Basia Bulat
Basia Bulat
Mimo iż jej kariera trwa od niedawna, Basia Bulat już potrafiła doczekać się wielu znakomitych recenzji i zachwycić publikę. Choć jej muzyczna twórczość to alternatywny folk, a więc nie płynie głównym nurtem mody, można jednak śmiało zaryzykować twierdzenie, że obecnie Basia jest najpopularniejszą kanadyjską wokalistką polskiego pochodzenia.
Mało tego, wszyscy są zgodni, że jest najlepiej rozpoznawalną artystką polskiego pochodzenia, która odniosła światowy sukces w muzyce alternatywnej.
Basia jest nie tylko wokalistką, ale również muzykiem. I to bardzo oryginalnym: multiinstrumentalistką posługującą się bardzo często tak rzadkim instrumentem jak cytra akordowa. To nieomal jej znak rozpoznawczy.
Skad taki wybór? To zapewne wpływ mamy, Polki, nauczycielki gry na pianinie i gitarze…
Basia urodziła się w Toronto i od trzeciego roku życia z polecenia mamy siadała za pianinem. Lata szkolne spędziła w Etobicoke, słuchając stacji radiowych grających wyłącznie złote starocie, bo tylko tego słuchało się w domu rodzinnym. A więc Beatlesi, Beach Boys, Sam Cooke czy czarna klasyka Motown ale nie np. Joni Mitchell.
– Do 11 czy 12 roku życia nawet nie wybrażałam sobie, że radio może mieć więcej niż jedną stację – żartuje Basia w jednym z wywiadów.
Na Uniwersytecie Western Ontario studiowała angielski. Tam też poznała Oleńkę Krakus, dziewczynę polskiego pochodzenia z londońskiej kapeli alternatywnego folku – Olenka and the Autumn Lovers.
To właśnie Oleńka była się nosicielką bakcyla i największą inspiracją na rozstajach, na których Basia musiałą dokonać artystycznego wyboru. Ponadto przyjaciele zachęcili ją do otwarcia koncertu akadyjskiej piosenkarki Julia Doiron, co okazało się o tyle szczęśliwe, że rozgłos wobec Basi zaczynał przybierać rozmiary lokalnego kultu (najczęściej występowałą w pubach), a następnie sławy. Jej wynajęte w London mieszkanie przyciągało podobnych fascynatów wspólnego grania, organizowane ad hoc wspólne muzykowanie tworzyło idealną atmosferę dla rozwoju talentu.
W 2005 roku wydała pierwszą, niezależną płytkę EP “Basia Bulat” z kilkoma swoimi utworami. Na tyle ciekawymi, że znana firma fonograficzna Rough Trade zdecydowała się na podpisanie kontraktu na nagranie w Montrealu pełnego, debiutanckiego albumu, który miał być tylko pamiątkowym zapisem wspólnych nagrań z przyjaciółmi poznanymi w London i Montrealu.
Płyta ukazała się pod nazwą “Oh, My Darling” w kwietniu 2007 w… Anglii. Kanadyjczycy spóźnili się ze swoją reedycją ponad miesiąc, a Amerykanie pół roku, ale dla wszystkich okazało się jasne: narodził się talent, który ma szansę zostać Wielką Gwiazdą, choć w muzyce folk takie określenie prawie nie istnieje.
Talent Basi jako pierwsi rozpoznali i wyłowili studenci, bo z kampusowych radiostacji nie schodziły jej przeboje “Snakes and Ladders”, “Little One” czy “I Was a Daughter”. Póżniej obudziło się satelitarno-internetowe CBC Radio 3, aż wreszcie dostrzegły ją mainstreamowe media. Wówczas pojawili się filmowcy od profesjonalnych teledysków, Volkswagen poprosił o muzykę do swej rekalmy Eosa, a Subaru do Outbacka…
Spakowałą harfę i gitarę i zaczęła koncertować po Kanadzie, Stanach, Europie i Australii. W styczniu 2010 ukazał się kolejny świetnie przyjęty album – “Heart of My Own”, który promowała na koncertach w Stanach oraz Paryżu i Londynie. Zawiera on przeboje “Run” i “Gold Rush”. Ten drugi można znaleźć w wydaniu youtubowym, na którym artystka śpiewa u podnóża Pałacu Kultury w Warszawie.
Dziś ma 27 lat i ta drobna, przemiła, niepozorna blondyneczka jest dojrzałą artystką. Krytycy zachwycają się jej kojącym, gardłowym głosem i genialną umiejętnością pisania piosenek, we wzruszającym, klasycznym stylu. Być może to nieustanne słuchanie staroci w rodzinnym domu nie było czasem tak kompletnie straconym.
Muzycznie Basia nie nadużywa cytry. Równie sprawnie posługuje się pianinem, bandżo, gitarą, fletem i saksofonem oraz tak egzotycznymi instrumentami jak perkusyjny dulcimer czy andyjskie charango. Śpiewa głównie po angielsku, ale jeśli trzeba to również po francusku, hiszpańsku i polsku, bo tymi językami włada.
W zespole, który jej towarzyszy na instrumentach perkusyjnych gra młodszy brat – Bobby Bulat, który wcześniej próbował się w kapelach punkrockowych, więc przy nastrojowych klimatach folkowych musi pewnie trochę się nacierpieć.
Pozostałe dwie osoby obsługują ukulele i altówkę lub np. bandżo. Jedzie z nimi z występami po całym świecie, a koncertuje wyjątkowo intensywnie, przede wszystkim w Stanach (nieomal codziennie gdzie indziej), a także w Europie.
Basia nie przejmuje się, że nie wszyscy potrafią poprawnie wymówić jej nazwisko: – Moje imię jest bardzo popularne w Polsce ale tutaj zupełnie nie, więc każdy je wymawia jak może, co jednak w ogóle mi nie przeszkadza.
Odwiedzała Polskę, gdzie koncertowałą i występowała w radiowej Trójce. Zresztą ma zawsze w zanadrzu piosenki w języku polskim, które śpiewa urokliwie również w Ameryce (“To nie ptak”, “W zielonym Zoo sterczą pawiany…”, etc.).
Fascynuje ją muzyka kraju przodków, inspiruje muzyka… góralska: – Nie mogę przestać jej słuchać, choć chyba drażni wszystkich moich znajomych swą innością, daleką od typowej pop music. W swoim koncertowym repertuarze ma m.in. rubaszną wersję “Pijał ojciec, piję ja” (“Father Drinks, So Do I”).
Marzy mi się, aby któregoś dnia reaktywował się i zjechał z koncertami do Kanady zespół Nasza Basia Kochana (poezja śpiewana). Cóż za wspaniały byłby to pretekst do okazjonalnego występu z Naszą Basią Bulat.
Tomasz Piwowarek
Foto: www.basiabulat.com; Flicr (Christian Bertrand).