Trenerski chleb
Trenerski chleb
Nie chciałbym być trenerem kadry narodowej w piłce nożnej żadnego kraju!
Szkoda nerwów!
Dlaczego – zaraz wyjaśnię!
Zacznę od tych wspomnianych nerwów.
Zawód trenera nierozerwalnie łączy się z poważnym zaangażowaniem emocjonalnym.
Chodzi przecież o wykazanie się wynikami, a to wymaga poważnego „parcia wewnętrznego”.
Jest to dziwny zawód, praktycznie porównywalny z tzw. „prywatna inicjatywą”.
Wszyscy przedsiębiorcy, którzy pracują na własny rachunek znają to życie doskonale. Nie można na nikogo zwalać żadnych win za brak rezultatów, czyli w biznesie – szmalu.
Każdy przedsiębiorca czy dobry trener cały czas myślą o swoim biznesie. Kładą się spać myśląc o nowych rozwiązaniach i nie koga doczekać się rana, aby te nowe pomysły jak najszybciej wprowadzić w życie.
Z doświadczenia powiem, ze jest to całkiem budująca sprawa. Budująca psychicznie. Oczywiście – gdy są sukcesy.
Gorzej jednak jest w przypadku braku rezultatów, czy sukcesów.
Te nieprzespane noce, wzmożona pobudliwość nerwowa i, co tu ukrywać – nawet choroby wynikające ze stresu są nie do pozazdroszczenia.
Trenera się „nie produkuje”. Trener się rodzi. Podobnie jest z liderami.
To takiej niewdzięcznej pracy trzeba się po prostu urodzić.
Trenerzy, podobnie jak i przedsiębiorcy nie lubią szefów. Sami są szefami.
Mam sporo doświadczenia ze sportów indywidualnych i poczucie własnej ważności, niespełnione marzenia z kariery zawodniczej odgrywają przemożną rolę w tej chęci „wykazania się” lub „spełnienia się”.
W sportach olimpijskich rozgłos na bieżąco jest znacznie mniejszy, dlatego, wydaje mi się, jest łatwiej pracować, dłużej być zaangażowanym i w rezultacie – osiągnąć sukces.
Najlepszymi przykładami są trenerzy lekkiej atletyki, podnoszenia ciężarów, zapasów, szermierki, gdzie nacisku społeczeństwa na bieżąco nie ma, a tylko w okresie jakichś większych imprez o nich wtedy słychać. Sporo moich kolegów osiąga spektakularne wyniki w wieku emerytalnym dlatego, że ciśnienie społeczeństwa nie zniszczyło ich nerwów.
Piłka nożna, dla porównania, jest brutalna. Właśnie z tego powodu, najlepsi trenerzy są, faktycznie – najlepsi.
Takiego hartowania się stalowych charakterów nie ma chyba w żadnym innym sporcie.
Powodem jest brutalny wynik. Gdy zespół trenera i zawodników wygrywa, wszyscy mówią o „zespole”, natomiast w przypadku porażki – winnym jest zwykle tylko trener.
Osoby, które mają na tyle szaleńcze charaktery mogą sobie w tym sporcie dać rade.
Sam charakter jednak nie wystarczy. Do tego należy dodać szczęście a na szczęście składa się wiele czynników.
Cierpliwy właściciel klubu jest tu na wagę złota. Sir Alex Ferguson został najbardziej rozpoznawalnym trenerem na świecie miedzy innymi tylko dlatego, że Manchester United nie zwolnił go z braków wyników w początkowej fazie kariery trenerskiej.
Trenowanie zawodników klubowych ma jednak sens. Trener ma czas, środki finansowe, pomoc medyczna i wiele dodatkowych takich elementów, które są niezbędne.
Totalnym szaleństwem z kolei jest kariera „selekcjonera” reprezentacji państwowych.
Sama nazwa „selekcjoner” jest totalnie adekwatna, gdyż na bieżąco taki „selekcjoner” tylko faktycznie selekcjonuje. Potem zaprasza (powołuje) zawodników, którzy akurat wpadli mu w oko i proponuje im zagranie w reprezentacji kraju.
Wszyscy kibice zwykle wiedzą lepiej i trener zawsze znajduje się na straconej pozycji. Wygra – dobrze, ale gdy przegra – to według gawiedzi (i nie tylko) , jest ofiara losu.
Dlatego nie chciałbym być trenerem reprezentacji, a trenerowi Adamowi Nawałce życzę szczęścia, bo facetów w reprezentacji niewiele już nauczy.