Sport i polityka
Sport i polityka
Pod koniec lat 70-siatych, kiedy jeszcze mieszkałem w Polsce, mój trener zwykł mawiać, że wyniki reprezentacji piłki nożnej były barometrem nastrojów politycznych. Traktowałem to wtedy z przymrużeniem oka, bo polska reprezentacja faktycznie grała dobrze, chociaż nastroje wśród moich znajomych nie były najlepsze.
Po latach jednak, i z perspektywy czasy, przyznaje, że chłop miał rację.
Polska zdobyła złoto na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 oraz srebro – w 1976 – w Montrealu. Nie dość tego – w 1974 roku Polacy zajęli trzecie miejsce w Niemczach w Pucharze Świata, potem 6-the w Argentynie w 1978 oraz, po raz drugi, trzecie miejsce w 1982 w Hiszpanii.
Następnie nastała noc stanu wojennego i życie sportowe w Polsce prawie umarło.
Wolność polityczna przyszła w 1989 roku i już w 1992 roku Polacy zdobyli kolejny srebrny medal olimpijski w Barcelonie.
Jednak wystarczy przyjrzeć się bardziej szczegółowo wydarzeniom na szerszej, olimpijskiej arenie, aby dojść do podobnego związku – sport – barometrem nastrojów ludzkich.
Już w czasach Imperium Rzymu odbywały się słynne igrzyska w Koloseum, w ogromnym cyrku, w którym niewolnicy-gladiatorzy walczyli o swą wolność nie tylko miedzy sobą, ale także z dzikimi zwierzętami. Z tego okresu pochodzi powiedzenie „chleba i igrzysk”, co miało dobitny wyraz w ówczesnych stosunkach społeczno-ekonomicznych.
Nic wielkiego się nie działo w sporcie aż do końca 19 wieku, kiedy nie tylko starożytne Igrzyska Greckie zostały wznowione prze Pierre de Coubertina w 1896 roku, ale także piłka nożna zaczynała pokazywać się na stadionach angielskich.
W brutalnych czasach prymitywnego angielskiego kapitalizmu mecze piłkarskie były jak gdyby oderwaniem się od rzeczywistości dla szarych mas robotniczych.
Identyfikowali się ze swoim klubem do tego stopnia, że dochodziło do bijatyk po meczach w celu pozbycia się frustracji codziennego życia.
Pierwszym poważnych sygnałem wykorzystywania sportu do celów politycznych były Igrzyska Olimpijskie w Berlinie w 1936 roku.
Niemcy hitlerowskie były pierwszym imperium wykorzystującym do perfekcji osiągnięcia psychologicznej propagandy sukcesu.
Areny sportowe Berlina zostały przekształcone w wielkie zgromadzenia polityczne, gdzie masy były „pompowane” sukcesem swoich reprezentantów. Dodam, że faktycznie Niemcy pokazali się z jak najlepszej strony sportowej.
Następna taka okazją do pokazania wyższości politycznej miała być Moskwa w 1980 roku, gdzie kraje wschodniego bloku przygotowane były do ogromnego zwycięstwa. Niestety, do bezpośredniej konfrontacji nie doszło, gdyż Zachód zbojkotował tamte igrzyska z powody najazdu ZSRR na Afganistan. Wschód się odegrał w 1984 roku w los Angeles i wyglądało na to, że już nigdy się nie doczekamy normalnych Igrzysk.
Polityka, polityka.
Przecież wystarczy przyjrzeć się starożytnym ideałom olimpijskim, kiedy to przerywano wszelkie wojny, aby młodzież mogła konkurować w pokojowych warunkach na arenach olimpijskich.
Z doświadczenia powiem, że żadne bojkoty nie skończyły się jakimkolwiek zwycięstwem tych bojkotujących i tych bojkotowanych. Jedynymi przegranymi byli zawodnicy, trenerzy, rodziny zawodników, kibice. To im politycy zabrali życiową szansę zaprezentowania się na wielkiej arenie międzynarodowej, porywając ja w tym samym czasie dla swych niecnych potrzeb.
Najczarniejszym epizodem, jak dotychczas, był zamach Palestyńczyków na ekipę Izraela w 1972 roku w Monachium. Igrzyska zostały przerwane na jeden dzień, jednak dokończone o czasie.
Były to pierwsze Igrzyska, gdzie sportowcy i zamachowcy przypłacili życiem polityczne roszczenia swoich zwierzchników.
Dzisiaj nie jest lepiej.
W ubiegły piątek znów zrobiło się gorąco w okolicach piłkarskiego stadionu w Paryżu.
Tym razem islamscy terroryści postanowili wykorzystać ogromne zgromadzenie kibiców, na szczęście do tragedii na samym Stade de France nie doszło.
Samo zdarzenie wprowadziło chwile niepewności co do przyszłości Euro 2016.
Miejmy nadzieje, że rozsądek i pokój zwyciężą