Sztuka trenerska
Sztuka trenerska
Obserwuję poczynania Agnieszki Radwańskiej w ostatnich dwóch latach i nasuwają mi się obserwacje, z którymi się mam ochotę podzielić.
Sytuacja Radwańskiej jest widoczna, że tak powiem, gołym okiem, lecz przypadek taki nie jest odosobniony.
Przypomnę, że Radwańska rozpoczęła swoją karierę tenisową pod okiem ojca Roberta i to właśnie on, a nikt inny, doprowadził zawodniczkę do poziomu światowego.
Radwańska jest zawodniczką specyficzną. Bardzo inteligentna bardzo sprawna, doskonała (prawie) technicznie, odporna psychicznie. Słowem – ma prawie wszystkie zalety do królowania na kortach.
Dotarła w sumie do finałów Wielkiego Szlema, nawet przez moment była sklasyfikowana na trzecim miejscu rankingu na świecie, ale niedosyt zawsze zostawał: nie wygrała Wielkiego Szlema.
Robert Radwański inteligentnie, przynajmniej moim zdaniem, prowadził zawodniczkę – córkę (a nie jest to łatwy orzech do zgryzienia), opierając swoje szkolenie na wykorzystywaniu naturalnego talentu Isi.
Cóż – genetycznie nie przekazał jej ogromnej siły fizycznej, z czego sobie doskonale zawsze zdawał sprawę, lecz ukierunkowanie szkolenia na rozwój techniki-szybkości-zwinności i wytrzymałości dobrze Adze zrobił.
Jak wspomniałem – trenowanie własnych pociech jest niezwykle trudne i nadszedł czas na zmiany.
Ostatnią zmianą było dołączenie do sztabu szkoleniowego Martiny Navratilovej, która była całkowicie inną zawodniczką.
Martina wygrała tyle szlemów i innych turniejów, że trudno się doliczyć. Słynęła z nieziemskiego, na tamte czasy, przygotowania fizycznego oraz bardzo męskiego sposobu gry: serw-volley-siatka-siła + precyzja.
Agnieszka zwykła grać zupełnie inaczej – słaby serw, gra na linii lub nawet za, precyzyjne plasowane uderzenia, długie wymiany.
Logiczną decyzja byłoby dołączyć do tego sposobu gry więcej agresji, siły i gry przy siatce, aby panować w całej pełni na korcie. Jak na razie – wyniki są gorsze niż „przed Martiną”.
Dość podobna sytuacja istnieje w tenisie męskim. Roger Federer, bez wątpienia król kortów, zaczął coraz częściej przegrywać. Oczywiście – z biegiem lat forma sportowa spada, jednak Federer czuł się młody i ambicja nie dawała mu spać.
Zatrudnił na trenera Stefana Edberga, Szweda, który grał w podobny sposób jak Martina: serw-volley- siatka, finezja.
Federer grał zwykle na końcowej linii i rzadko rzucał się do ataków. Ten sposób gry został zmodyfikowany.
Edberg znalazł odpowiedni sposób podejścia do trenowania tak doskonałego zawodnika i jego zmiany w treningu są chyba bardziej wyważone niż w przypadku Martiny.
Trenowanie mistrzów nie jest proste i do takiej pracy nadają się tylko mistrzowie. Nie można powiedzieć, że Navratilova nie jest mistrzynią, ale mistrzynią trenerska – chyba jeszcze nie.
Dla porównania: mistrz tenisowy Ivan Lendl doprowadził Andy Murray’a do zwycięstwa na Wimbledonie i złota olimpijskiego w Londynie. Od tego czasu Murray zmienił Lendla na Amelie Maurismo, francuską czempionkę – i … cisza, nic…
Federer ciągle jeszcze wygrywa, widać owoce pracy Edberga, ale, być może, bez zmian też by się obyło.
Jeszcze jeden przykład z polskiej lekkiej atletyki.
Największa w historii gwiazda Irena Szewińska została „wypatrzona” na jednym z tradycyjnych „czwartków lekkoatletycznych”, prowadzonych systematycznie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych na warszawskiej Agrykoli.
Jej pierwszym trenerem był znakomity przed laty oszczepnik Jan Kopyto, który doszedł do wniosku, że Irenie potrzeba trochę ogólnosprawnościowego przygotowania. Kopyto zbudował wspaniałe podstawy do dalszej specjalizacji.
Następny trener, Andrzej Piotrowski, który opiekował się kadra sprinterek, nauczył ją „ABC” techniki sprinterskiej, a trener sprintu męskiego – Gerard Mach dołożył do tego wytrzymałość szybkościową.
Szewińska przez ten czas zdobyła taką masę medali na wszystkich najważniejszych imprezach, że wiele reprezentacji krajowych mogło jej pozazdrościć.
Ostatnim trenerem został jej mąż – Janusz Szewiński, którego filozofią było … nieprzeszkadzanie talentowi.
To ostatnie stwierdzenie sporo trenerów powinno sobie wziąć do serca.