F1
F1
Dobiega końca sezon 2014, miejmy nadzieję, dobiegnie końca eksperyment z silnikami.
Przyznam, że niemal z religijną systematycznością oglądałem zmagania w tej klasie wyścigów samochodowych przez ostatnie 33 lata, jednak ten rok mnie zraził.
Zaczęło się od zmiany silnika.
Nowy silnik ma zupełnie inne brzmienie. Takie nisko-tonowe buczenie.
Chyba przez lata przyzwyczaiłem się do tego „bzykania” silników i, prawdopodobnie jak większość kibiców, nie zdążyłem „zaskoczyć”.
Porównać to można do silników w maszynach żużlowych, które sporo straciły na atrakcyjności przez wprowadzenie innych tłumików.
Myślę, że marketingowcy powinni przywiązywać wagę do upodobań kibiców, a nie tylko do nakazów wielkich koncernów.
Sezon dobiega końca i został jeszcze tylko jeden wyścig, aby wyłonić mistrza świata.
Po latach dominacji Red Bulla i Sebastiana Vettela nastąpiła zmiana.
WQ tym sezonie zdecydowanie przewodzi Mercedes, który skorzystał ze zmiany przepisów najkorzystniej. Zresztą wielu znawców tego sportu wręcz otwarcie pisze, że nowe przepisy konstrukcyjne były zatwierdzone zdecydowanie pod kątem potrzeb tej największej marki.
Stajnia Mercedesa ma dwóch doskonałych i nawzajem nieciepiących się kierowców: Nico Rosberga i Lewisa Hamiltona.
Hamilton już raz zdobył mistrzostwo świata, natomiast Nico – jeszcze nie.
Nico doskonale radził sobie na początku sezonu, lecz od sierpnia zaczęło się niesamowite pasmo zwycięstw i, na dzień dzisiejszy, prowadzi z przewagą 17 punktów.
Zwykle w zespołach kierownictwo „ustawia” wyścigi pod kątem zawodnika z największymi szansami na najlepszy wynik. Na szczęście, w tym roku, obaj reprezentanci Mercedesa mają szansę zdobycia korony.
Podkreślę tu bardzo dobrąa postawę Nico Rosberga w ubiegłotygodniowym Grand Prix Brazylii, gdzie nie dał sobie odebrać zwycięstwa i, tym samym, „dał sobie” szansę na końcowy tryumf.
Ostatni wyścig jest nagradzany w punktach podwójnie, stąd też emocję wzrastają.
Jak już wcześniej wspomniałem, nie ma miłości między obu reprezentantami Mercedesa. Zresztą, jak obserwatorzy twierdzą, rzadko spotyka się na torach wyścigowych sytuacje, kiedy zawodnicy są faktycznie przyjaciółmi.
Do takich przykładów na bieżąco można byłoby zaliczyć Fernando Alonso i Roberta Kubicę. Kiedy ścigali się wspólnie, mimo reprezentowania innych zespołów, bardzo sobie pomagali i bardzo się szanowali. Zresztą tych zawodników wszyscy lubili i lubią.
Do tego można dodać obserwowane z zewnątrz, prawdopodobne manipulacje przy sprzęcie.
Wiadomo, że nawet najlepszy kierowca świata nie wygra wyścigu F1 na nienajlepszym sprzęcie.
Bolidy są przygotowywane przez konstruktorów i mechaników pod nadzorem sponsora z workami pieniędzy.
Ostatnie wydanie Grand Prix trochę mnie zdziwiło, ponieważ Nico, który przez ostatnie dwa miesiące zdecydowanie przegrywał z Hamiltonem, nagle (!) nie dał sobie wydrzeć zwycięstwa tak w eliminacjach jak i na torze podczas wyścigu głównego.
Można sobie zadać pytanie, czy ni stąd ni zowąd Rosberg został lepszym kierowcą, czy też dostarczono mu lepszy sprzęt. Ja głosowałbym za tym drugim.
W sumie – nie był to ciekawy wyścig. Rosberg prowadził właściwie od startu do mety, z wyjątkiem momentów, gdy zjeżdżał zmienić opony.
Na torze Interlagos opony zużywały się szybciej, niż szacowali mechanicy i nierównomiernie. Ostatecznie nie wypaczyło to jednak rywalizacji.
Sezon dobiega więc końca w sporym napięciu. Aktualna sytuacja punktowa jest niezwykle ciekawa i otwarta dla obu reprezentantów Mercedesa.
Oznacza, że w ostatnim, podwójnie punktowanym wyścigu Rosberg może zostać mistrzem świata. Wystarczy, by wygrał wyścig, a Hamilton nie zajął drugiego miejsca.
Tym razem z pewnością tej ostatniej odsłony sezonu nie przegapię.