US Open 2
US Open 2
Główny sezon tenisowy dobiegł końca. Zostały jeszcze turnieje azjatyckie i turniej Masters, ale po US Open sytuacja światowego tenisa jest bardziej nieprzewidywalna niż przed jego rozpoczęciem.
W poprzednim wydaniu wyraziłem nadzieję, że „stare” obroni się przed ”nowym”, ale nie do końca tak to wyszło.
Zacznijmy od pań: Serena Williams wygrała swojego 18 Wielkiego Szlema i chyba jest najlepszą w historii tenisistką na świecie.
Ja ciągle prywatnie uważam, że nikt nie przeskoczył jeszcze Martiny Navratilovej pod względem wszechstronności i dorobku, ale Serena chyba w tym kierunku dąży.
W finale spotkała się z Caroline Wozniacki, która chyba otrząsnęła się ze swoich kłopotów osobistych. Schudła, poprawiła swoją ogólną sprawność i zaczęła przypominać byłą królową kortów.
Serena, gdy tylko zechce, może wygrać jeszcze sporo turniejów, gdyż jej przewaga siły nad oponentkami jest tak wielka. Wystarczy jej tylko dbać o dobrą kondycję fizyczną.
Młode tenisistki zaczęły w tym roku dawać o sobie znać i chyba nasza kanadyjska Eugenie Bouchard może Serenie w przyszłym roku zagrozić.
U panów wszystko wyglądało „bez zmian” aż do ćwierćfinałów. Potem zaczęły się przetasowania, których można było się spodziewać w przyszłym roku, a nie teraz.
„Wielka czwórka” starych muszkieterów (Nadal, Federer, Djokovic i Murray) będzie już teraz coraz częściej „przestawiana” przez czwórkę nowych, młodych muszkieterów: Roanica, Silica, Nishikoriego i Andrejewa.
Tenis to dziwny sport.
Wymaga ogromnej sprawności fizycznej, ale bardzo wielkim czynnikiem końcowego sukcesu jest technika.
Nad techniką pracuje się całe życie i można zauważyć wielu mało sprawnych osobników odbijających piłkę na korcie całkiem skutecznie, ogrywających niemiłosiernie tych, którzy akurat umieją biegać, lecz z techniką mają na bakier.
Przykładem jest tu Serena Williams, która technicznie i siłowo jest tak dobra, że praktycznie może stać na korcie i gonić przeciwniczki od jednego końca kortu do drugiego. Wśród mężczyzn takiej dominacji nie ma.
Roger Federer jak gdyby obudził się ponownie i pod okiem Stefana Ekberga przeistoczył się w nowego starego Federera, który chodzi do siatki dość często, zamiast grać nudny tenis w głębi kortu.
Nadal – nadal zachwyca, ale kontuzje nakładają się z wiekiem. Jego cała sila, to bardzo atletyczna gra, która „kosztuje” wielką ilością urazów.
Djokovic wygląda ciągle dobrze, lecz ma ochotę się żenić, co zwykle zwalnia kariery zawodnicze. Nie zapominajmy, że w tenisie siedzi się na walizkach całe życie i tylko młodzi mogą taki styl życia wytrzymać.
Do czwórki „młodych i gniewnych” można byłoby dołączyć Łotysza Gulbisa, bo jest on zupełnie nieprzewidywalny, i po poprawieniu regularności może wygrywać największe turnieje.
Bracia Bryan z USA przeszli do historii w grze podwójnej mężczyzn. Wygrali US Open po raz piąty i tym samym osiągnęli swoje setne zwycięstwo.
Mówiąc o grze podwójnej, wśród kobiet Martina Hingis zakwalifikowała się do półfinału grając z Włoszką Flavią Panettą. Jej wyczyn na tym się skończył, jednak dodać należy, że wygrała już ten tytuł … 16 lat temu, grając w duecie z Czeszką Jana Novotną. Hingis ma 34 lata, już zdążyła pójść na sportową emeryturę i wrócić z powrotem na korty.
Do półfinału gry podwójnej kobiet dotarła również Japonka Kimiko Date-Krum. Ta zawodniczka z kolei liczy sobie 44 lata i od 1992 roku „łapie się” do końcowych etapów turniejów Wielkiego Szlema całkiem regularnie.
Na oficjalniej stronie internetowej US Open zamieszczono cytat: „Tenis to zabawa dla ludzi w różnym Wieku. Nawet w Wielkim Szlemie”.
Nic dodać, nic ująć.