World Cup 2014
World Cup 2014
Oczywiście nie będę wdawał się w analizy sportowe, bo, na razie – zbyt wcześnie na takiego typu dywagacje. Skupie się natomiast na powierzchownych obserwacjach sytuacji i atmosfery tego drugiego, największego zjawiska sportowego – zaraz po letnich Igrzyskach Olimpijskich.
Zwykle, przynajmniej tu, w Kanadzie, ten najgorętszy okres zaczyna się od wywieszania narodowych flag na samochodach.
Od lat zawsze zastanawiałem się nad tym faktem. Dlaczego? Co powoduje tego typu demonstrację?
Piłka nożna jest od wielu pokoleń „wentylem” upuszczającym frustrację tak u zawodników jak i wśród publiczności. Dlaczego piłka? Dlatego, że sport ten jest niezwykle popularny, prosty tak do uprawiania jak i do kibicowania i, przede wszystkim, bardzo emocjonalny.
Zawsze chodzi tylko o końcowe zwycięstwo i wygrywający są zwykle szczęśliwi, z kolei przegrywający – jeszcze bardziej sfrustrowani. Czarno – biało. My – oni.
Samo społeczeństwo, obojętnie, z jakiego regionu świata, ma dostatecznie wiele powodów do zwykłego sfrustrowania własnym życiem, dlatego mecz lokalnych czy narodowych drużyn jest odskocznią od codziennych trosk, możliwość spotkania się z grupą ludzi o podobnych poglądach i emocjach, okazją do odreagowania się.
Nie dziwię się. Nie wszyscy mają zdolność niezależnego, samodzielnego myślenia, więc w „stadzie” czują się silni.
Innym aspektem jest fakt, że my tu, wszyscy, jesteśmy emigrantami.
Czasami nasza obecność na tym kontynencie może być przypadkowa lub niekoniecznie udana, więc tęsknota za domem rodzinnym może dać się we znaki.
To też może być dodatkowym bodźcem do utożsamiania się z potencjalną „wilczą watahą”, która jest inna, i która, być może, odniesie sukces. W końcu niewiele mamy do czynienia z hokejem, narodowym sportem tego kraju spod „Klonowego Liścia”.
Wentyl, możliwość asocjacji z sukcesem – to chyba fakt, przynajmniej – na początku Mistrzostw Świata.
Później przychodzą rozczarowania.
Otóż mój sąsiad angielskiego pochodzenia ściągnął swoja flagę już wczoraj. Także od wczoraj nie widziałem hiszpańskiej flagi u pracowniczki mojego biura, która, choć pochodzi z Wenezueli, popierała hiszpańską armadę.
Mój najmłodszy syn, rozczarowany, że nie może popierać kanadyjskiej czy polskiej drużyny, wywiesił niemiecka flagę. W końcu z domu babci do Berlina miał zaledwie 100 kilometrów. Niemcy – w dalszym ciągu, są w „grze”. Czuje się ważny.
Nie ma to jak poczucie ważności i przynależności.
Ten 2014 Mundial jest dla mnie bardzo sympatycznym zjawiskiem. Niespodzianką.
Nauczony historią nudnych pojedynków w fazie grupowej, gdzie tylko chodzi o wyjście z grupy, spodziewałem się podobnej sytuacji w Brazylii.
A tu – nie! Wszystkie mecze do dnia dzisiejszego włącznie (piszę we wtorek wieczorem) śledzę z najwyższym zainteresowaniem. Mam szczęście, że jestem właścicielem biura obrotu nieruchomościami, więc nie mam szefa, który brzęczałby mi nad uchem.
Obawiałem się wpływu FIFA na przebieg meczów. FIFA ma swoich dzielnych ministrantów w postaciach sędziów, a ci z kolei, potrafią ustawić mecze nawet bez udziału zawodników czy trenerów. Najlepszym przykładem był pierwszy mecz Meksyku, kiedy to sędziowie nie uznali dwóch bramek meksykańskich, a te bramki, w kwintesencji, zadecydowałyby o pierwszej pozycji Meksyku, przed Brazylia, w pierwszej grupie!
Kostaryka, 5-milionowy kraj, do którego mam dziwna słabość, zaskoczył nie tylko mnie. Wyeliminował 60-milionowe Włochy i 53-milionową Anglię!
Zaraz po zwycięstwie nad Włochami FIFA zarządziła badania antydopingowe na 7 graczach z Centralnej Ameryki! Chyba- na wszelki wypadek. W końcu chodzi o prawa telewizyjne, czyli o „szmal”, jak zwykle.
Miejmy nadzieje, że nic głupiego nie wpadnie do głowy zdyskredytowanego szefa tej organizacji Seppa Blattera.
Trzymam kciuki za ten Mundial.
Jest super! Byle tylko działacze czegoś nie skopali!