Sportowy "empty nest"
Sportowy "empty nest"
Byłem świadkiem dyskusji mojej żony z dwoma innymi matkami młodych piłkarzy, którzy są związani z piłką nożną od trzeciego – czwartego roku życia.
Nie jestem zbytnio romantyczny, ale nie umknęło mojej uwadze ich nostalgiczne podejście do wyczynów sportowych swych pociech.
Nawet nie było mowy o osiągnięciach na boisku. Cały czas wspominały te panie o swoich przeżyciach związanych z tym całym procesem sportowym młodych adeptów.
Otóż mój najmłodszy syn wybrał piłkę nożną już bardzo wcześnie.Nie wiem, co było prawdziwym powodem, ale w przedszkolu, do którego uczęszczał już czterech chłopaków ganiało za piłką. Myślę ,że socjalny aspekt był tu znacznie ważniejszy niż jakakolwiek chęć współzawodnictwa, chociaż, jak wiemy, sporo dzieciaków ma takowe we krwi już od samego początku.
Jak pewnie większość rodziców posyłających swoje pociechy na zajęcia piłkarskie, my zaczęliśmy spędzać popołudnia i wieczory w gronie rodziców w podobnej sytuacji.
Mieliśmy wyjątkowe szczęście, gdyż większość naszych wspólnych „towarzyszy niedoli” należała do tych urodzonych w Kandzie i przez to, nie miała sama swojego doświadczenia piłkarskiego.
To co było nowe dla dzieciaków, było równie nowe dla rodziców.
Dodatkowym plusem takiego braku rozeznania w „kopanej” była praktycznie nieistniejąca chęć postrzegania swojego dziecka jako następnego supergwiazdora piłkarskiego.
Taka sytuacja pozwalała nam na dość komfortowe oglądanie naszego dzieciaka uganiającego się za piłką tak na treningach jak i w czasie gier.
Szkolenie dzieci na wstępnym etapie w Kanadzie jest, co tu dużo mówić – cienkie.
Trenerami zwykle są nastolatki, próbujące „wyrobić” godziny pracy społecznej, lub rodzice, którym akurat się chce to robić. Nie oznacza to, że maja oni jakieś przyzwoite pojęcie o treningu dzieci i młodzieży.
Jednak, jak moja żona zwykle mawia, to nie sport był najważniejszy, lecz to socjalne „happeningi”.
Wiadomo, że w krótkim czasie nawiązuje się znajomości i przyjaźnie, szczególnie wtedy, kiedy nie ma wielkiej konkurencji wśród chłopaków.
Tak wiec, już po kilku latach powstały przyjąźnie oparte na wspólnym fundamencie – piłki nożnej naszych dzieci.
Wspomniana grup pań przetrzymała razem sporo czasu.
Chłopcy dorastali. Po „house league” przyszły rozgrywki w „all stars”, potem w „rep teams” aby zakończyć okres szkoły średniej w OYSL (Ontario Youth Soccer League”.
Chłopcy nawet załapali się do gry w reprezentacjach swoich uniwersytetów, ale to było ich chyba ostatie ”hura” w tzw. sportowej piłce.
Ostatnie towarzyskie spotkanie grupy rodziców były coraz rzadsze. W końcu treningi i spotkania piłkarskie odbywały się w różnych miastach, skoro chłopcy „załapali się” do innych uniwersytetów. Jednakowoż, z uwagi na mecze międzyuniwersyteckie, zdarzają się te okazje.
Zauważyłem, że to nie tylko kobiety przeżywały ten okres rozłąki ze sportem dzieci. Mężczyźni także, chociaż w bardziej ukryty sposób.
Jeden z ojców powiedział mi, ze nie może sobie znaleźć miejsca w domu po „wyfrunięciu” ostatniego ptaka z gniazda.
Dziwny ten sport.
Największa depresje w życiu odczułem nie po śmierci biskich, lecz tuż zaraz po zgaszeniu znicza olimpijskiego w Seulu.
Na kolejnych Igrzyskach w Barcelonie byłem już na to przygotowany … i znów to samo. Depresja. Empty nest.