Lekkoatletyka pod dachem
Lekkoatletyka pod dachem
Zakończył się sezon lekkiej atletyki na hali i czołówka rozjechała się na atrakcyjne obozy zagraniczne, by szlifować formę na zbliżające się Mistrzostwa Świata.
Ubiegła zima była nadspodziewanie łaskawa dla polskich lekkoatletów, którzy wzięli udział w Mistrzostwach Europy na hali w Pradze.
Nie będę się rozwodził na temat poszczególnych wyników. Dodam tu od razu, że Polska zdobyła 7 krążków, wynik najlepszy od ponad 13 lat.
Wygląda na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku nad Wisłą. Celem głównym, oczywiście, będą Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro w przyszłym roku, ale w sporcie nic z nikąd się nie bierze.
Jako trener zawsze patrzę w przyszłość ucząc się z przeszłości i, skoro już został tylko rok, można pokusić się o pobawienie się w medalowe przewidywania. Oczywiście – w oparciu o dzisiejsze wyniki.
Jedna z pierwszych gwiazd na tym firmamencie jest tegoroczna sensacja tyczkarska – Piotr Lisek. Zawodnik OSOT Szczecin w ostatnich tygodniach trzy razy poprawiał swoje rekordy życiowe.
Kolejny cel jest jednak bardziej ambitny, bo Lisek chciałby złamać barierę 6 metrów.
Wynik 5,85 w Pradze wystarczył do wywalczenia brązowego medalu halowych mistrzostw Europy. Głównym punktem przygotowań na sezon 2015 będą sierpniowe mistrzostwa świata w Pekinie.
Powiedział: „ Aktualnie naszym celem jest to, aby ustabilizować skakanie na poziomie 5,90. Kiedy to się uda, będziemy myśleć dalej, ale nie ukrywam, że z wyniku sześciu metrów wszyscy bylibyśmy bardzo zadowoleni”.
Prezes PZLA Jerzy Skucha był zadowolony, chociaż zawiodła go brązowa w Pradze, skoczkini wzwyż Kamila Lićwinko. Powiedział: „Jest w tym roku najlepszą zawodniczką na świecie, a wywalczyła tylko brązowy medal i to z najsłabszym swoim wynikiem w tym sezonie. Może faktycznie przyczyną był zły rozbieg”.
Skucha uważa, że halowe mistrzostwa Europy w Pradze można uznać za udane w wykonaniu 45-osobowej reprezentacji. “Trzeba się cieszyć tym, co jest, ale należy dostrzegać też braki” – zaznaczył. Biało-czerwoni do kraju wrócili „z tarczą”.
Powodem do radości są za to występy młodych zawodników. 17-letniego Konrada Bukowieckiego, który był szósty w konkursie pchnięciu kulą, i jego rówieśniczki sprinterki Ewy Swobody – ósmej na 60 m. Oboje poprawili rekordy Europy juniorów. Oboje młodzi zawodnicy już są w finałach mistrzostw Europy seniorów. To jest bardzo istotne. Walczyli jak równi z równymi. To wielka rzecz.
Polska zwykle miała dobrą sztafetę 4x400m i znów ma taką, która może walczyć o medal na igrzyskach w Rio de Janeiro. Tak z kolei twierdzi Marek Plawgo po halowych ME w Pradze.
Plawgo był gwiazdą HME 2002, w których wygrał bieg na 400 m i poprowadził do złota sztafetę, bijąc dwa rekordy HME. Był zdecydowanym liderem. Teraz liderów jest czterech.
W finale w Pradze Karol Zalewski, Rafał Omelko, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina poprawili rekord Polski sprzed 16 lat (3:02.97). Poprzedni – 3:03.01 – był też polskim rekordem Europy, ale w finale szybsi od biało-czerwonych byli Belgowie, dzięki atakowi na ostatniej prostej.
Zmieniła się taktyka i jakość polskich sprinterów. Kiedyś zdobywali medale, walcząc na łokcie. Nie dało się ich przejść. Teraz wygrywają nogami.
W finale Zalewski, ruszając z bloków, pobiegł poniżej 46 s, co do tej pory na hali udało się jedynie Plawdze.
Skucha przypomniał, że pod dachem nie rywalizują młociarze i dyskobole, a w tych konkurencjach Polacy zdobywają od lat regularnie medale. Także w sierpniu w Pekinie powinni się liczyć.
Właśnie – najwięcej medali w ostatnich latach nazdobywali miotacze: Paweł Fajdek i Anita Włodarczyk w mocie, Tomasz Majewski w pchnięciu kula, Piotr Małachowski w dysku. A przecież zaraz blisko za nimi są Joanna Fiodorow czy Robert Urbanek.
Talentów nie brakuje i sytuacja na rok przed Rio de Janeiro jest bardzo ciekawa i optymistyczna.
Nigdy jednak nie będzie idealnie wdlug słów prezesa PZLA: „ Jestem bardzo zadowolony z występu ekipy. Mówiłem już wcześniej, że przy sześciu medalach będą udane. Widać teraz, że mogło być ich więcej”.