Soczi – zaraz po otwarciu
Soczi – zaraz po otwarciu
Myślę, że naczytaliście się Państwo wystarczająco negatywów dotyczących Igrzysk Olimpijskich w Soczi.
Tu – o negatywach akurat nie będzie. Będzie inaczej, gdyż patrzę na to globalne sportowe zjawisko z punktu widzenia uczestnika – lub uczestników. Od wewnątrz. Od wspaniałych oczekiwań i przeżyć.
Każdy zawodnik czy trener marzy o udziale w Igrzyskach praktycznie od dziecka. Sport wyczynowy w końcu jest dla marzycieli – ciężko pracujących marzycieli.
Dość niedawno furorę zrobił filmik 12-letniego Kamila Stocha, który już wtedy przedstawil szerszej publiczości chęć do treningu, umiejętność wizualizacji, ściśle określone cele i aspiracje sportowe.
Tak jest właśnie z mistrzami w konkurencjach indywidualnych. Wiedzą, że wszystko zależy wyłącznie od nich. Może nie wyłącznie – Kamil Stoch po wygranym konkursie w Soczi zadedykował medal wszystkim tym, którzy pomogli mu na te wyżyny wspiąć się – rodzinie, trenerom, sponsorom, państwu.
Polacy pojechali do Soczi z wielkimi planami, na moję oko – zbytnio nadmuchanymi przez PKOL.
Spodziewać można było się medali ze strony skoczków, ale to chyba była jedyna logiczna przesłanka. W końcu podium Pucharu Świata było najczęściej okupowane w tym sezonie przecież przez Polaków,.
Justyna Kowalczyk ma ten sezon słabszy, więc tylko można marzyć o „pudle” z jej strony, a przecież marzenia mogą czasami być na wyrost.
Kanada – co innego. Kanada jest potęgą w sportach zimowych już od wielu lat, a cztery lata temu ustanowiła rekord świata w zdobywaniu złotych medali.
Administracja sportowa w Ottawie również oczekiwania nadmuchała ponad miarę, ale tradycyjnie można się spodziewać, że w pierwszej tójce medalowej przedstawiciele kraju Klonowego Liścia się znajdą.
Polacy w całej historii zimowych Igrzysk Olimpijskich zdobyli zaledwie 3 złote medale: Wojciech Fortuna w 1972 dzięki bardzo fortunnemu skokowi w pierwszej kolejce na odleglośc 111m, Justyna Kowalczyk – w Vancouver i Kamil Stoch – w Soczi.
Może trafią sie jeszcze medale na Dużej Skoczni i w drużynie, ale chyba to by bylo na tyle.
Igrzyska nie są tylko o medalach, zwycięstwach czy hymnach. Wedlug Pierre de Coubertina, ojca tych nowożytnych – najważniejsze jest uczestnictwo.
Pamiętajmy, że tylko mała grupa zawodników reprezentuje ogromna ilość różnych nacji. Reprezentowanie własnego kraju jest nie lata sukcesem i zaszczytem, a spędzenie 2-3 tygodni wśród sportowych „superludzi” pozostawia wrażenie do końca życia.
Prezydent MKOL Thomas Bach słusznie stwierdził w swym powitalnym przemówienie, że uczestnicy Igrzysk to nie tylko najlepsi sportowcy. To olimpijczycy, co oznacza coś zupełnie innego, niezwykłego, specjalnego, jakby z innej planety.
Z zapartym tchem oglądałem uroczystość otwarcia. Było niezwykła, wspaniała i pouczająca.
Dla osób z otwartym sercem i umysłem – była to przeciekawa historia Rosji, opowieść, na szczęście, przygotowana dla konsumpcji przez wykształconego obserwatora, a nie szerokich mas, które potrzebują przetrawionej przez aparatczyków czy propangandystów – potrawy.
Co ciekawe – kanwą opowieści o Rosji była twórczość Lwa Tołstoja, pisarza, którego kościół rosyjski na bieżąco nie cierpi, pisarza, który oficjalnie zawsze buntował się przeciw religii, a propagował pacyfizm lub sympatie dla ludzi Kaukazu, czego, z kolei, Rosja nigdy nie popierała i akceptowała.
A jeśli chodzi o ogólnie nielubianego przez inne nacje Wladimira Putina – to ta przystojna młoda kobieta siedząca obok niego podczas ceremonii otwarcia to nie jego partnerka. Jej nazwisko – Irina Skworcowa. Ma 26 lat, jest byłą reprezenatką Rosji w bobslejach. Uległa strasznemu sportowemu wypadkowi i jest kaleką.
Niby tylko gest, ale – bardzo ludzki gest.