Nie udało się …
Nie udało się …
Wreszcie pierwsi! Oczywiście jestem sarkastyczny w tym momencie, ale fakt jest faktem.
Polacy jako ostatni awansowali na Euro 2024 i jako pierwsi z niego odpadli.
Stawką wtorkowego meczu z Francuzami będą tylko uśmiechy, bo polska reprezentacja zajmie ostatnie miejsce w grupie. (Piszę te słowa bezpośrednio po sobotnich, kończącej druga rundę meczach).
Polska reprezentacja zagrała w Mistrzostwach Europy po raz piąty.
Od 2008 Polacy uczestniczyli we wszystkich tych turniejach, jednak tylko raz, za „panowania” Adama Nawałki jako trenera, wyszli z grupy.
Przypomnę, że dotarli wówczas do ćwierćfinału, gdzie dopiero po rzutach karnych ulegli Portugalczykom, czyli późniejszym triumfatorom
Ekipę Portugalii prowadził wtedy późniejszy, nieudany zresztą, trener polskiej kadry – Fernando Santos.
Tym razem dwie porażki oraz niekorzystny układ terminarza sprawiły, że polska drużyna znów odegrała podczas turnieju znaną z mistrzostw świata (2002, 2006, 2018) „płytę” zawierającą trzy polskie szlagiery: mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor.
Nowy trener, Michał Probierz, został bardzo ciepło przyjęty przez polska publiczność i nawet po tych porażkach w Niemczech chyba dalej będzie kontynuował swój cel, którym jest budowanie całkowicie nowej i innej reprezentacji.
I tutaj zacytuje (za Przeglądem Sportowym) jego słowa po ostatnim meczu:
„Jesteśmy jednym zespołem, który wygrywał i przegrywał. Nie zejdę z tej drogi, którą obrałem. Dalej będziemy grać tak samo, agresywnie. I wciąż będziemy starać się stosować wysoki pressing, bo to jedyna droga, żeby się rozwijać. Brakuje nam jeszcze pewnych elementów, ale popracujemy nad tym. Wiedzieliśmy, że czekają nas bardzo ciężkie pojedynki i nie cofnęliśmy się przed tym. Z Francją potraktujemy ten mecz tak samo, jako dalszą budowę. I na pewno zagramy podobnie”.
Opinii jest cała masa, jednak, analizując sytuację trenerska w tej chwili, słowa byłego reprezentanta Polski – Jacka Krzynówka są chyba najbardziej realne:
„Rozczarowanie to jest duże słowo. Musimy wziąć pod uwagę, że ta drużyna się rodzi. Selekcjoner prowadzi ją dopiero 10 meczów. Tak naprawdę wprowadza dopiero swoje metody i to, co chce grać. Potrzebuje czasu. Oczywiście tego czasu przed mistrzostwami nie było. Tego należało się z grubsza spodziewać. Eliminacje też pokazały, że zawalono w ostatnich pięciu latach. Było czterech selekcjonerów a to ma wpływ na to, co się dzieje teraz w reprezentacji.”
Jest takie staropolskie powiedzenie: „Z piasku bicza nie ukręcisz” i jest ono w 100 procentach pasujące do całego narodowego piłkarstwa. Mówię o jakości piłkarzy.
Indywidualne dobre cechy są podwaliną do budowy zespołu. Jednak sam indywidualizm nie wystarcza.
Potrzeba jest „kultura” gry zespołowej.
Taka Polska miała w latach systemy „socjalistycznego”.
Oczywiście – były jednostki z większym lub mniejszym ego, ale to wszystko zacierało się na murawie.
Zespoły trenera Kazimierza Górskiego były tak dobre pod tym względem, że ich porównywanie z dniem dzisiejszym mija się z celem.
Dodam tu inne spostrzeżenia: reprezentacje małych krajów pokazały ten „lwi pazur” walki. Taka Słowacja czy Słowenia, Turcja, Gruzja, Albania – było na co patrzeć.
Trzeba iść w tym kierunku, bo chyba jakość indywidualna zawodników może Polsce pozwolić na lepsze występy w przyszłości.
Warto więc tutaj zacytować wypowiedź kapitana drużyny w ostatnim meczy przeciwko Austrii, Piotra Zielińskiego. Na pytanie czy ta porażka bardzo psuje atmosferę w polskiej kadrze, która budowała się w trakcie tego zgrupowania odpowiedział:
„Myślę, że nie. Ta reprezentacja stanęła na nogi po tych fatalnych eliminacjach. Trener Probierz wykonał dobrą robotę. My się staraliśmy. Dzisiaj się nie udało, ale myślę, że w przyszłości możemy mieć dużo pociechy z tej reprezentacji, bo jest potencjał.”
Oczywiście nie jest to koniec świata i polska piłka będzie dalej żyła, tylko jak?