Czterdzieści lat minęło …
Czterdzieści lat minęło …
Przyznam uczciwie – nie oglądałem finału siatkarskich Mistrzostw Świata. Miałem wiele ku temu powodów, a głównym był brak bezpośredniej dostępnej tu transmisji.
Polacy się niesamowicie sprężyli. Prawie na wszystkich frontach.
Zacznijmy od wyniku: złoto po czterdziestu latach. Już złota drużyna Hubera Wagnera nie ma wyłączności. Dwie generacje później – Polacy pokazali światu, że do potęgi w tym sporcie zasłużenie zaliczają się.
Siatkówka, przepraszam, piłka siatkowa, jest popularna w Polsce od wielu pokoleń. Kobiety wykazały wcześniej, że można wygrać z białym orzełkiem na koszulkach, co, bez wątpienia podniosło atrakcyjność sportu.
Dla potwierdzenia takiego stanu rzeczy podaję, że polska publiczność ustanowiła rekord świata mistrzostw, zapełniając trybuny na meczu otwarcia na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Potem ustanowiono kolejny rekord oglądalności – już podczas końcowych meczów rozgrywek w grupach pobito poprzedni. Mam tu na myśli – frekwencję na trybunach.
Zainteresowanie mistrzostwami było ogromne, niestety – zepsute przez POLSAT, który chciał zarobić krocie na transmisjach przez kodowanie. Inaczej mówiąc – pay-per-view. Rozumiem biznesowe podejście, jednak chyba należało sprawę trochę wyważyć.
A teraz o sporcie.
Biało-czerwoni przegrali tylko jeden mecz w tym maratonie siatkarskim. Przytrafiło im się to przeciwko USA, ale potem już pod presją, wygrali wszystko. Wpadki się zdarzają każdemu.
Uczciwie przyznam – nie spodziewałem się takiego zakończenia sprawy. Mogę śmiało zakładać, że jeszcze przed Mistrzostwami prawdopodobnie każdy kibic czy zawodnik byłby zadowolony z medalu, obojętnie zresztą, jakiego koloru.
Apetyt, jak zwykle, rośnie w miarę jedzenia i od półfinałów wszyscy tak nad Wisłą, jak i po tej stronie oceanu mieli tylko na myśli złoto.
Udało się.
Złoci zawodnicy z trenerem, złota publiczność, złota organizacja.
Mistrzostwa były przygotowanie po prostu znakomicie.
Były oczywiście drużyny narzekające w końcówce (Rosja, Brazylia) na zmianę dat meczów, ale Polska, wreszcie, skorzystała z przywileju gospodarza i ustawiła terminarz zgodnie z potrzebami własnej drużyny. Brawo.
Jeśli tego nie zrobi się u siebie, to nie ma na coś takiego liczyć gdzie indziej.
Rosjanie czy Brazylijczycy opuszczają Polskę skwaszeni, natomiast Niemcy – zupełnie odwrotnie.
Po pierwsze – zdobyli brązowy medal, wygrywając finał pocieszenia z faworyzowaną Francją.
Byli dość mocno dopingowani przez polską publiczność, co im się spodobało do tego stopnia, że pokazali się na finale dopingując polska reprezentacje. Dostali dodatkowe brawa i przez pewien czas będą w siódmym niebie.
Należy podkreślić tutaj zasługi trenera biało – czerwonych, Francuza Stephane Antiga.
Otrzymał w spadku drużynę indywidualności i udało mu się sklecić niezły zespół na początek Mistrzostw.
Drużyna jednak rosła sportowo i psychicznie z meczu na mecz.
Ustawienie psychiczne zespołu jest trudne i wymaga całkowitego, zdyscyplinowanego, codziennego nadzoru i kalibrowania.
Antiga zrobił to po mistrzowsku. Po końcowym sukcesie powiedział:
„Pracowaliśmy bardzo ciężko na ten sukces. To był bardzo trudny turniej, każdy mecz był bardzo wymagający, ale ja powiedziałem chłopakom w szatni, żeby zagrali dziś tak jak w każdym innym meczu, żeby nie myśleli, że to finał, tak ważny mecz. I to im się udało.
Udowodniliśmy, że jesteśmy bardzo silną drużyną, także mentalnie. Nie przestraszyliśmy się.
Brazylia zaczęła niesamowicie, fantastycznie. Ale i tak udało nam się wygrać. Pokazaliśmy, że nasza siła tkwi w grze zespołowej. Oczywiście, Paweł Zagumny zmienił obraz meczu, zagrał fenomenalnie, ale wygraliśmy drużynowo”.
Nic dodać, nic ująć.
Brawo Panowie!