej i Reichstagu. Mieszczą około 50 tysięcy i były całkowicie wypełnione podczas meczu otwarcie między Niemcami i Szkocją.
Niemcy wygrali przekonywująco 5:1, ale nie tylko to jest ważne.
Mecz rozegrano w sportowej atmosferze i kibice obu drużyn bardzo żywiołowo je dopingowali. Oczywiście Szkotom mina zrzedła już po kilku minutach.
Mówiąc o Szkotach.
Mało kto potrafi się bawić tak jak Szkoci. Tamtejsi fani opanowali centrum Monachium. Do Bawarii przyleciało ponoć aż 150 tys. fanów z tej części Wielkiej Brytanii. Większość z nich oczywiście nie mogła wejść na mecz, bo nie miała biletów, ale nie przeszkadzało im się to dobrze bawić.
Chodzili w charakterystycznych kiltach, czyli specjalnych spódniczkach, cały czas śpiewali, pili wielkie ilości piwa i świetnie się bawili. Nie byli agresywni, a Niemcy i osoby innej narodowości chętnie dołączały do zabawy.
Zresztą podobnie było 12 lat temu w Polsce, a konkretnie w Poznaniu.
Poznań był wtedy bazą dla reprezentacji Irlandii i kibice irlandzcy po prostu opanowali Stary Rynek do tego stopnia, że puszki po piwie przykrywały bruk prawie po kostki podczas każdego z ich meczy.
Czekałem z napisaniem tego artykułu do końca meczu Polski z Holandią.
Skończyło się przegraną 1:2, chociaż sam mecz podobał mi się.
Nie była to gra do jednej bramki, jak się spodziewałem, a polska drużyna pokazała lwi pazur w kilku ciekawych momentach.
Trener Michał Probierz poprowadził drużynę najlepiej, jak tylko mógł. Oczywiście ostatni gol dla Holendrów to nie jest błąd tylko jednego zawodnika, ale całej drużyny, która trochę się rozkojarzyła pod koniec meczu. Później jednak znowu się „zebrała w sobie” i miała szanse na wyrównanie.
Końcowy wynik nie powinien być wielkim zdziwieniem, chociaż remis z Holandia i wygrana z Austrią mogłyby drużynie polskiej ułatwić wyjście z grupy.
Robert Lewandowski nie zagrał w meczu z powodu kontuzji odniesionej podczas towarzyskiego spotkania z Turcją.
Także i Piotr Zieliński nie dotrwał do końca, grając wcześniej, mówiąc delikatnie – nieciekawie.
Trener Probierz z takim stanem rzeczy liczy się już od początku i nowe twarze w reprezentacji pozwalają z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Przed nami – dwa kolejne mecze grupowe. Może się uda?