Tenisowy savoir-vivre
Tenisowy savoir-vivre
Moja ulubiona (do końca ubiegłego roku) sportsmenka kanadyjska, Eugenie Bouchard, dobrze grała i pokazywała klasę tak na korcie jak i poza. Tak było w 2013 i połowie 2014 roku.
Jej wypowiedzi w czasie konferencji prasowych były ciekawe, do rzeczy i pełne stanowczości.
Wydawało mi się, że Kanada wreszcie doczekała się prawdziwej mistrzyni.
Pod koniec roku zagrała nawet w Turnieju Masters, turnieju przeznaczonym tylko dla czołowych ośmiu zawodniczek w rankingu światowym. Dodam, że to już było po jej najlepszych wyczynach 2014 roku. Wypadła tam bardzo mizernie.
W sumie – wylądowała na wysokim 7 miejscu w rankingu światowym, tuż za Agnieszka Radwańską.
Bouchard miała jednego dobrego trenera, ale z nim się rozstała, szukając czegoś lepszego.
Koniec końców – najlepsza kanadyjska tenisistka jest w tym sezonie „cienka”. Nie tylko zresztą w osiągnięciach sportowych, ale i w … wyglądzie.
Tak, na marginesie, zauważyłem, że ostatnio tak kobiety jak i mężczyźni zmieniają trening o sposób odżywiania się. Mężczyźni z reguły wyglądali na takich bardziej wysportowanych, natomiast wśród kobiet można było zauważyć sporo nawet korpulentnych postaci.
Jeszcze kilka Amerykanek sportowymi sylwetkami nie grzeszy, ci było całkiem popularne jeszcze w latach 90-tych.
Kanadyjska tenisowa gwiazda, podobnie zresztą jak i Agnieszka Radwańska zadziwia zgrabną figurą, ale nie – tenisem.
Dodatkowo, przestała mnie zadziwiać zachowaniem poza kortem.
Najlepszym tego przykładem było niepodanie ręki zawodniczce rumuńskiej Aleksandrze Dulgeru przed meczami Federatioon Cup w Montrealu.
Dodam, ze nie wystąpiła w poprzednim wydaniu tych drużynowych pojedynków tenisowych, tłumacząc się osobistymi planami sportowymi.
Rozumiem doskonale, że tenis jest sportem indywidualnym, jednak mądrość młodego zawodnika powinna być nas tyle rozwinięta, aby zdawać sobie sprawę, że nikt jeszcze nic w pojedynkę nie wywojował. Nawet w tenisie.
Reprezentowanie barw narodowych powinno być zawsze zaszczytem, i, nie oszukujmy się, korzystnym ruchem marketingowym.
Oczywiście – Bouchard pochodzi z zamożnej rodziny, więc może pieniędzy nie potrzebuje, w co zrteszta wątpię. Z tego również powodu może sobie nie zdawać sprawy z faktu, że „normalnemu” zawodnikowi znacznie trudniej przychodzi przebicie się do czołówki. Przecież zawsze na przeszkodzie stoją przynajmniej na początku kariery, wydatki związane z uczestnictwem w poszczególnych turniejach. Być może, że właśnie „zamożne pochodzenie” zaciemniło jej obraz rzeczywistości.
Sportowo – Rumunki ograły Kanadę w zdecydowany sposób. Bouchard przegrała wszystkie swoje pojedynki.
Przy tak brzydkim wydarzeniu, jak na „biały sport” przystało, Rumunka wypadła świetnie. Nie tylko wygrała swoje pojedynki, ale również zachowała się przed kamerami i mikrofonami niezwykle profesjonalnie, czym zdobyła serca kanadyjskiej, bądź co bądź, bardzo fair publiczności.
Zresztą to nie był pierwszy tego rodzaju eksces Eugenie Bouchard.
Pod koniec ubiegłego roku również nie podała ręki Słowaczce Kristinie Kucowej podczas konferencji prasowej przed meczami.
Przeczytałem tu i ówdzie, że to właśnie „waleczny duch sportowy” Bouchard powoduje takie właśnie zachowanie. Nikt poważny jednak w ten sposób chamstwa nie odbiera.
Wiem z trenerskiego doświadczenia, że w sportach walki, jak boks, zapasy czy judo, agresywne nastawienie się do przeciwnika może w jakiś sposób pomóc, jednak tenis, to nie sport walki.
Tenis tradycyjnie jest postrzegany jako bardzo dżentelmeński sport i po kilkunastoletnim tolerowaniu chamstwa (Jimmy Connors, Ilie Nastase, John McEnroe i inni), wrócił na swoje „normalne” tory dzięki Samprasowi, Federerowi czy Nadalowi.
A Bouchard? Może z pewnością liczyć na jedno – ja już osobiście kciuków za nią trzymać nie będę.